„Bogacze” i frankowicze są potrzebni państwu. "W sprawie kredytów indeksowanych we frankach szwajcarskich jest mnóstwo złych emocji"

Fot. Fratria
Fot. Fratria

W sprawie kredytów indeksowanych we frankach szwajcarskich jest mnóstwo złych emocji. Spora grupa ludzi niechętnych jakiemukolwiek systemowemu rozwiązywaniu problemu określa frankowych kredytobiorców obelżywym mianem „cwaniaków”, w czym znać mnóstwo Schadenfreude – dobrze im tak, chcieli się nachapać, to mają. To oczywiście postawa całkowicie absurdalna. Tak samo można by nazywać „cwaniakami” tych, którzy zamiast kupować towar ze sklepowej półki szukają tańszych okazji w internecie. Albo tych, którzy zaopatrują się tylko na wyprzedażach. Poszukiwanie tańszej lub korzystniejszej oferty (przy przeświadczeniu, że nie kryje się w niej ukryta wada, a tak sądziła większość, o czym niedawno pisałem) nie jest żadnym „cwaniactwem”, ale działaniem całkowicie racjonalnym.

Wiele osób ulega również pokusie patrzenia na sprawę w kategoriach partyjnej wojny plemion: kredytobiorcy frankowi w większości nie głosowali na PiS i nie zagłosują (co jest tezą dyskusyjną, ale przyjmijmy na moment, że prawdziwą), więc nie ma się co nimi przejmować.

Niewiele osób jest w stanie spojrzeć na sprawę bardziej strategicznie – nie z punktu widzenia interesu banków, bo te akurat widzą rzecz od samego początku w kategoriach swojej strategii – ale z punktu widzenia państwa, a także planów, jakie dla polskiej gospodarki przedstawia Mateusz Morawiecki, w których to planach jednym z najważniejszych elementów są oszczędności obywateli. Jeśli spojrzeć na problem z tego punktu widzenia, nie ma oczywiście miejsca ani na Schadenfreude, ani na myślenie w kategoriach partyjnych: skoro rozwiązanie problemu nie kupi nam poparcia frankowiczów, to zostawmy ich samym sobie.

Jedną z niewielu osób, które są w stanie ujrzeć sprawę szerzej, jest prof. Witold Modzelewski. Ponad rok temu w naszym tygodniku, w przeprowadzonym przeze mnie wywiadzie, sformułował on bardzo celne spostrzeżenia, które kilkakrotnie w ostatnim czasie – już po opublikowaniu prezydenckiego projektu – powtarzał.

Plan Morawieckiego ma kilka finansowych filarów. Jednym z nich jest nakręcenie konsumpcji poprzez redystrybucję – to się dzieje w postaci programu 500 Plus. Innym, nie mniej istotnym, a nawet istotniejszym w długim czasie, jest finansowanie rozwoju państwa również dzięki prywatnym oszczędnościom. Żeby jednak zacząć oszczędzać, trzeba mieć z czego. Jest całkiem oczywiste, że grupa ludzi, którzy mogą sobie na to pozwolić, nie jest dziś w Polsce zbyt liczna. Jest też jasne, że ci beneficjenci wzmożonej redystrybucji, dla których 500 Plus stanowi istotny zastrzyk finansowy, przypadające im pieniądze wydadzą, a nie odłożą. Nie jest to wobec nich żaden zarzut – to po prostu ekonomiczny pewnik i rzecz całkowicie zrozumiała oraz naturalna. Kto wobec tego miałby tworzyć prywatne oszczędności? To jasne: ci, o których kilkakrotnie pisałem, że są szczątkową, tłamszoną i naciskaną klasą średnią. Do niej należy spora część osób, które za sprawą kredytów indeksowanych w CHF stały się niewolnikami banków. Do niej należą ci, którzy – według wciąż mało precyzyjnych zapowiedzi przedstawicieli rządu – mieliby zostać obłożeni wyższymi podatkami lub którzy – według nieszczęsnej definicji samego Morawieckiego – są „bogaci”, zarabiając netto 6 czy 7 tysięcy miesięcznie.

