Dziś liberalna lewica przyznaje się do Powstania Warszawskiego. Przestanie, kiedy odzyska wpływ na młode pokolenie

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Armia Krajowa i Powstanie Warszawskie to my 

— ogłosił na łamach „Gazety Wyborczej” Wojciech Maziarski.

Ciekawe, co padnie w dalszej kolejności? Do czego jeszcze przypisze się Maziarski?

Pretekstem do stworzenia tej myślowej konstrukcji była awantura o pomieszanie apelu powstańczego z apelem smoleńskim, ale także domniemane związki PiS ze skrajną prawicą, oraz przywoływane (i wyolbrzymiane) skoncentrowanie rządzących na kulcie żołnierzy wyklętych. – Wy jesteście ONRNSZ – to inne zdanie komentarza Maziarskiego.

Do podobnych wniosków doszedł lider lewicowej Partii Razem Adrian Zandberg. Oburzony tym, że przy okazji rocznicy Powstania planowane są manifestacje skrajnej prawicy (ONR?), Zandberg ogłosił, że to on i jego koledzy są spadkobiercami demokratycznej tradycji Armii Krajowej.

Co do obecności wątku smoleńskiego na uroczystościach powstańczych uznawałem początkową wersję apelu za błąd, a tym bardziej ignorowanie przez dłuższy czas powstańczych głosów przez ministra Macierewicza. Jestem więc zapewne jednym z „durniów”, o których była łaskawa napisać posłanka PiS Joanna Lichocka przy okazji zakończenia sporu („No i co, durnie” – to wpis na jej publicznym koncie na Facebooku, adresowany do piszących nie po jej myśli na ten temat prawicowców). Jestem durniem w bardzo dobrym towarzystwie, m.in. z prof. Andrzejem Nowakiem, Bronisławem Wildsteinem i Martą Kaczyńską. Pani poseł nie zauważyła skądinąd, że nasz postulat został ostatecznie zrealizowany, tyle że po kosztownej dla jej politycznego środowiska, niepotrzebnej nikomu awanturze.

Tego, że na końcu był to kompromis, „nie zauważa” także, z całkiem odwrotnej strony, Maziarski. Nadgorliwość czy niezręczność obozu rządzącego w tej jednej sprawie nie zmienia oczywistości, że to ten obóz jest twórcą polityki historycznej, w której Powstanie zajmuje centralną pozycję. Gdyby nie Lech Kaczyński nie byłoby nie tylko Muzeum, ale i szczególnej atmosfery tego dnia. Mówił o tym w wywiadzie dla mnie w ostatnim numerze „wSieci” Jan Ołdakowski.

Co do związków skrajnej prawicy z Powstaniem sprawa jest bardziej skomplikowana. Wśród powstańców znalazło się wielu narodowców, oblicze polityczne Polski podziemnej było wielobarwne i trudno komukolwiek odmawiać prawa czczenia tej rocznicy. Co nie zmienia faktu, że nawoływanie do świętowania jej przez wielbicieli powiedzmy Leona Degrelle’a, standartenfuehrera SS, a tacy są wśród zapiewajłów owego marszu 1 sierpnia, budzi mój niesmak. Ale z kolei zapisywanie tego na konto PiS to oczywista manipulacja – zwłaszcza Maziarskiego, który buduje na tym całą tezę.

Można by odpowiedzieć agresywnemu harcownikowi liberalnej lewicy, że dopóki „Gazeta Wyborcza” nie wytłumaczy się z artykułu Michała Cichego z roku 1994, wszelka debata na jej łamach na temat „godności powstańców” jest ponurym żartem. Przypomnę, że 50. rocznicę Powstania organ Michnika uczcił sugestią, jakoby podstawowym zajęciem powstańców były mordy na Żydach. Maziarski był w tamtych czasach jednym z głównych komentatorów tej gazety. O wiele ważniejszym niż dziś, kiedy po latach znów go do niej przyjęto. Można wręcz podejrzewać, że brał udział w decyzji o tamtej publikacji.

Ale publicystyka nie polega tylko na przerzucaniu się najsłuszniejszymi oskarżeniami. Bo te obecne deklaracje są sygnałem ciekawego zjawiska. Przez lata zdystansowana wobec powstańczej tradycji, Wyborcza przystąpiła dziś do walki o jej przejęcie. Być może także o reinterpretację. Tym bardziej da się to powiedzieć o nieznanym z historycznych rozważań, więc trudnym do złapania na sprzeczności Zandbergu. Można go uznać za reprezentanta części lewicy.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.