Nawet najwięksi przeciwnicy polityki historycznej zauważyli, że trzeba ją uprawiać, także wtedy, gdy się jej nienawidzi. I że przegrana na polu polityki historycznej ma duże znaczenie w tym, że się generalnie przegrywa w polityce.
To widać, szczególnie po ostatnich uroczystościach związanych z pogrzebem „Inki” i „Zagończyka”. Widać to już było zresztą bardzo wyraźnie przy okazji pogrzebu (w kwietniu 2016 r.) „Łupaszki”, w związku ze Świętem Niepodległości w 2015 r. czy rocznicami 3 maja oraz 1 i 15 sierpnia 2016 r.
Rząd PiS oraz prezydent Andrzej Duda zepchnęli w tej sprawie opozycję do głębokiej defensywy i próbuje ona jakoś odzyskać pole. Tracąc w kwestii polityki historycznej, ma też bowiem problem z poparciem w sondażach i przy urnach. Znienawidzona i wyśmiewana polityka historyczna staje się jednym z najważniejszych elementów sukcesu politycznego, co musi być szokiem i wielką traumą jednocześnie dla środowisk „Gazety Wyborczej”, „Polityki” czy telewizji TVN, o Komitecie Obrony Demokracji nie wspominając. Dla kogoś takiego jak Adam Michnik musi to być wręcz koszmar.
Polityka historyczna miała być dowodem zaściankowości, obskurantyzmu, ciemnoty, nacjonalizmu, a wręcz rasizmu i wszelakiej ksenofobii. Bo w jej tle zawsze były polskość, duma narodowa, patriotyzm oraz chrześcijaństwo, czyli pojęcia i zjawiska wyklęte przez „Europejczyków” i ludzi nowoczesnych. Polacy mieli ponoć wymiotować historią, podobnie jak nowocześni Europejczycy. W obu wypadkach było to wierutne łgarstwo, bowiem także w innych krajach polityka historyczna ma pierwszorzędne znaczenie. Przede wszystkim jako spoiwo wspólnoty. Bardzo mocne spoiwo, bo odwołujące się do ważnych wartości i symboli. I spoiwo bardzo mobilizujące oraz mocno przeżywane. Podczas pogrzebów „Łupaszki”, „Inki” czy „Zagończyka” tę siłę przeżywania było bardzo wyraźnie widać, podobnie jak solidarność z tymi, którzy trwają przy wartościach i symbolach decydujących o tej sile. I mam na myśli przede wszystkim siły polityczne. Dlatego właściwie wszyscy poważni czy aspirujący do powagi politycy to widzą, tylko nie wszyscy się jeszcze do tego przyznają. Ale wszyscy próbują coś z tym fenomenem zrobić, bo jeśli nie zrobią – przegrają.
Triumf polityki historycznej musi być wielką traumą dla tych wszystkich, którzy także po 1989 r. chcieli wychować nowego Polaka, a właściwie nie Polaka, lecz Europejczyka i człowieka nowoczesnego. A największą dla środowisk dawnej Unii Demokratycznej oraz mediów Michnika, czyli obecnie także Sorosa. Co jest bardzo znamienne, bo Soros to jeden z najważniejszych inżynierów społecznych w dziele stwarzania „nowego człowieka”. Ci ludzie chcieli wychować „nowego człowieka” - najpierw bombardując pedagogiką wstydu, a potem zwalczając wszystkich tych, dla których europejskość i nowoczesność były tylko elementem postmarksistowskiej pedagogiki i inżynierii społecznej. Jest zresztą znamienne, jak bardzo wychowywanie człowieka nowoczesnego i Europejczyka było zanurzone w marksizmie i bazujących na nim ruchach i partiach lewicowo-liberalnych. W istocie chodziło o tego samego „nowego człowieka”, którego chcieli stworzyć komuniści, ale oni zastosowali zbyt radykalne metody, dlatego przegrali.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nawet najwięksi przeciwnicy polityki historycznej zauważyli, że trzeba ją uprawiać, także wtedy, gdy się jej nienawidzi. I że przegrana na polu polityki historycznej ma duże znaczenie w tym, że się generalnie przegrywa w polityce.
