Krzysztof Mieszkowski, poseł Nowoczesnej i były już dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu - robi wszystko, by wykreować się na ofiarę politycznej zemsty. Nie mogąc pogodzić się z wyborem nowego dyrektora - wypłakuje się na łamach Wyborczej. Nie przebierając w słowach. Mówi o arogancji urzędników, dyktaturze miernot, a nawet końcu kultury!
Roman Pawłowski, parafrazując słynną frazę Kisiela, powiedział na manifestacji pod urzędem marszałkowskim, że mamy do czynienia z dyktaturą miernot. Podzielam ten pogląd. Swoją drogą warto zapamiętać tych, którzy postanowili zalegalizować konkurs ustawiony przez Cezarego Przybylskiego, Tadeusza Samborskiego i MKiDN. Oprócz wymienionych są to Iwona Krawczyk, Jerzy Michalak i Ewa Mańkowska, członkowie zarządu UM, a także Wanda Gołębiowska, która według relacji Piotra Rudzkiego i Krystiana Lupy ostentacyjnie forsowała kandydaturę Morawskiego podczas przesłuchań konkursowych
— wylicza swoją „czarną listę” były już dyrektor. I narzeka na urzędników ile wlezie:
Oni nie rozumieją naszych przedstawień i po prostu ich się boją. W ogóle nie przychodzą do nas. Sukcesy były dla nich kulą u nogi. (…) Ci ludzie są całkowicie oderwani od społeczeństwa. Żyją i działają jak „Oni” u Witkacego. Zero dialogu, pozorowany kontakt. Infantylna arogancja w czystej formie.
— ubolewa Mieszkowski.
Na dość oczywistą uwagę, że wstępując do partii sam uwikłał teatr w politykę, odpowiada.
– Teatr publiczny zawsze jest uwikłany w politykę. Politycy robią z nami, co chcą, a my, niewinni artyści, mamy pokornie czekać na ich ciosy? To się musi zmienić. „Zbyt mądrzy na angażowanie się w politykę są karani rządami głupszych” – powiedział 400 lat p.n.e. Platon. Sztuka jest zawsze polityczna.
Co więcej uważa, że wszyscy niezgadzający się z rządami PiS-u powinni automatycznie stanąć po jego stronie:
Obok Petru powinni stanąć Zandberg, Schetyna i Tracz. Wszystkie siły demokratyczne. Ale nawet wydane oświadczenia przez Zielonych, Razem, SLD, Nowoczesną i lokalnych działaczy Platformy nie zapobiegły kuriozalnej decyzji urzędników. Po raz pierwszy w nowej Polsce artyści, ludzie kultury i politycy wypowiedzieli się jednym głosem. To świadczy o potrzebie budowania wspólnej demokratycznej przestrzeni i potrzebie nowej jakości politycznej.
Mieszkowski nie „odpuszcza też” prof. Glińskiemu:
Oficjalnie nie chciał dopuścić do premiery „Śmierci i dziewczyny”. Apelowałem wtedy, żeby podał się do dymisji. Nie mogłem się zachować inaczej jako dyrektor, który od dziesięciu lat robi teatr bezkompromisowy.
— deklaruje. Obelgi miota też pod adresem nowego dyrektora Cezarego Morawskiego, który mimo wrogiej postawy zespołu obiecał już, że nie będzie zwalniał zbuntowanych aktorów i zapowiedział audyt. To ostatnie słowo podziałało na Mieszkowskiego niczym płachta na byka:
I to jest pierwsze zdanie nowego dyrektora do zespołu. Znamienne. Cezary Morawski odwołuje się tym samym do wzorów swoich mocodawców politycznych, którzy kilka miesięcy temu zafundowali audyt całej Polsce
— oburza się. I oskarża
Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobił, przyjmując posadę w ustawionym konkursie, w którym okłamał komisję, informując o pracy z artystami, z którymi nigdy nie rozmawiał. Proponuję, żeby dokonał najpierw autoaudytu. Swoją drogą, minister Gliński rękami Platformy i PSL osiągnął to, czego chciał. Pogratulować skuteczności.
Na koniec sięga po patos z najwyższej półki.
Zadałbym kolejne pytania: czy to jest koniec kultury? Koniec demokracji, konstytucji?
Najwyraźniej politykowi Nowoczesnej nie mieści się w głównie, że polska kultura bez jego wiekopomnej postaci na stanowisku dyrektora może przetrwać…
Na koniec pada konkretna informacja - Mieszkowski przyznaje, że jest już spakowany. To oznacza, że teraz cała swoją aktywność będzie mógł skoncentrować na Wiejskiej.
I trudno powiedzieć, czy to dobra wiadomość. Bo choć polityka zawiera nieraz elementy teatru - to w wykonaniu Nowoczesnej - częściej kojarzy się z cyrkiem.
ansa/ wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/306821-teatralna-histeria-mieszkowskiego-na-lamach-wyborczej-czy-to-jest-koniec-kultury-koniec-demokracji-konstytucji