Dalekosiężne konsekwencje nierozwiązania problemu kredytów frankowych przedstawił we wspomnianym wywiadzie prof. Modzelewski. Ta grupa osób nie tylko nie będzie w stanie odkładać takich pieniędzy, jakie mogłaby odłożyć, gdyby nie jarzmo niemalejącego zobowiązania kredytowego. Ci ludzie – o ile zostawi się ich samym sobie – utrwalą w sobie głęboką nieufność do państwa i przekonanie, że nie mają wobec niego żadnych zobowiązań, skoro ono nie przyszło im z pomocą. Nie zainwestują w państwowe obligacje ani nie wezmą już nigdy żadnej poważniejszej pożyczki – mało tego, ten sam stosunek do systemu państwowego i finansowego wpoją swoim dzieciom. Gdybym miał zabawić się we wróżbitę, powiedziałbym, że jest bardzo prawdopodobne, iż spośród dzieci tej właśnie grupy ludzi najwięcej wyjedzie w przyszłości z Polski. Także dlatego, że gdyby pozostały, byłyby nierzadko obciążone długiem rodziców. Czy polskie państwo może sobie pozwolić na utratę zaufania i pieniędzy kilkuset tysięcy relatywnie nieźle sytuowanych osób? Czy może sobie pozwolić na to, żeby dzieci tych ludzi – zapewne kolejne kilkaset tysięcy – opuściły w przyszłości Polskę w przeświadczeniu, że państwo w żaden sposób nie wsparło ich rodziców, a więc one także nie mają czego tu szukać ani czego oczekiwać? Dodajmy do tego fakt, że znaczna część kredytobiorców należy do grupy „bogaczy”, czyli tych, którzy zostaną jeszcze prawdopodobnie przyciśnięci przez nowe obciążenia podatkowe. Trudno oczekiwać, żeby w takiej sytuacji pałali do państwa nieodwzajemnioną miłością.

Ich sytuację można porównać do sytuacji dobrego, zdolnego i efektywnego pracownika, który trafił do firmy, gdzie mimo swoich osiągnięć ma perspektywę pozostania po wsze czasy na niskim i słabo płatnym stanowisku. Tutaj mamy ludzi, którzy w normalnych warunkach mieliby przed sobą perspektywę stopniowego bogacenia się, budowania majątku, przeniesienia się do lepszych mieszkań czy domów, pozostawienia czegoś swoim dzieciom – z korzyścią dla wszystkich, bo istnienie klasy średniej jest potrzebne państwu jako całości. Zamiast tego pozostają przykuci do jednej nieruchomości, a spodziewać się mogą, że państwo wkrótce zacznie ich łupić jako „bogaczy”. Wiedzą już, że nie zostawią niemal niczego swoim dzieciom i nigdy nie będą w stanie osiągnąć takiego statusu (rzecz jasna – relatywnie), jaki mają ich odpowiednicy we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii.

Co robi pracownik, który nie popadł w zupełną apatię, w opisanej wyżej sytuacji? Zwalnia się z pracy i szuka innej firmy. Oni zrobią to samo wobec swojego potomstwa: zalecą swoim dzieciom, żeby własną przyszłość budowały gdzie indziej. Z daleka od zachłannego i niepomocnego polskiego państwa.

Odpowiedzią na tę prognozę nie jest hurrapatriotyczne unoszenie się, że prawdziwy Polak nie traktuje swoich zobowiązań wobec kraju merkantylnie. To nic niewnosząca moralistyka. Tymczasem chodzi o konkretne ludzkie zachowania i sentymenty, przynoszące konkretne skutki. Zresztą relacja obywatela z państwem nie opiera się tylko na jednostronnych zobowiązaniach. W swojej istocie jest w jakiejś części oparta na umowie (tak, to bardzo nieromantyczne stanowisko rodem z liberalnej teorii państwa, ale stanowi zawsze część faktycznych stosunków na linii państwo-obywatel) – w zamian za wypełnianie zobowiązań przez obywateli, państwo robi także coś dla nich.

Wszystko to dotyczy również tych, którzy kredytu na karku nie mają, ale w których uderzą redystrybucyjne plany rządu. A uderzą, tu nie ma cudów, zwłaszcza jeśli Sejm przegłosuje cofnięcie wieku emerytalnego do poprzedniego pułapu bez żadnych dodatkowych kryteriów. Jak w jednym ze swoich tekstów celnie zauważył niedawno Rafał Ziemkiewicz – ludzie, którzy stopniowo, mozolnie będą się bogacić, w którymś momencie spostrzegą, że powyżej pewnego progu – właśnie tego, gdzie człowiekowi zaczyna w końcu starczać pieniędzy na oszczędności – przestaje im się to opłacać. Że nie warto iść do góry, nie warto być ambitnym również finansowo, bo dla takich państwo ma tylko jedną propozycję: zabierzemy wam więcej. Dużo więcej.

Mateusz Morawiecki jak dotąd nie odniósł się nigdzie wprost do tego paradoksu, zawartego głęboko w strategii PiS. Prezydencki ersatz projektu w sprawie frankowiczów tylko wzmacnia te wątpliwości. Bardzo źle wróżą negatywne emocje elektoratu partii rządzącej, w części którego niechęć (a może nawet u niektórych nienawiść) wobec lepiej sytuowanych jest niezwykle silna. Tymczasem bez nich nie uda się zbudowanie stabilnego państwa, w którym to właśnie zamożniejsi, użyczając swoich oszczędności, współfinansują dużą część ambitnych planów.


Koniecznie kup nowy, bardzo ciekawy numer tygodnika „wSieci”! E - wydanie naszego pisma dostępne na : http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.