Lech Wałęsa w latach 80. nie chciał rozlewu krwi. No, ale wtedy nie rządziło PiS...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Warżawa
Fot. PAP/Warżawa

Lech Wałęsa od lat tłumaczy „swojom politykie” w czasach, gdy mógł nieco więcej niż tylko pluć w kamerę, tym, że nie chciał rozlewu krwi na ulicach. Nie chciał wojny domowej, więc nie rozliczał ubeków, nie chciał jatki, więc „podchodził” komunę jak lisek itp. itd. Dzisiaj powtarza, że wojna domowa może być potrzebna – by obalić PiS. Chyba wiemy już, co by się stało, gdyby nie wypaliła „nocna zmiana”. Jaruzelski mógłby się okazać naprawdę cienkim Bolkiem w wyprowadzaniu czołgów na ulice. Zgroza? Na szczęście tamten Wałęsa miał więcej oleju w głowie.

Bo nawet tamten Wałęsa, prezydent nieudolny lub „nieudolny” celowo, bufon i chłopek-roztropek, mógł mieć w wolnej Polsce pomniki. Dziś, o ile ktoś wpadnie jeszcze na taki pomysł, strach pomyśleć, z czego musiałyby być zrobione. Z żółtych papierów? Z plwocin i wymiocin? Za ostro? Przepraszam, ale nie da się – no, dobrze: ja nie umiem – słuchać ostatnich wypowiedzi tego człowieka bez cisnących się na usta słów obelżywych.

Bo dzisiejszy Wałęsa to, nie bójmy się tego słowa: autentyczny czubek. Góry lodowej wykutej w bufonadzie, złodziejstwie i bezczelności elit III RP. Czy ktoś zdrowy na ciele i umyśle może mówić o sobie, że gdyby chciał, to by wywołał w Polsce wojnę domową?

Wszystko to w wywiadzie dla, a jakże, TVN24, stacji tak patriotycznej i nastawionej na obronę dobrego imienia Polski, że udusić się można ze śmiechu. Były prezydent był oburzony słowami obecnego prezydenta Andrzeja Dudy, który mówił w Gdańsku, że wolna Polska powinna pochować „Inkę’ i „Zagończyka” znacznie wcześniej. Jak odpowiedział mu człowiek nazywany TW „Bolkiem”, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że wykorzystał swoją prezydenturę do walki z postubeckimi środowiskami?

A to, co jeszcze opowiadają, że można było wcześniej - to ja odpowiadam, że to trzeba było zrobić. Ja zrobiłem wtedy, kiedy wystarczało siły i odpowiedzialności. (…) Gdybym był nieodpowiedzialny, to bym taki ruch zrobił, a to by spowodowało wojnę domową, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Dlatego trzeba było czasu, aby sprawy dojrzały, trzeba było odpowiedzialności, by to wreszcie zrobić. Jeśli ktoś uważa inaczej, to jest zdrajcą, bo nie zrobił, jak miał szansę zrobić i dzisiaj mądrego udaje.

Ale temat wojny domowej szybko powraca. To widoczna gołym okiem obsesja pokojowego Noblisty.

Jeśli ktoś prowadzi do wojny domowej, to druga strona zorganizuje się podobnie i zobaczymy. Ostrzegałem od samego początku, że grozi nam wojna domowa.

Z kim ta wojna? Tropy są czytelne:

To z Kościoła najgorsze, niebezpieczne rzeczy wychodzą. Nie możemy ludzie wiary na to pozwolić. (…) Nad tym się zastanawiam i pod tym kątem spróbuję zorganizować społeczeństwo, aby nie pozwolić na takie działanie, bo to jest niszczenie naszych zdobyczy. (…) Dlatego będzie gorąco.

Gorąco to będzie, panie „Bolesławie”, jak ktoś wreszcie opowie ze szczegółami o niszczeniu dokumentów z IPN. Nie chcem, ale muszem to panu oznajmić: będzie tak gorąco, że aż będzie piekło. Więc może lepiej - niech pan wojenki domowe toczy z żoną Danutą. Parafrazując pannę, nomen omen, Peszek – nikt ci już, chłopie, nie odda ani jednej kropli krwi. Więc może już wystarczy tego szaleństwa.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych