Jeśli Polacy czekają na powrót Tuska, to nie na białym koniu, lecz w pokutnym worze

Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET
Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET

Tusk spotkał się z eurodeputowanymi PO, bo rozpaczliwie szukają oni wyjścia z kłopotów, czyli dołowania partii w sondażach oraz narastających waśni wewnętrznych.

W Platformie Obywatelskiej musi być naprawdę źle. Europarlamentarzyści tej partii spotkali się z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem i przedstawiają to jako wydarzenie na miarę remisu Polski z Niemcami 16 czerwca. Do Polaków miał dotrzeć komunikat, że także dawny szef PO, jej największy zasób i atut pracuje na pomyślność partii. Że wewnętrzne konflikty zostaną wyciszone i PO zacznie odrabiać starty, a potem triumfalnie powróci do władzy. Tyle tylko, że spotkanie z Tuskiem było aktem rozpaczy, a nie jedności i potwierdzenia siły. W części PO wciąż pokutuje mit, że Donald Tusk jest Mojżeszem nie tylko dla tej partii, ale i dla Polaków w ogóle. A posiadanie Tuska jest najbardziej strategiczną rezerwą, bo ten wódz i zbawca w każdej chwili może na białym koniu wrócić do krajowej polityki i wszystkich bez trudu pokonać, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. To największa bujda współczesnej polskiej polityki.

Tusk spotkał się z kolegami mającymi mandaty w europarlamencie, bo rozpaczliwie szukają oni wyjścia z kłopotów, czyli dołowania partii w sondażach oraz narastających waśni wewnętrznych. Tusk, jak ten ojciec, miał uspokoić nastroje i dodać ducha, a przynajmniej tak to miało wyglądać z punktu widzenia politycznego marketingu. Problem polega na tym, że konflikty w partii są efektem jej strukturalnej słabości, a ta słabość jest w ogromnej mierze skutkiem siedmioletnich rządów Donalda Tuska jako premiera oraz jego rządów w partii trwających ponad jedenaście lat. To Tusk zostawił w PO spaloną ziemię, czyli stawiając na Ewę Kopacz doprowadził do zaostrzenia się konfliktów między frakcjami, co wyniosło do władzy w patii jego największego wroga, Grzegorza Schetynę. I doprowadziło do rozliczeń, które tylko dlatego mają mizerne skutki, że nowy przewodniczący nawet nie jest w stanie porządnie się rozprawić z przeciwnikami. Najnowszym przykładem są kabaretowe formy rozliczania Michała Kamińskiego przez Grzegorza Schetynę i Rafała Grupińskiego. Kabaretowe, bo gdyby naprawdę byli silni, nie gadaliby, jaki to Kamiński jest zły, tylko dawno się go pozbyli, i to z hukiem. Partia pod wodzą Schetyny jest słaba nie tylko dlatego, że jest on kiepskim liderem, ale przede wszystkim z tego powodu, iż Donald Tusk zabił w niej wszelkie wewnętrzne życie. I wypchnął na zewnątrz wszystkich tych, którzy mieli jakiś format intelektualny i wystawali ponad polityczny infantylizm uosabiany przez takie osoby jak Ewa Kopacz, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Julia Pitera, Iwona Śledzińska-Katarasińska czy Agnieszka Pomaska. W efekcie po ucieczce Tuska do Brukseli PO stała się partią wydmuszką, gdzie ci wcześniej spacyfikowani zaczęli się żreć o resztki, jakie spadły z suto kiedyś zastawionego pańskiego stołu. PO stała się partią nie rywalizującą z PiS o dominację, lecz walczącą o życie z fantomowym, sezonowym i pozbawionym jakichkolwiek idei ugrupowaniem Ryszarda Petru. I to jest przede wszystkim efekt „kierowniczej roli” Donalda Tuska w PO przez ponad jedenaście lat.

PO zbiera też negatywne skutki niemocy i sformatowania Tuska jako premiera. Nieprzypadkowe są głosy krytyczne (przede wszystkim w PO) wobec obecnego szefa Rady Europejskiej, że przez siedem lat na stanowisku premiera nie miał nawet jednego takiego pomysłu jak „Rodzina 500 plus” czy „Mieszkanie plus”. Dlatego rządy Tuska są teraz oceniane jako nastawione wyłącznie na załatwianie spraw klienteli PO i kolegów samego byłego premiera, a nie na rozwiązywanie społecznych problemów. Dopiero teraz widać, że Tuskowi zależało wyłącznie na establishmencie, który za jego rządów miał się świetnie, natomiast resztę społeczeństwa miał gdzieś, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami dla przeciętnych ludzi. Ta reszta obecnie chętnie by się Tuskowi odpłaciła, ale uciekając z polskiej polityki znalazł się on poza zasięgiem „gniewu ludu”. Tym bardziej groteskowo brzmią więc opowieści dziwnej treści o ewentualnym triumfalnym powrocie Tuska do kraju. Donald Tusk nie ma szans na taki powrót przede wszystkim dlatego, że przeciętni ludzie go nie cierpią i obwiniają o wszystkie swoje problemy. Jeśli czekają na Tuska, to nie na białym koniu, lecz w pokutnym worze. Wyobrażenie części polityków PO, że jest inaczej wynika z rozpaczliwej sytuacji partii, a stąd z potrzeby samooszukiwania.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.