Tak mocno popieramy Hannę Gronkiewicz-Waltz, że najchętniej zapomnielibyśmy, iż kiedykolwiek była w Platformie Obywatelskiej, w dodatku przez lata zajmując stanowisko wiceprzewodniczącej tej partii. Tak mniej więcej wygląda nastawienie kierownictwa PO do prezydent Warszawy. Ale oficjalnie wszyscy udają, że jej bronią niczym niepodległości. Po prostu polityka prawie zawsze jest czym innym niż się wydaje, zaś wypowiedzi polityków trzeba zwykle czytać na opak. Nie jest jednak tak, że „im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbas i polityki (praw), tym lepiej w nocy śpią”. To powiedzenie przypisywane kanclerzowi Ottonowi von Bismarckowi sprawdza się może co do kiełbas, ale w sprawach polityki (praw) znajomość zakulisowych szczegółów może czynić sny bardziej kolorowymi i rzadziej będą one koszmarami, gdy się pozbędziemy złudzeń.
Przykład Hanny Gronkiewicz-Waltz i Platformy Obywatelskiej jest akurat bardzo aktualny i gorący, ale nie jest niczym nadzwyczajnym, bo w innych partiach jest podobnie. Grzegorz Schetyna nie ma Hannie Gronkiewicz-Waltz nic do zawdzięczenia, a wręcz przeciwnie. Nigdy nie była jego zwolenniczką, a za czasów Donalda Tuska ochoczo brała udział w upokarzaniu obecnego przewodniczącego PO. Schetyna nigdy nie cenił jej politycznych kwalifikacji, a wręcz przeciwnie (cytaty byłyby barwne, ale w większości niecenzuralne). A gdy PO jest w opozycji i musi walczyć o życie, kolejne, odkrywane niemal codziennie „osiągnięcia” Hanny Gronkiewicz-Waltz w warszawskim ratuszu wywołują tylko wściekłość. Prezydent Warszawy to jednak wiceprzewodnicząca partii, a Warszawa to najważniejszy przyczółek PO w Polsce, więc nawet nie cierpiąc Hanny Gronkiewicz-Waltz i życząc jej jak najgorzej, nie można tego powiedzieć otwarcie. Mamy zatem jej obronę, ale tak anemiczną i dwuznaczną jakby jej w ogóle nie było. Bo prezydent Warszawy jest kamieniem u szyi PO, a chodzi tylko o to, żeby nie wciągnęła pod wodę całej partii, a szczególnie jej obecnego przewodniczącego.
W partii Schetyny empatia wobec prezydent stolicy jest trudno dostrzegalna nawet pod mikroskopem elektronowym, ale przedstawienie musi trwać. Część odpowiedzialności za wykreowanie i umocnienie Hanny Gronkiewicz-Waltz da się oczywiście zrzucić na Donalda Tuska, ale w partii urosła ona w czasach, gdy Schetyna był sekretarzem generalnym i drugą postacią po ówczesnym przewodniczącym. Gdyby Schetyna rządził w PO niepodzielnie, czyli tak jak obecnie, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie miałaby żadnych szans na awanse, ale ona w partii jest, w dodatku w jej władzach, i coś z tym trzeba zrobić. Tyle że żaden wariant rozwiązania problemu Hanny Gronkiewicz-Waltz nie jest dobry dla partii. A najgorsze byłoby trwanie obecnej prezydent Warszawy i odkrywanie kolejnych niespodzianek w kwestiach warszawskiej tzw. reprywatyzacji. Najlepsze byłoby jak najszybsze jej odwołanie, bo do wyborów samorządowych zostało nieco ponad dwa lata, a do parlamentarnych trochę ponad trzy lata, więc część strat dałoby się odrobić
Im dłużej Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie w warszawskim ratuszu, tym dla PO gorzej. Przede wszystkim dlatego, że skala odkrywanych w ratuszu patologii poraża i wciąż idzie na konto PO. Najlepszym tego dowodem ostatnie rewelacje o byłym wiceszefie Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakubie Rudnickim i udziale jego samego oraz najbliższej rodziny w „reprywatyzacji”. Tłumaczenia prezydent stolicy, że o niczym nie wiedziała, są chyba strategią najgorszą z możliwych, bo wszystko to działo się tuż pod jej bokiem. Poza tym, im dłużej Hanna Gronkiewicz-Waltz trwa, tym bardziej nakierowuje uwagę organów ścigania, instytucje kontroli oraz media na inne duże miasta rządzone przez ludzi PO, a to oznacza kolejne kłopoty dla partii. Trudno się więc dziwić, że Grzegorz Schetyna nie demonstruje ani odrobiny serca, empatii i zrozumienia, gdy wypowiada się o prezydent Warszawy, choć formalnie wygląda to na jakąś próbę obrony. W rzeczywistości chodzi o to, żeby Hanna Gronkiewicz-Waltz jak najszybciej upadła i żeby jak najwięcej poszło na jej konto, a nie obciążyło partii. Choćby z tego powodu los prezydent Warszawy jest przesądzony.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tak mocno popieramy Hannę Gronkiewicz-Waltz, że najchętniej zapomnielibyśmy, iż kiedykolwiek była w Platformie Obywatelskiej, w dodatku przez lata zajmując stanowisko wiceprzewodniczącej tej partii. Tak mniej więcej wygląda nastawienie kierownictwa PO do prezydent Warszawy. Ale oficjalnie wszyscy udają, że jej bronią niczym niepodległości. Po prostu polityka prawie zawsze jest czym innym niż się wydaje, zaś wypowiedzi polityków trzeba zwykle czytać na opak. Nie jest jednak tak, że „im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbas i polityki (praw), tym lepiej w nocy śpią”. To powiedzenie przypisywane kanclerzowi Ottonowi von Bismarckowi sprawdza się może co do kiełbas, ale w sprawach polityki (praw) znajomość zakulisowych szczegółów może czynić sny bardziej kolorowymi i rzadziej będą one koszmarami, gdy się pozbędziemy złudzeń.
