Krucjata przeciw chamowi. Kto się uważa w Polsce za arystokratę?

rys. A. Krauze
rys. A. Krauze

„Rośnie społeczne i polityczne przyzwolenie na chamstwo i prostactwo”

alarmuje na okładce tygodnik Polityka. Teza opatrzona jest głównym tytułem „Pan cham” i wizerunkiem człowieka w podkoszulku, który ma być zdaje się wyobrażeniem Edka z mojego ulubionego „Tanga” Sławomira Mrożka, bo ta literacka postać dzięki prof. Mikołejce stała się jednym z rozlicznych symboli pisowskiego zła.

Manifesty o panoszącym się chamstwie są specjalnością dnia. Czasem są to całe grupy społeczne, niesłusznie obdarowane i nadmiernie obecne tam, gdzie kiedyś ich szczęśliwie nie było (nad morzem). Czasem Internetowi hejterzy uprzykrzający życie celebrytom. Kiedy przeczytałem ostatnio, że Nergal skarży się na nich ich pracodawcom, tylko się uśmiechnąłem. Sługa szatana krzyczy: „ratunku policja”? Co za czasy.

Ale na ogół jest to po prostu uprzykrzony pisowiec, który nieprawnie rządzi państwem i podejmuje decyzje, które kiedyś podejmowali inni. Taki jest też tekst Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki w środku „Polityki”. W lwiej części jest on polemiką z pisowską metodą polityczną, chwilami nawet celną, chwilami tak naładowaną lękami, że autorzy wprowadzają w błąd samych siebie.

Na końcu pojawia się kilka dyżurnych przykładów: posłanka Krystyna Pawłowicz czy poseł PiS podnoszący w górę palec na sejmowej sali. Ktoś kto ma u siebie Niesiołowskiego z Kutzem jest w takich jeremiadach średnio wiarygodny, ale kalizm to nieuleczalna choroba polskiego życia publicznego.

Żeby było jasne: po prawicowej stronie jest mnóstwo przykładów chamstwa. Twierdzić, wszakże że jest ono tylko tam, czy przede wszystkim tam, to powielać schemat, który pozwala skupiać wokół siebie innych, bliskich sobie zacietrzewieńców. Myślę jednak, że w tym niezwykłym podnieceniu chodzi o coś innego.

Zacznę od anegdoty z własnego życia. Miałem ostatnio publicystyczne starcie z człowiekiem, który zawsze wydawał się zaprzeczać ideologicznym schematom. Na moją krytykę Festiwalu w Gdyni za pomięcie filmu „Historia Roja” Jerzego Zalewskiego zareagował polemiką na Facebooku odchodzący dyrektor programowy tego festiwalu Michał Oleszczyk.

Zareagował grzeczną polemiką. Jakoś tak się jednak złożyło, że on był grzeczny, ale niekoniecznie jego znajomi, którzy uznali za najlepszą polemiczną metodę obelgi. Pewna usunięta przez PiS była dyplomatka pomieściła w facebookowym poście całą moją biografię, w której słowo „pisowski aparatczyk” było najłagodniejszym. Inny pan oznajmił, że mi się „w d… poprzewracało”. Oczywiście w oczach Władyki i Janickiego byłoby to zapewne nie chamstwo, a muzyka. Możliwe, że z troską spytaliby któregoś z moich internetowych wrogów czy się zanadto nie zgrzali piorąc po buzi Zarembę.

Na mój apel Oleszczyk najpierw zaczął wycinać poszczególne wpisy, potem wyciął całą debatę, ja mu potem odpowiedziałem w innym miejscu, on znowu odpowiedział mnie. Miałem pewien żal, że reakcja nie była natychmiastowa, ale nie o p. Oleszczyka mi chodzi.

Oto na czymś, co nazywa się film. wp.pl., a co jest serwisem związanym z Wirtualną Polską, pojawiła się relacja z całej tej historii, choć rzecz działa się na półprywatnych facebookowych kontach. Ale niech tam, ani ja ani Michał Oleszczyk swoich profili specjalnie nie chronimy.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.