To widać, szczególnie po ostatnich uroczystościach związanych z pogrzebem „Inki” i „Zagończyka”. Widać to już było zresztą bardzo wyraźnie przy okazji pogrzebu (w kwietniu 2016 r.) „Łupaszki”, w związku ze Świętem Niepodległości w 2015 r. czy rocznicami 3 maja oraz 1 i 15 sierpnia 2016 r.
Rząd PiS oraz prezydent Andrzej Duda zepchnęli w tej sprawie opozycję do głębokiej defensywy i próbuje ona jakoś odzyskać pole. Tracąc w kwestii polityki historycznej, ma też bowiem problem z poparciem w sondażach i przy urnach. Znienawidzona i wyśmiewana polityka historyczna staje się jednym z najważniejszych elementów sukcesu politycznego, co musi być szokiem i wielką traumą jednocześnie dla środowisk „Gazety Wyborczej”, „Polityki” czy telewizji TVN, o Komitecie Obrony Demokracji nie wspominając. Dla kogoś takiego jak Adam Michnik musi to być wręcz koszmar.
Polityka historyczna miała być dowodem zaściankowości, obskurantyzmu, ciemnoty, nacjonalizmu, a wręcz rasizmu i wszelakiej ksenofobii. Bo w jej tle zawsze były polskość, duma narodowa, patriotyzm oraz chrześcijaństwo, czyli pojęcia i zjawiska wyklęte przez „Europejczyków” i ludzi nowoczesnych. Polacy mieli ponoć wymiotować historią, podobnie jak nowocześni Europejczycy. W obu wypadkach było to wierutne łgarstwo, bowiem także w innych krajach polityka historyczna ma pierwszorzędne znaczenie. Przede wszystkim jako spoiwo wspólnoty. Bardzo mocne spoiwo, bo odwołujące się do ważnych wartości i symboli. I spoiwo bardzo mobilizujące oraz mocno przeżywane. Podczas pogrzebów „Łupaszki”, „Inki” czy „Zagończyka” tę siłę przeżywania było bardzo wyraźnie widać, podobnie jak solidarność z tymi, którzy trwają przy wartościach i symbolach decydujących o tej sile. I mam na myśli przede wszystkim siły polityczne. Dlatego właściwie wszyscy poważni czy aspirujący do powagi politycy to widzą, tylko nie wszyscy się jeszcze do tego przyznają. Ale wszyscy próbują coś z tym fenomenem zrobić, bo jeśli nie zrobią – przegrają.
Triumf polityki historycznej musi być wielką traumą dla tych wszystkich, którzy także po 1989 r. chcieli wychować nowego Polaka, a właściwie nie Polaka, lecz Europejczyka i człowieka nowoczesnego. A największą dla środowisk dawnej Unii Demokratycznej oraz mediów Michnika, czyli obecnie także Sorosa. Co jest bardzo znamienne, bo Soros to jeden z najważniejszych inżynierów społecznych w dziele stwarzania „nowego człowieka”. Ci ludzie chcieli wychować „nowego człowieka” - najpierw bombardując pedagogiką wstydu, a potem zwalczając wszystkich tych, dla których europejskość i nowoczesność były tylko elementem postmarksistowskiej pedagogiki i inżynierii społecznej. Jest zresztą znamienne, jak bardzo wychowywanie człowieka nowoczesnego i Europejczyka było zanurzone w marksizmie i bazujących na nim ruchach i partiach lewicowo-liberalnych. W istocie chodziło o tego samego „nowego człowieka”, którego chcieli stworzyć komuniści, ale oni zastosowali zbyt radykalne metody, dlatego przegrali.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/306594-soros-i-michnik-musza-byc-wsciekli-bo-bez-polskiej-polityki-historycznej-nie-da-sie-juz-wygrywac-wyborow