Kijowski i KOD nawet prowokacji nie są w stanie sprawnie przeprowadzić. Podobnie jak Lech Wałęsa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Fratria
Fot. Fratria

Nikt się tak pięknie nie ośmiesza i nie odbiera sobie powagi jak Mateusz Kijowski, Radomir Szumełda czy Lech Wałęsa i stojący za nimi obrońcy demokracji.

Matusz Kijowski i Radomir Szumełda, wspierani przez wątłą grupkę działaczy bądź sympatyków KOD, przyszli na pogrzeb Inki i Zagończyka. A potem ogłosili (głównie Szumełda), że padli ofiarą przemocy „faszystów”, których w dodatku gloryfikował ponoć w swoim przemówieniu prezydent Andrzej Duda. Czyli „faszyści” byli ważnym uczestnikiem żałobnych uroczystości państwowych, legitymizowanym przez prezydenta RP, zaś niewinni i bezbronni działacze KOD zostali zaatakowani przez „brunatnych”. KOD oczywiście znalazł się na pogrzebie tylko po to, by oddać hołd ofiarom komunistów i pomodlić się za zabitych. To wprawdzie może się wydawać dziwne, gdy chodzi o osoby, którym komunizm specjalnie nie przeszkadza, a poza tym są przeważnie ateistami. Ale niech tam. Podobnie KOD, tylko w znacznie większej skali , czcił zabitych przez komunistów 28 czerwca 1956 r. w Poznaniu – na uroczystościach 60. rocznicy tamtych wydarzeń. I kilka miesięcy temu w Poznaniu udało się z podniosłego wydarzenia uczynić parodię, bo było m.in. wycie podczas wystąpień, w tym podczas przemówienia prezydenta RP i generalnie obciach, ale działacze KOD świetnie się bawili, choć ponoć wtedy też oddawał cześć i honor oraz się modlili.

Nie tylko z bliska widać było, że tak w Poznaniu, jak w Gdańsku działacze KOD zorganizowali prowokacje, żeby stać się ofiarami „faszystowskiego, kaczystowskiego reżimu”. Nikt nie idzie przecież na pogrzeb zachowując się tak jakby uczestniczył w gejowskiej paradzie czy innej przebierance. Zresztą za „złośliwe przeszkadzanie pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym” zgodnie z art. 195 par. 2 kodeksu karnego grozi kara do dwóch lat więzienia. W Poznaniu udało się zepsuć uroczystości, więc pewnie działacze KOD uznali swoją akcję za sukces. W Gdańsku było zupełnie inaczej, bo prowokacja wypadła marnie, w czym spora zasługa spokojnych działań miejscowej policji. Ale przede wszystkim okazało się, że KOD jest już cieniem samego siebie. Że nie potrafi nawet sprawnie zorganizować prowokacji, choć jeszcze kilka miesięcy temu w Poznaniu się udało. W Gdańsku widać było jak na dłoni, że działacze i sympatycy KOD męczą i nudzą nawet samych siebie. A przecież była okazja do zaistnienia w światowych serwisach, więc pewnie zrobiono wiele, aby ofiary „faszystów” budziły grozę i ostrzegały. Tymczasem i ofiary były wyjątkowo naciągane, i groza taka jak w tragifarsie. I właśnie kategoria tragifarsy najlepiej pasuje do opisu tego, czego świadkami byliśmy 28 sierpnia 2016 r. w Gdańsku. To nie znaczy, że w przyszłości jakaś prowokacja się nie uda, bo gdy się bardzo chce, można coś osiągnąć, nawet jeśli zabierają się za to wyjątkowi nieudacznicy.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych