Kryzys NATO i Polska między wielkością a niebytem. Powinniśmy zrezygnować z wiary w sojusznicze deklaracje na rzecz inwestowania we wspólnoty interesów

Fot. nato.int
Fot. nato.int

Podobnie jest z członkostwem w Sojuszu Północnoatlantyckim: NATO potrzebuje dziś Turcji znacznie bardziej niż ona jego. Państwo Erdoğana obroni się samo. Ewentualny „Turexit” oznaczać będzie natomiast nie tylko prestiżową klęskę Sojuszu, ale przede wszystkim utratę największej armii lądowej i kluczowych strategicznie korytarzy transportowych. Południowo-wschodnia flanka oparłaby się wówczas na Grecji, Bułgarii i Rumunii – państwach małych, bardzo słabych i trudnych do obrony. Wystarczy spojrzeć na problemy, jakie sprawia ISIS, aby uświadomić sobie, jak bardzo nie chcemy wyjścia Turcji z NATO.

W co gra Erdoğan? Poczuł się najwyraźniej na tyle silny (zapewne także słabością Zachodu), żeby albo dokonać trwałego zwrotu na wschód, albo uczynić Turcję państwem bardziej obrotowym, albo zredefiniować relacje sojusznicze na wyższym poziomie. Obóz rządzący Turcją od jakiegoś czasu wysyłał sygnały niezadowolenia – z traktowania go przez Waszyngton jak „sojusznika drugiej kategorii”. Wiadomo, że Ankarze nie podobają się amerykańskie dążenia do uzbrojenia Kurdów przeciwko ISIS oraz do krytyki tureckich spraw wewnętrznych.

Słabnące NATO i nowa epoka

Trudno dziś przewidzieć, w którą z wymienionych wyżej stron pójdzie Erdoğan oraz czy będzie w stanie wytrzymać ewentualną zemstę Ameryki. Widzimy jednak z pewnością jeden z największych, a być może największy od początku jej istnienia, kryzys wewnętrzny NATO. Widać też perspektywę poważnego i trwałego osłabienia organizacji i Zachodu w ogóle: po pierwsze, samym „Turexitem”, po drugie, groźniejsze – falą naśladownictwa, którą postawa Erdoğana może wywołać wśród sojuszników USA na całym świecie.

NATO słabnie więc w oczach, rozsadzane przez sprzeczności interesów oraz kwestionowane w dotychczasowym kształcie, zarówno przez seniora (USA), jak i kluczowego wasala (Turcję). W tym świetle ekscytacja niedawnym szczytem w Warszawie wygląda na zadowalanie się ochłapami z wczorajszej kolacji. Skromne i symboliczne – jak trzeźwo zauważyła Aleksandra Rybińska – przesunięcia sił sojuszniczych po tym zjeździe stały się w kontekście ostatnich wydarzeń jeszcze mniej znaczące. Liczenie na zewnętrzne gwarancje bezpieczeństwa stało się w naszych arcyciekawych czasach podobnie zasadne, jak to było w roku 1939.

Państwo – wojsko – dyplomacja

Co w tej sytuacji robić? Pozostaje powtórzyć postulat formułowany już przez „Nową Konfederację” i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego pod adresem rządu Beaty Szydło: koncentracji na triadzie państwo – wojsko – dyplomacja.

A więc po pierwsze, przekształcenie obecnej, „luźnej federacji resortów” w rząd z prawdziwego zdarzenia, zdolny do realnego i szybkiego planowania, wdrażania, koordynacji i ewaluacji ambitnych, ponadresortowych przedsięwzięć. Obecne „państwo istniejące tylko teoretycznie” jest z punktu widzenia nieprzyjaznych Polsce czynników gwarantem naszej peryferyjności. Pisaliśmy o tej kwestii wielokrotnie. Zamiast ją rozwijać, odsyłam więc do raportu CA KJ autorstwa Jana Rokity.

Po drugie, rozpędzenie pasożytniczych grup interesów w wojsku i budowa silnej armii. Polska ma potężny budżet obronny, tylko o ok. 1/3 mniejszy niż Izrael, większy od północnokoreańskiego, pakistańskiego, irańskiego czy indonezyjskiego. Te środki nie są należycie wykorzystywane. Przed ewentualnym zwiększaniem wydatków należy radykalnie zreorganizować system w kierunku wykorzystywania przychodów zgodnie z przeznaczeniem. Potrzebujemy przywrócenia poboru do wojska, bo 100–150 tys. żołnierzy to po prostu stanowczo za mało dla kraju położonego między Rosją a Niemcami. Potrzebujemy przyśpieszenia i racjonalizacji rozpisanego na lata 2013–2022 programu modernizacji armii tak, aby pozyskiwać więcej technologii budujących naszą samodzielność strategiczną, kupować nowocześniejszy sprzęt i bardziej wspierać rodzimy przemysł obronny. Potrzebujemy wreszcie, jak już postulowaliśmy w „NK” piórem Michała Kuzia, cywilnego programu nuklearnego, który z czasem mógłby być uzupełniony o program wojskowy.

Trzeci element triady oznacza potrzebę analogicznych (do postulowanych w obronności) działań w aparacie dyplomatycznym i wymyślenia polityki zagranicznej na nowo. Dotychczasowa, zafiksowana na członkostwie drugiej kategorii w NATOUE, może być za chwilę bankrutem, o ile już nim nie jest. Czas wielkiej niepewności domaga się przeformatowania myślenia strategicznego z tożsamościowo-aksjologicznego na geopolityczne. Inaczej mówiąc – powinniśmy zmarginalizować rodzimych Prometeuszy demokracji i praw człowieka na rzecz chłodnych, potrafiących identyfikować układy sił analityków. Przykładowo, zamiast zastanawiać się, jak wesprzeć opozycję na Białorusi, powinniśmy szukać sposobów na przeciągnięcie Mińska na polską stronę, niezależnie od tego, kto i jak tam rządzi.

Warto powiedzieć sobie jasno, że żaden z naszych tradycyjnych sojuszników nie jest zainteresowany silną Polską. Oznaczałaby ona bowiem zmianę układu sił w Europie Środkowo-Wschodniej, ryzyko destabilizacji Rosji (przypomnijmy: potrzebnej Zachodowi jako „koncesjonowane imperium”) i mniej lub bardziej gwałtowne wyparcie zachodniego kapitału z regionu. Co więcej, w przypadku reorganizacji ładu międzynarodowego atrakcyjność sojusznicza Rosji staje się wielokrotnie większa niż Polski. Z perspektywy USA, z punktu widzenia Niemiec czy Francji – jeszcze bardziej.

Czasy gwałtownych przemian wymagają codziennego kwestionowania aksjomatów i nawyków myślowych. Postawmy sprawę modelowo: które z mocarstw mają dziś interes w silnej Polsce? Przychodzi mi do głowy tylko jedno: Chiny. Nasz kraj jest kluczowym punktem w projekcie Nowego Szlaku Jedwabnego. Optymalnym geograficznie, ale też geopolitycznie – Pekin woli wzmocnić (umieszczeniem węzłowej infrastruktury Szlaku) słabszego (nas) niż silnego (Niemcy). Dla własnej korzyści: lepiej mieć wielu średnich partnerów niż kilku dużych. W dodatku naturalne ciążenie Berlina ku Moskwie i komplementarność ich potęg niesie dodatkowe ryzyko powstania na Jedwabnym Szlaku potężnego niemiecko-rosyjskiego sojuszu. Warto również pamiętać o słowach wieloletniego prezesa Centrum Studiów Polska-Azja Radosława Pyffla: „nie może być jednocześnie Wielkich Chin i Wielkiej Rosji”.

Dla Polski projekt „One Belt, One Road” to nie tylko szansa na pogłębienie relacji z potężnymi Chinami. To także historyczna szansa powrotu do dominacji w Eurazji handlu lądowego. Nawet z szerokim dostępem do Bałtyku Polska zawsze będzie krajem bardziej lądowym, bo nasze morze jest małe, płytkie i odcięte od świata, a odsłonięte niziny są podatne na inwazje lądowe. Sukces Nowego Szlaku oznaczałby dla nas gwałtowny awans w hierarchii międzynarodowego handlu.

Odcienie niepewności

Podsumowując, Polska potrzebuje intensywnej, zręcznej i elastycznej dyplomacji, jakiej nie miała od czasów Piłsudskiego. Powinna jednocześnie zacieśniać relacje z Chinami i utrzymywać jak najlepsze relacje z USA, a więc „siedzieć na dwóch stołkach” tak długo, jak to możliwe. Powinniśmy zrezygnować z wiary w sojusznicze deklaracje na rzecz inwestowania we wspólnoty interesów. Postawić na pragmatyzm kosztem prometeizmu, w tym porzucić styl bycia „bardziej papieskim od papieża” w sprawie walki z radykalnym islamem, który nam w żaden sposób nie zagraża, ale może zagrozić. W nowej epoce Polska powinna być krajem bardziej obrotowym, co mogłoby oznaczać również taktyczne używanie karty poprawy relacji z Rosją, gdy przyjaciele z Zachodu blokują nasze interesy.

Józef Piłsudski lubił mawiać, że „Polska będzie wielka albo nie będzie jej wcale”. To dictum ponownie nabiera aktualności, w dobie tektonicznych drgań porządku międzynarodowego. Szanse są tu równie wielkie jak zagrożenia. Nie wiemy, ile mamy czasu – lepiej więc zakładać, że niewiele.

Bartłomiej Radziejewski

Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku idei Nowa Konfederacja

« poprzednia strona
123

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.