Gdy się czyta kolejne ustalenia w sprawie bandyckiej tzw. reprywatyzacji w Warszawie, nóż się otwiera w kieszeni. Wydaje mi się, że można już zrekonstruować mechanizm tej niesławnej „reprywatyzacji”. Kluczem był warszawski ratusz i znajdująca się tam wiedza o nieruchomościach oraz roszczeniach do nich. Można było też buszować po księgach wieczystych, ale to benedyktyńska praca, w dodatku często nie dająca wiedzy o tym, kto rości sobie prawa do konkretnych nieruchomości.
Dlatego dostęp do Biura Gospodarki Nieruchomościami czy szerzej do ratusza oznaczał dotarcie do bezcennego banku danych, czyli do potencjalnej żyły złota. Do banku danych można było dotrzeć na różne sposoby i za różną cenę, ale najwygodniejsze byłoby wstawienie wtyczki do BGN, na przykład w dziale nie zajmującym się bezpośrednio roszczeniami i zwrotami. Oczywiście można zakładać, że w ratuszu i w BGN nikt się nie orientował, że działa tam kret (krety), ale nawet ktoś mało rozgarnięty musiał wiedzieć, jak cenna wiedza się tam znajduje i jak tę wiedzę można zamienić w żywą gotówkę. A jeśli ktoś wiedział i patrzył przez palce na przecieki danych na zewnątrz, to zapewne nie za darmo. Problemem jest to, jak szeroka mogła być grupa osób opłacanych za to, że zatrudniły kreta albo pozwalały na wyciek danych. Bo przecież trzeba brać pod uwagę przełożonych na różnych poziomach oraz kontrolerów na różnych poziomach.
Kiedy już się miało dostęp do danych o roszczeniach i spadkobiercach, a wszystko wskazuje, że ten dostęp mieli prawnicy wyspecjalizowani w odzyskiwaniu nieruchomości, trzeba było odnaleźć tych, którzy latami czekali na zwroty nieruchomości. Albo dotrzeć do osób nie mających wiedzy czy zdrowia, aby twardo walczyć o swoje prawa. Albo odnaleźć spadkobierców nie mających wiedzy, że mogą coś odzyskać, bo im się należy. Albo dotrzeć do osób tak starych bądź niedołężnych, że za grosze można było od nich wyłudzić stosowne pełnomocnictwa, cesje czy prawa. Albo odkupić roszczenia nabyte niezgodnie z prawem, choćby na podstawie sfałszowanych testamentów czy kupione od przestępców i zaryzykować. W różnych wypadkach różna była cena za przejęcie roszczeń czy praw, ale zawsze bardzo niska w stosunku do korzyści. Gdy się już miało roszczenia bądź prawa do nieruchomości, trzeba było skłonić urzędników ratusza do szybkiego zwrotu bądź rekompensaty.
Piszę o ratuszu, bo samo BGN mogło nie wystarczyć, gdy chodzi o nieruchomości warte grube miliony. I w ten sposób powstała swego rodzaju fabryka, produkująca zwroty oraz rekompensaty. Wszystko wskazuje na to, że ta fabryka pełne moce produkcyjne osiągnęła w latach 2008-2015, gdy do wielkich funduszy miejskich na reprywatyzację doszły też rządowe, w wysokości 200 mln zł rocznie. W tym miejscu przypomnę, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wprowadziła się do ratusza na początku grudnia 2006 r. Oczywiście w fabryce produkowano także normalne towary, czyli realizowano zwroty i rekompensaty niebędące przedmiotem handlu, bo zawsze dobrze mieć taką przykrywkę, a poza tym obracanie tylko trefnym towarem nie byłoby bezpieczne.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdy się czyta kolejne ustalenia w sprawie bandyckiej tzw. reprywatyzacji w Warszawie, nóż się otwiera w kieszeni. Wydaje mi się, że można już zrekonstruować mechanizm tej niesławnej „reprywatyzacji”. Kluczem był warszawski ratusz i znajdująca się tam wiedza o nieruchomościach oraz roszczeniach do nich. Można było też buszować po księgach wieczystych, ale to benedyktyńska praca, w dodatku często nie dająca wiedzy o tym, kto rości sobie prawa do konkretnych nieruchomości.
Dlatego dostęp do Biura Gospodarki Nieruchomościami czy szerzej do ratusza oznaczał dotarcie do bezcennego banku danych, czyli do potencjalnej żyły złota. Do banku danych można było dotrzeć na różne sposoby i za różną cenę, ale najwygodniejsze byłoby wstawienie wtyczki do BGN, na przykład w dziale nie zajmującym się bezpośrednio roszczeniami i zwrotami. Oczywiście można zakładać, że w ratuszu i w BGN nikt się nie orientował, że działa tam kret (krety), ale nawet ktoś mało rozgarnięty musiał wiedzieć, jak cenna wiedza się tam znajduje i jak tę wiedzę można zamienić w żywą gotówkę. A jeśli ktoś wiedział i patrzył przez palce na przecieki danych na zewnątrz, to zapewne nie za darmo. Problemem jest to, jak szeroka mogła być grupa osób opłacanych za to, że zatrudniły kreta albo pozwalały na wyciek danych. Bo przecież trzeba brać pod uwagę przełożonych na różnych poziomach oraz kontrolerów na różnych poziomach.
Kiedy już się miało dostęp do danych o roszczeniach i spadkobiercach, a wszystko wskazuje, że ten dostęp mieli prawnicy wyspecjalizowani w odzyskiwaniu nieruchomości, trzeba było odnaleźć tych, którzy latami czekali na zwroty nieruchomości. Albo dotrzeć do osób nie mających wiedzy czy zdrowia, aby twardo walczyć o swoje prawa. Albo odnaleźć spadkobierców nie mających wiedzy, że mogą coś odzyskać, bo im się należy. Albo dotrzeć do osób tak starych bądź niedołężnych, że za grosze można było od nich wyłudzić stosowne pełnomocnictwa, cesje czy prawa. Albo odkupić roszczenia nabyte niezgodnie z prawem, choćby na podstawie sfałszowanych testamentów czy kupione od przestępców i zaryzykować. W różnych wypadkach różna była cena za przejęcie roszczeń czy praw, ale zawsze bardzo niska w stosunku do korzyści. Gdy się już miało roszczenia bądź prawa do nieruchomości, trzeba było skłonić urzędników ratusza do szybkiego zwrotu bądź rekompensaty.
Piszę o ratuszu, bo samo BGN mogło nie wystarczyć, gdy chodzi o nieruchomości warte grube miliony. I w ten sposób powstała swego rodzaju fabryka, produkująca zwroty oraz rekompensaty. Wszystko wskazuje na to, że ta fabryka pełne moce produkcyjne osiągnęła w latach 2008-2015, gdy do wielkich funduszy miejskich na reprywatyzację doszły też rządowe, w wysokości 200 mln zł rocznie. W tym miejscu przypomnę, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wprowadziła się do ratusza na początku grudnia 2006 r. Oczywiście w fabryce produkowano także normalne towary, czyli realizowano zwroty i rekompensaty niebędące przedmiotem handlu, bo zawsze dobrze mieć taką przykrywkę, a poza tym obracanie tylko trefnym towarem nie byłoby bezpieczne.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/307360-zorganizowana-grupa-przestepcza-mafia-jak-mogl-dzialac-reprywatyzacyjny-gang