Przykład Hanny Gronkiewicz-Waltz i Platformy Obywatelskiej jest akurat bardzo aktualny i gorący, ale nie jest niczym nadzwyczajnym, bo w innych partiach jest podobnie. Grzegorz Schetyna nie ma Hannie Gronkiewicz-Waltz nic do zawdzięczenia, a wręcz przeciwnie. Nigdy nie była jego zwolenniczką, a za czasów Donalda Tuska ochoczo brała udział w upokarzaniu obecnego przewodniczącego PO. Schetyna nigdy nie cenił jej politycznych kwalifikacji, a wręcz przeciwnie (cytaty byłyby barwne, ale w większości niecenzuralne). A gdy PO jest w opozycji i musi walczyć o życie, kolejne, odkrywane niemal codziennie „osiągnięcia” Hanny Gronkiewicz-Waltz w warszawskim ratuszu wywołują tylko wściekłość. Prezydent Warszawy to jednak wiceprzewodnicząca partii, a Warszawa to najważniejszy przyczółek PO w Polsce, więc nawet nie cierpiąc Hanny Gronkiewicz-Waltz i życząc jej jak najgorzej, nie można tego powiedzieć otwarcie. Mamy zatem jej obronę, ale tak anemiczną i dwuznaczną jakby jej w ogóle nie było. Bo prezydent Warszawy jest kamieniem u szyi PO, a chodzi tylko o to, żeby nie wciągnęła pod wodę całej partii, a szczególnie jej obecnego przewodniczącego.
W partii Schetyny empatia wobec prezydent stolicy jest trudno dostrzegalna nawet pod mikroskopem elektronowym, ale przedstawienie musi trwać. Część odpowiedzialności za wykreowanie i umocnienie Hanny Gronkiewicz-Waltz da się oczywiście zrzucić na Donalda Tuska, ale w partii urosła ona w czasach, gdy Schetyna był sekretarzem generalnym i drugą postacią po ówczesnym przewodniczącym. Gdyby Schetyna rządził w PO niepodzielnie, czyli tak jak obecnie, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie miałaby żadnych szans na awanse, ale ona w partii jest, w dodatku w jej władzach, i coś z tym trzeba zrobić. Tyle że żaden wariant rozwiązania problemu Hanny Gronkiewicz-Waltz nie jest dobry dla partii. A najgorsze byłoby trwanie obecnej prezydent Warszawy i odkrywanie kolejnych niespodzianek w kwestiach warszawskiej tzw. reprywatyzacji. Najlepsze byłoby jak najszybsze jej odwołanie, bo do wyborów samorządowych zostało nieco ponad dwa lata, a do parlamentarnych trochę ponad trzy lata, więc część strat dałoby się odrobić
Im dłużej Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie w warszawskim ratuszu, tym dla PO gorzej. Przede wszystkim dlatego, że skala odkrywanych w ratuszu patologii poraża i wciąż idzie na konto PO. Najlepszym tego dowodem ostatnie rewelacje o byłym wiceszefie Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakubie Rudnickim i udziale jego samego oraz najbliższej rodziny w „reprywatyzacji”. Tłumaczenia prezydent stolicy, że o niczym nie wiedziała, są chyba strategią najgorszą z możliwych, bo wszystko to działo się tuż pod jej bokiem. Poza tym, im dłużej Hanna Gronkiewicz-Waltz trwa, tym bardziej nakierowuje uwagę organów ścigania, instytucje kontroli oraz media na inne duże miasta rządzone przez ludzi PO, a to oznacza kolejne kłopoty dla partii. Trudno się więc dziwić, że Grzegorz Schetyna nie demonstruje ani odrobiny serca, empatii i zrozumienia, gdy wypowiada się o prezydent Warszawy, choć formalnie wygląda to na jakąś próbę obrony. W rzeczywistości chodzi o to, żeby Hanna Gronkiewicz-Waltz jak najszybciej upadła i żeby jak najwięcej poszło na jej konto, a nie obciążyło partii. Choćby z tego powodu los prezydent Warszawy jest przesądzony.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/307639-przypadki-hanny-gronkiewicz-waltz-i-donalda-tuska-czyli-o-partyjnych-wojnach-konfliktach-i-sciemach