HGW: Nie podam się do dymisji! "Jeżeli ktoś zarządzi referendum, to mu się poddam". A co z ukradziona kamienicą? "Pracowałam wtedy w Anglii..."

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Marcin Obara
PAP/Marcin Obara

Jeśli kosztem przyjęcia ustawy regulującej reprywatyzację w całym kraju będzie przyklejenie mi łatki osoby ponoszącej winę za nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie, to jestem gotowa ponieść taką ofiarę

— przekonuje w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Prezydent Warszawy w rozmowie poświęconej nieprawidłowościom wokół reprywatyzacji tłumaczy, że sama nie ma sobie nic wielkiego do zarzucenia. Najwyżej brak czujności.

Od maja trwała kwerenda dokumentów. Najpierw badam sprawę, potem podejmuję decyzje. Od kwietnia do sierpnia akta były w CBA. Nie mogliśmy podejmować decyzji bez tych dokumentów. Po tej kwerendzie mam poczucie, że urzędnicy powinni byli dopytać ministerstwo o status działki przed zwrotem kolejny raz

— czytamy.

W piątek przyznałam, że wprowadzali mnie w błąd. Dlaczego to zrobili? Nie wiem. Wróciłam z urlopu i po kwerendzie akt postanowiłam ich wszystkich zwolnić dyscyplinarnie

— dodaje Gronkiewicz-Waltz.

Zdaniem wiceszefowej Platformy Obywatelskiej na jej postawę w sprawie reprywatyzacji nie ma wpływu fakt, że jej rodzina jest beneficjentem jednego z takich procesów.

Pracowałam wtedy w Anglii, mało się tym interesowałam. To w ogóle nie jest nasz majątek wspólny. Tym się nawet mój mąż nie zajmował, ale mecenas. I to spadkowy, a nie od roszczeń. Prowadził sprawę spadku po ciotce męża

— zaznaczyła.

Gronkiewicz-Waltz podtrzymuje przy tym obronę pod hasłem „dobry car, źli bojarzy”.

Niestety, w każdym otoczeniu są ludzie uczciwi i nieuczciwi. Do tej pory urzędnikom z tego biura, mimo licznych kontroli CBA, nic nie zarzucano. Nie było powodu, by nabrać podejrzeń. Ludziom trzeba ufać, a działać wtedy, kiedy ma się pewność

— zaznacza Gronkiewicz-Waltz.

I dodaje:

Jeżeli ktoś zarządzi referendum, to mu się poddam. Ale nie zamierzam wychodzić z taką inicjatywą, bo PiS tylko zacierałby ręce, traktując referendum jak wybory. Już dwa lata temu powiedziałam, że to moja ostatnia kadencja

— ocenia.

Czy poda się do dymisji?

Nie. PiS chciał mi wygasić mandat już w pierwszym miesiącu mojego urzędowania w 2006 roku. Teraz sytuacja się powtarza. Zrobiłam wiele, by rozwiązać problem reprywatyzacji. W tym czasie PiS nie zrobił nic

— tłumaczy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

lw, wyborcza.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych