Unijni urzędnicy kpią z demokracji. O Austrii i Francji uparcie milczą. Wystarczy im, że rządzi lewica. Aż tak boją się prawicowej Polski?

Fot. pixabay.com
Fot. pixabay.com

Używanie międzynarodowych instytucji do antyrządowego spisku zaczyna po kolei kompromitować wszystkie strony tego misternie scalonego układu. Komisja Wenecka dopuszcza się skandalu z przemilczaniem kluczowych dokumentów w sprawie Polski. Komisja Europejska sroży się z powodu rzekomo naruszonej polskiej demokracji, ale nie dostrzega poważnych nieprawidłowości wyborczych w Austrii. Parlament Europejski martwi się antyrządowymi demonstracjami w Warszawie, ale nie dostrzega totalnie sparaliżowanej strajkami Francji. Kiedy wreszcie unijni politrucy dostrzegą swoją żałosną śmieszność?

Poczynania Komisji Weneckiej zaczynają sięgać – jak by rzekła posłanka Nowoczesnej – „szczytu zenitu”. Sekretarz KW dopuścił się skandalu, ukrywając kluczowy dla debaty o Polsce dokument. Thomas Markert przygotował sprawozdanie z wykonania opinii dotyczącej Trybunału Konstytucyjnego. Do jej sformułowania wystarczyła mu prasówka z mocno ukierunkowanym zapleczem tytułowym, propagująca przekaz Platormersko-KODowo-Nowoczesny. Mimo, że 7 czerwca 2016 r. otrzymał z Polski dodatkowe informacje na temat potraktowania opinii Komisji Weneckiej przez stosowne instytucje w Polsce, postanowił je przed Komisją zataić. Dokument zawierał także gruntowną analizę przyczyn i skutków kryzysu konstytucyjnego. Członkowie KW nie zostali jednak zapoznani ze stanem faktycznym, ponieważ sekretarz zablokował dostęp do pełnej wiedzy. O sprawie szczegółowo napisał na portalu wPolitcye.pl Stanisław Janecki.

Instytucje Europejskie, które uwzięły się na Polskę, nie dostrzegają fundamentalnych problemów z demokracją, które przybierają coraz bardziej dramatyczny obrót w Austrii. Lewicowy kandydat Zielonych o włos wyprzedził kandydata prawicy. Przewaga Van der Bellena nad Hoferem wynosiła niespełna 31 tysięcy głosów. Jednak aż 570 tysięcy kart do głosowania nosiło znamiona naruszenia prawa wyborczego. Wybory zostały oficjalnie podważone.

O wynikach przesądziły głosy z głosowania korespondencyjnego, w którym roi się od błędów. Uczestniczyli w nich ludzie bez uprawnień, np. 14-latkowie. Niektórzy oddawali podwójne głosy – np. opiekunowie osób ubezwłasnowolnionych, których jest w Austrii ok. 60 tys. Do rejestrów wpisywano złe wyniki. Niektóre karty wyborcze z góry uznano za nieważne. FPÖ złożyła na ręce wiedeńskiego Trybunału Konstytucyjnego aż 150-stronicowy dokument, w którym wykazała ogromną liczbę nieprawidłowości.

Aż w 94 na 117 powiatów wyborczych stwierdzono łamanie prawa wyborczego w mniejszym lub większym stopniu. W 82 zdarzały się takie nieprawidłowości jak zbyt wczesne sortowanie kart do głosowania, zbyt wczesne otwieranie kopert z kartami czy zbyt wczesne lub dokonywane przez osoby nieuprawnione liczenie głosów. W 17 komisjach listy z kartami były już otwarte. Dotyczy to aż 120 067 głosów.

Bardzo poważne obawy budzi liczba głosów nieważnych, których naliczono ponad 165 tys., czyli aż o 78 proc. więcej niż w I turze. A przecież głosowanie było wyjątkowo proste. W przeciwieństwie do pierwszej tury, zakreślić jednego kandydata z dwóch.

Robert Hofer w pierwszej turze miał 15 proc. głosów przewagi nad Alexandrem Van der Bellenem. Po podliczeniu głosów z lokali wyborczych jego przewaga sięgała 150 tys. głosów. Przegrał dopiero po głosowaniu korespondencyjnym, obarczonym poważnymi błędami. Gigantyczną liczbę nieprawidłowości wziął pod lupę Trybunał Konstytucyjny w Wiedniu. Na rozpatrzenie sprawy ma cztery tygodnie.

Dlaczego unijni urzędnicy, którzy tak pieczołowicie mierzą linijkami gabaryty demokracji w Polsce, nie zająknęli się dotąd na temat austriackich wyborów? Czyżby dlatego, że wygrać miał lewicowy kandydat? Adam Sosnowski przypomniał w swoim tekście na portalu Polityce.pl, że przewodniczący Komisji Europejskiej łaskaw był wyrazić swoją dezaprobatę wobec prawicowego kantata na urząd prezydenta Austrii: „Muszę przyznać, Panie Hofer, że ja Pana nie lubię”. Przedwyborcza nagonka, jaką międzynarodowe media rozpętały wokół Hofera, zarzucając mu faszyzm, przypominała tę, którą obserwujemy w odniesieniu do Prawa i Sprawiedliwości. Stare sprawdzone metody działają. O austriacką demokrację jednak nikt w Brukseli nie pyta. Ważne, że wygrał swój – lewak z Zielonych.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.