Intrygująca bezkarność "dilera elit". "Gdyby doszło do procesu sądowego Cezarego P. pewne fakty musiałyby być wyjaśnione i upublicznione"

Kim byli klienci „dilera elit” i dlaczego wpisywał do notesu osoby, którym sprzedawał kokainę? Jego proces powinien też wyjaśnić, kto przez osiem lat gwarantował mu bezkarność i kim są jego szefowie. I właśnie dlatego może nie dojść do rozprawy sądowej, a sprawa zostać wyciszona.

Odkąd cztery miesiące temu zatrzymano w Warszawie Cezarego P., wielu celebrytów przeżywa trudne chwile. Szybko wyciekła informacja, że diler zapisywał komu i ile dostarczył kokainy, a te kompromitujące ich notatki znalazły się w rękach prokuratora.

Notował ze względów praktycznych — jak ustaliłam, pisząc tekst opublikowany w ostatnim numerze „wSieci”.

Cezary P. otwierał swoim stałym klientom rodzaj linii kredytowej. Dostarczał im kokainę nawet jeśli mieli przejściowe problemy z wypłacalnością — a niektórzy klienci wydawali miesięcznie sumy rzędu dwudziestu tysięcy złotych.

Gwarancją był najczęściej zastaw, na przykład kluczyki od luksusowego auta. Fakt, że Cezary P. prowadził skrupulatną księgowość świadczy o tym, że czuł się całkowicie bezkarny.

Dawał do zrozumienia, że nic się może stać, był bardzo spokojny. To udzielało się ludziom, którzy kupowali od niego kokainę

— opowiadał mi jeden z jego klientów.

Z biegiem czasu stali klienci też przestawali się obawiać, że diler zostanie namierzony przez policję. Dzwonili do niego nawet z telefonów służbowych, także zarejestrowanych na firmy i kancelarie i adwokackie.

To jeden z najbardziej bulwersujących wątków tej sprawy — wśród klientów Cezarego P. oprócz celebrytów z showbiznesu są również wysocy menadżerowie i prezesi firm, a także prawnicy, również ze znanych rodzin sędziowskich.

Nie jest wykluczone, że właśnie wysoko postawieni klienci gwarantowali Cezaremu P. trwającą osiem lat bezkarność. Przecięło ją dopiero spektakularne zatrzymanie na gorącym uczynku, podczas transakcji narkotykowej.

Niektórzy natychmiast uznali, że była to operacja, która ma sprawić, że niechętne PiS-owi środowisko „warszawki ” poczuje że istnieją na nie haki. Jednak ta teoria ma słaby punkt. Rozpracowywanie Cezarego P, zaczęło się bowiem pół roku wcześniej, dokładnie tuż przed wyborami parlamentarnymi, tak jakby wtedy w końcu postanowiono zdjąć parasol ochronny.

Cezary P. czuje teraz panikę. Na pewno nie zamierza sypać tych, którzy byli nad nimi. Może się wręcz starać, by przez medialne wypowiedzi obrońców dotarł do jego szefów przekaz, że nie będzie współpracować z prokuraturą. Sypanie byłoby skrajnie niebezpieczne, na wolności są przecież jego żona i córka, które też wciągnął w swój biznes

— mówi mój informator.

Adwokatem Cezarego P, jest znany warszawski mecenas Przemysław Florek, który kilka lat temu był jednym z obrońców w procesie cudzoziemców oskarżonych o gigantyczny przemyt do Polski ponad tony kokainy z Kolumbii. Ich zatrzymanie było efektem największej antynarkotykowej operacji ABW — a właściwie prowokacji mającej ujawnić dystrybutorów kokainy na Europę — przeprowadzonej wspólnie ze służbami amerykańskimi.

Gdyby doszło do procesu sądowego Cezarego P. pewne fakty musiałyby być wyjaśnione i upublicznione Właśnie dlatego sporo osób powątpiewa, czy do takiego procesu w ogóle dojdzie. Szansa na zamiecenie sprawy pod dywan pojawiłaby się, gdyby Cezary P, za zgodą prokuratury dobrowolnie poddał się karze.

Byłaby to także wielka szansa dla jego klientów — do opinii publicznej nie przedostałyby się wówczas ich nazwiska. A w wypadku rozprawy sądowej odbywającej się przy otwartych drzwiach, zostaną one nieuchronnie ujawnione.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych