Paweł Soloch: Jeśli postawa Rosji nie ulegnie zmianie, siły NATO ma wschodzie mogą zostać zwiększone

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Oczekujemy, że decyzje, które zapadną na szczycie NATO, jeśli chodzi o wysuniętą obecność sił Sojuszu, nie będą decyzjami ostatecznymi; ten wolumen sił być może ulegnie zwiększeniu, jeśli postawa Rosji nie ulegnie zmianie - mówi PAP szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch.

Soloch podkreślił w rozmowie z PAP, że dotychczasowy przebieg przygotowań do warszawskiego szczytu NATO „pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość”.

Najistotniejsze jest to, że w trakcie wypracowywania decyzji, które mają być ogłoszone na szczycie, została zachowana jedność państw sojuszniczych”

— ocenił.

Szef BBN podkreślił, że obecnie mówimy o rozmieszczeniu jednej brygady NATO - czterech batalionów - w trzech krajach bałtyckich i w Polsce oraz o brygadzie pancernej Stanów Zjednoczonych.

Szczegóły wojskowe są ciągle opracowywane i są ciągle w konsultacjach, ale konkretne decyzje zapadną w ciągu najbliższych tygodni”

— powiedział. Jak dodał, „równolegle mamy do czynienia ze wzmożoną aktywnością NATO w ogóle, co wyraziło się chociażby w ćwiczeniach Anakonda”.

Czy ta odpowiedź jest adekwatna w stosunku do zagrożenia? Podstawową wartością jest to, że ta odpowiedź w ogóle nastąpiła i to w sposób jakościowo zmieniający sytuację właśnie przez to, że NATO, państwa sojusznicze zadecydowały, że wojska sojusznicze pojawią się na flance wschodniej, w tej części NATO, która jest najbardziej zagrożona w skutek agresywnej od paru lat, ofensywnej polityki rosyjskiej”

— powiedział Soloch.

Oczekujemy, że decyzje, które zapadną na szczycie, jeśli chodzi o tę wysuniętą obecność, nie będą decyzjami ostatecznymi, ten wolumen sił być może ulegnie zwiększeniu, jeśli postawa Rosji nie ulegnie zmianie (…). Kwestia jest otwarta i w ten sposób trzeba patrzeć na te decyzje, które dotyczą dyslokacji obecności wojsk sojuszniczych, podejmowane w tej chwili”

— zaznaczył szef BBN.

W połowie czerwca ministrowie obrony NATO potwierdzili decyzję o rozmieszczeniu w Polsce i krajach bałtyckich czterech batalionowych grup bojowych, czyli wzmocnionych i samodzielnych batalionów w sile ok. 1000 żołnierzy każdy. Decyzje w sprawach, które państwa będą przewodziły batalionom, które kraje wyślą swoje wojska, gdzie i kiedy trafi każdy z oddziałów, mają zostać ogłoszone na szczycie w Warszawie 8 i 9 lipca.

Bataliony mają zostać rozmieszczone na początku 2017 r. i pozostać w Polsce i krajach bałtyckich tak długo jak będzie tego wymagała sytuacja. Będą to oddziały wielonarodowe, a ich obecność będzie miała charakter bojowy, a nie ćwiczebny, jak to było w przypadku sił, które sojusznicy skierowali na wschodnią flankę po wybuchu konfliktu ukraińskiego.

Każdy z batalionów ma mieć jedno państwo ramowe, odpowiedzialne za zebranie żołnierzy (wystawianych także przez innych sojuszników) i dowodzenie siłami. Do tej roli zgłosiły się USA, Wielka Brytania i Niemcy, czwartym państwem prawdopodobnie będzie Kanada.

Prócz batalionów NATO w Europie Środkowo-Wschodniej na zasadzie rotacyjnej mają przebywać także żołnierze Stanów Zjednoczonych. Uzgodnienia w tej sprawie Waszyngton prowadzi z poszczególnymi państwami na zasadzie bilateralnej. Najsilniejsze państwo Sojuszu ma rozmieścić w naszym regionie ekwiwalent brygady pancernej. Warszawa chce, by jej dowództwo znalazło się w Polsce. W naszym kraju powstanie też - decyzja NATO już zapadła - sojusznicze dowództwo na szczeblu dywizji, które będzie dowodziło jednostkami rozmieszczonymi w Polsce i sąsiednich państwach.

ansa/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych