Za nami kilka pierwszych dni września. Ponieważ trójka moich starszych dzieci jest na różnych etapach edukacji, dużo przebywam w szkole i rozmawiam z rodzicami i nauczycielami. Nastroje wśród rodziców bardzo różne. Jedni się cieszą inni martwią.
Większość rodziców sześciolatków jest zadowolona z tego, że rząd PiS dotrzymał przedwyborczej obietnicy i pozwolił sześciolatkom na pozostanie w przedszkolach i oddziałach przedszkolnych. Jednak wśród rodziców gimnazjalistów króluje przede wszystkim niepokój, związany z zapowiedzią dotrzymania kolejnej obietnicy, czyli likwidacji gimnazjów.
Niepokój wynika z tego, że szczegóły reformy nie są jeszcze znane. Podobno wszystko będzie wiadomo, gdy MEN przedstawi pakiet ustaw dotyczących likwidacji gimnazjów. Póki jednak tego nie zrobić w wielu miejscach mamy znaki zapytania.
Założenia reformy są takie, że zamiast 6 lat szkoły podstawowej, 3 lat gimnazjum i 3 lat liceum, uczniów czeka powrót do systemu sprzed 1999 roku, czyli: 8 lat szkoły podstawowej i 4 lat liceum lub 5 lat technikum. I już na poziomie tego głównego założenia mieliśmy zmiany, świadczące o tym, że nie wszystko zostało dobrze przemyślane. W czerwcu szefowa MEN mówiła o ośmiu latach „szkoły powszechnej”, by w końcówce sierpnia, pod wpływem samorządów, wrócić do nazwy „szkoła podstawowa”. Samorządowcy alarmowali, że w innym przypadku musieliby wymieniać tablice, pieczątki, czyli jednym słowem czekałaby ich masa zachodu i niepotrzebnych wydatków. Przecież można to było przewidzieć.
Według zapowiedzi Anny Zalewskiej, tegoroczni szóstoklasiści nie pójdą już do gimnazjów i będą kontynuować edukację w nowym systemie (w roku szkolnym 2022/23 system edukacji ma osiągnąć docelowy model: obowiązkowe przedszkole dla sześciolatków, ośmioletnia szkoła podstawowa i – w zależności od wyboru ucznia – czteroletnie liceum, pięcioletnie technikum albo dwustopniowa (łącznie pięć lat) szkoła branżowa). To znaczy, że w przyszłym roku tegoroczny szóstoklasista pójdzie do siódmej klasy szkoły podstawowej, nie do gimnazjum. Jednak to na razie zapowiedź. By mieć pewność, że tak będzie, potrzebne jest nowe prawo. W tym miejscu wiele osób pyta po co zmiany, skoro zajęcia i tak będą się odbywały w osobnych budynkach. Moim zdaniem najważniejsze jest to, że dzieci pozostaną w tej samej grupie rówieśniczej, co jednak zminimalizuje problemy wychowawcze na tym etapie.
Uczniowie, którzy e tym roku szkolnym zaczęli naukę w gimnazjach teoretycznie skończą ją w starym trybie. Jednak co z gimnazjalistą, który nie zda, np. z pierwszej do drugiej klasy? Wróci do szkoły podstawowej czy jako jedyny ze swojego rocznika będzie kontynuował naukę starym systemem? Tego jeszcze nie wiemy. Nie ma też jasności czy będzie egzamin gimnazjalny i jak będzie wyglądała rekrutacja do liceów. To ostatnie jest szczególnie ważne, gdyż rok 2019/2020 będzie rocznikiem kumulacji. Do liceów będą chcieli się dostać uczniowie z gimnazjów, idący starym trybem i uczniowie ósmych klas, idący nowym trybem. Czy wszystkich będą obowiązywały takie same egzaminy? Jeśli tak, czy gimnazjaliści nie będą lepiej przygotowani? Jak będą podzielone klasy w liceum? Przecież część dzieci spędzi w nim trzy, a część cztery lata? Jak będzie wyglądała matura?
Pytań o szczegóły reformy jest więcej. Żeby zminimalizować niepokój rodziców można było najpierw dobrze obmyślić szczegóły zmian, a dopiero potem je ogłosić, znając odpowiedzi na wszystkie pytania. Stało się odwrotnie. Co do meritum, uważam, że kierunek zmian jest słuszny. Gimnazja nie zdały egzaminu. Wszyscy znani mi rodzice przyznają, że na tym etapie mieli problemy wychowawcze, gdyż wrzucenie dzieci w trudnym wieku w nowe środowisko, z nowymi nauczycielami rodzi takie konsekwencje. Ten system nie zdał też egzaminu z innego powodu. 3-letnie liceum znacznie gorzej przygotowywało młodzież do studiów. Jestem więc za likwidacją gimnazjów, martwią mnie jednak szczegóły, w których, jak wiadomo, tkwi diabeł.
Mam nadzieję, że minister Zalewska zechce słuchać zaniepokojonych rodziców i uniknie buty, z jaką odnosiła się do nich jej poprzedniczka. Zwłaszcza do tych, walczących o prawo wyboru dla maluchów. Rodzice, którzy martwią się o przyszłość swoich starszych dzieci także powinni być wysłuchani, a ich obawy muszą być wzięte pod uwagę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/307402-jestem-za-likwidacja-gimnazjow-jednak-diabel-tkwi-w-szczegolach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.