Nowa polska specjalność - katastroficzne bredzenie tzw. ekspertów, np. Balcerowicza, Olechowskiego, Strzembosza

Fot. Lestat (Jan Mehlich)/GFDL/Creative Commons Attribution ShareAlike 2.5/Wikimedia Commons
Fot. Lestat (Jan Mehlich)/GFDL/Creative Commons Attribution ShareAlike 2.5/Wikimedia Commons

Z góry przepraszam tych, którzy zechcą sprawdzić poziom eksperckich mądrości Leszka Balcerowicza, bo będą potem dochodzić do siebie przez kilka dni.

Nie ma takiej głupoty, której nie powiedzieliby tzw. eksperci, szczególnie ekonomiści. A za nimi te bzdury powtarzają politycy, dziennikarze, komentatorzy. Najnowsza fala głupoty jest związana ze zmianami. Przede wszystkim Brexit ma wywołać wszelkie możliwe i niemożliwe kataklizmy, choć racjonalnie rzecz biorąc są to wyłącznie konstrukcje ideologiczne. Najlepszym tego dowodem pensjonarska histeria (choć podana we flegmatycznej formie) jednego z filarów późnej PRLIII RP Andrzeja Olechowskiego, zaprezentowana 1 lipca w TVN 24. Olechowski wie o zbliżającej się katastrofie, bo tak mu mówią znajomi z Wielkiej Brytanii, którzy oczywiście nie mają nic wspólnego z ciemnotą głosującą za Brexitem. A ci światli są święcie przekonani o katastrofie, gdyż ciemnota tylko do tego może doprowadzić. No i wie, bo uchodzi za ekonomistę i generalnie mędrca. A sens tego gadania o katastrofie jest taki, że po prostu siewcy takiego myślenia w ten sposób wymierzają Brytyjczykom karę za nieprawomyślność.

Olechowski to jednak pestka przy ekspercie Leszku Balcerowiczu. Pomijając formę jego publicznych wypowiedzi, która w ostatnich latach jest tak toporna i treściowo banalna, że ręce i nogi o(d)padają, katastroficzne wieszczenia Balcerowicza wynikają z tego, że nikt z rządzących w Polsce nie pyta go o zdanie, więc się potwornie frustruje. A im większa frustracja, tym większe bajdurzenie na antenie. Pytają Balcerowicza o zdanie Ukraińcy, co grozi temu państwu nieobliczalnymi konsekwencjami. Ale być może prezydent Ukrainy Petro Poroszenko potrzebował tylko wolnorynkową paprotkę, którą ustawił sobie na parapecie, żeby Zachód lepiej patrzył na Ukrainę, więc faktyczna rola byłego polskiego wicepremiera może być zupełnie inna niż ta formalna. Gdyby sprawdziła się choć dziesiąta część katastroficznych bajań Balcerowicza sprzed kliku miesięcy, już mielibyśmy w Polsce zgliszcza. Nie mamy, bo specjalnością Balcerowicza nie są prognozy, tylko jojczenie odwołujące się do ekonomii, choć ekonomii w nich tyle, ile było demokracji w ZSRS. Balcerowicz musi (katastroficznie jęczeć), bo – jak to ujął Jonasz Kofta w słowach piosenki „Śpiewać każdy może” – „inaczej się udusi, ooo”. A że to groteskowo łopatologiczne? Leszek Balcerowicz na pewno tego nie dostrzega. Tym bardziej że jego makroekonomiczne kazania to właściwie czysta łopatologia.

Klęski i katastrofy wieszczone przez tzw. ekspertów wynikają z tego, że obecna władza w Polsce jest niesłuszna, i to głęboko niesłuszna. Dlatego reforma edukacyjna minister Anny Zalewskiej będzie na pewno katastrofą, zabraknie na nią pieniędzy, tysiące nauczycieli będzie spało pod mostami i żebrało o kawałek chleba, a biedne dzieci popadną we wtórny analfabetyzm. Podobnie, gdyby doszło w Polsce do ograniczenia pracy hipermarketów w niedziele, ściągnie to na nasz kraj kolejną katastrofę, pozbawi pracy setek tysięcy ludzi i zmniejszy PKB w sposób drastyczny. Do tego stopnia będzie upadek i katastrofa, że ekspert Jeremi Mordasewicz, jadący do Austrii na narty, nie kupi sobie w Polsce nowego stroju narciarskiego, tylko gdzieś w Tyrolu. Bo przecież mógłby kupić tylko w niedzielę, gdyż w tygodniu nie ma czasu. A jak nie kupi w niedzielę, musi to zrobić za granicą. To nie żarty. Takie dyrdymały ekspert Mordasewicz wygadywał w TVN 24 1 lipca 2016 r. rozmawiając ze związkowcem z „Solidarności”.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.