Jak Kaczyński może otwarcie mówić o Merkel, a Szydło nie padać na twarz przed Timmermansem? Mogą i powinni

Fot. PAP/Supernak
Fot. PAP/Supernak

To filozofia raba jako teoria i praktyka polskiej polityki zagranicznej jest ciężko chora, a nie odwrotnie.

Olaboga, co się dzieje? Jak tak można? Co o nas pomyślą? Czy się nie obrażą? – znowu usłyszeliśmy te tony z ust polityków opozycji oraz dziennikarzy - budowniczych III RP. Olaboga i inne labiedzenia wywołał, a jakże, Jarosław Kaczyński swoim wywiadem dla największej niemieckiej gazety, „Bild”. No, bo jak można bez ogródek powiedzieć, że „Angela Merkel jest dla nas, Polaków, najlepszym rozwiązaniem. (…) z polskiej perspektywy mogę powiedzieć: byłoby dobrze, gdyby pani Merkel została ponownie wybrana”? I jak można mówić prawdę o polskich interesach w związku z kanclerz Merkel oraz polityką Niemiec? Przecież, jeśli nie powie się prawdy publicznie, biedni Niemcy i sama pani kanclerz, nie będą wiedzieli. Wszak w ich dyplomacji i tajnych służbach pracują same matoły, które, jeśli czegoś nie przeczytają w gazecie i nie usłyszą w telewizorze, to nie wiedzą. Dyplomacja polega bowiem na mówieniu ogólnikowych dyrdymałów. Dlatego opozycja i dziennikarze – budowniczowie III RP drżą z oburzenia, zgrozy i podniecenia, gdy premier Beata Szydło, minister Witold Waszczykowski czy Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Bildem”, mówiąc bez ściemniania, „wysłali na drzewo” wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, kiedy ten po raz kolejny ujawnił kilka dni temu swoje fiksum dyrdum na punkcie praworządności w Polsce rządzonej przez PiS. Że to fiksacja, zauważają już nawet niektóre niemieckie media, np. „Tagesspiegel”.

O przywódcach innych państw lepiej nic nie mówić albo ich wyłącznie chwalić – to dewiza obowiązująca w III RP. Mało tego, powinno się nasłuchiwać, czego oczekują oni od czołowych polskich polityków i natychmiast te ich oczekiwania zaspokajać.

A jeśli ktoś powie choćby słowo zakwalifikowane jako nieprawomyślne, trzeba się pokajać i na kolanach błagać o przebaczenie. Modelowo taką postawę zademonstrowali byli szefowie MSZ III RP Władysław Bartoszewski, Andrzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Daniel Rotfeld i Dariusz Rosati w październiku 2011, gdy, a jakże, Jarosław Kaczyński, w wywiadzie prasowym wypowiedział jedno zagadkowe zdanie o Angeli Merkel. Wtedy ex-ministrowie padli na twarz i objawili światu, że czują „moralny obowiązek powiedzenia Pani Kanclerz Merkel: solidaryzujemy się z Panią”. Tak, tak, „solidaryzowali się” nie z byłym premierem własnego państwa, tylko z szefową obcego. Potem jeszcze wiele razy różni dygnitarze III RP, wtedy z pozycji władzy, kajali się i prosili o wybaczenie różnych obcych przywódców. Przynajmniej do jesieni 2010 r., czyli jeszcze kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej, padali na twarz i kajali się także przed „słońcem demokracji” Władimirem Putinem.

Nie wiem, jak można prowadzić suwerenną politykę dużego europejskiego kraju, klęcząc albo leżąc plackiem przez przywódcami czy tylko politykami obcych państw. Jak można cokolwiek wynegocjować, gdy inni uczestnicy tych negocjacji z góry wiedzą, że na pewne rzeczy ich partner negocjacyjny nigdy się nie odważy?

Czytaj dalej na następnej stronie

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.