Pani kierownikowa (na motywach „Pani Twardowskiej" Adama Mickiewicza)

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Judzą, pieją, trawę palą,

Skargi, donosy, swawola;

Ledwie Polski nie rozwalą.

Cha, cha, chi, chi, hejże!, hola!

Kierownik siadł w końcu stoła.

Rozparł się w ławie jak basza:

„Precz z Kaczorem! Precz! – zawołał

Zmyśla, tumani, przestrasza.

Mateuszowi, co grał zucha,

Wszystkich łaje za przekręty,

Machnął ręką koło ucha:

Ten już ma na alimenty.

Na Andrzeja z trybunału,

Co o władzy śnił bez granic,

Zadzwonił kieską, pomału:

Andrzej ma już wszystkich za nic.

Ryszardowi w nos dał prztyka,

Do łba przymknął trzy rureczki,

Cmoknął: cmok i jabłecznika

Wytoczył ze łba pół beczki.

Wtem gdy trunek pił z kielicha,

Kielich zaświstał, zazgrzytał;

Patrzy na dno: - „Co u licha?

Kto ty jesteś?” – głośno spytał?

Człowiek to był w trunku na dnie:

Istny Polak, żadna świnia;

Krzyknął tylko coś dosadnie

I wyskoczył wnet z naczynia.

Z kielicha wprost na blat stołu

Pada, rośnie, grzbiet prostuje;

Silny i bystry pospołu,

Do przemowy się gotuje.

„A, kierownik… witam bracie!”

To mówiąc siada na ławie:

„Cóż to, czyliż mię nie znacie?

Jestem twoim sędzią w sprawie.

Wszak dla mnieś w rządzie i Sejmie

Często na honor przysięgał:

Obietnic nikt z ciebie nie zdejmie,

Choćbyś narzekał i gęgał,

Że wszyscy ten pic widzieli;

Ty rzekłeś tylko: „Co, ptysie?!”,

Wijąc swe gniazdko w Brukseli,

By zostać tam dużym misiem.

Półtora roku uciekło,

Przysięgi wciąż nic nie znaczą:

Myślisz, że ci się upiekło,

Że ci rodacy wybaczą.

Ale zemsta, choć leniwa,

Nagnała cię w nasze sieci:

Kara będzie sprawiedliwa,

Kładę areszt na waszeci”.

Kierownik ku drzwiom się kwapi

Odwagą przy tym nie grzeszy,

Polak za frak go ułapi:

„A gdzie to ci się tak spieszy?”

Co tu począć? kusa rada,

Przyjdzie już nałożyć głową…

Kierownik na ławie siada

I wymyśla sztuczkę nową.

„Patrz spokojnie, przyjacielu,

Powiem ci, jak sprawy stoją:

Takich jak ja jest niewielu,

Więc nim zaczniesz sprawę moją,

Będę miał prawo trzy razy

Zaprząc ciecia do roboty,

A on najtwardsze rozkazy

Musi spełnić co do joty.

Cieciu, oto fura nowa,

Audik piękny, cały w bieli;

Wyrwij dla mnie jakiś towar,

Bym szpanować mógł w Brukseli.

Skręć mi przy tym ekstra blanta,

Żebym miał do zajarania;

I nie wyszedł na palanta,

Gdy będę tak z panną ganiał.

Panna ma być istne cudo,

Młoda, zgrabna i wysoka,

Bystre oko, szczupłe udo,

Żeby każdy nad nią cmokał.

Patrz, to szpilki Louboutina,

Obcas na jakieś pięć cali:

Wyjątkowe, także cena,

Żeby wszyscy podziwiali”.

Cieć do akcji duchem skoczy,

Furę czyści, towar zgarnie,

Potem blanta zgrabnie toczy

I na próbę czeka karnie.

Kierownik usiadł w gablocie,

Ruszył, aż się guma pali,

Zachwyconych ludzi krocie -

Podziwia wszystko z oddali.

No! Spisałeś się chłopaku;

Lecz daleko koniec balu:

Trzeba przekonać rodaków,

Żem w Brukseli nie dla szmalu.

Cieć się kręci jak w ukropie,

Dziennikarzy ściąga karnie

I oświadcza: „król w Europie

Ma ze szmalem całkiem marnie”.

Skończył, no i wzrokiem powiódł,

Stanął tam na dróg rozstaju:

„Teraz jużem wszystkim dowiódł,

Że król zasuwa dla kraju”.

„Jeszcze jedno, będzie kwita –

Rzecze Polak, a król słucha:

Patrzaj, oto jest kobiéta,

Twoja żona, kawał zucha.

Ty przez rok miej ją przy sobie,

Dziel z nią troski i radości;

Żyj z nią w zdrowiu i w chorobie,

Otwórz przed nią swoje włości.

Przysiąż jej miłość, szacunek

I posłuszeństwo bez granic;

Złamiesz choć jeden warunek,

Już cała ugoda za nic”.

Kierownik do niego pół ucha,

Pół oka zwrócił do damy,

Niby patrzy, niby słucha -

Tymczasem już blisko bramy.

Gdy mu polskość dokucza,

Daleko od niej ucieka,

Czmychnąwszy dziurką od klucza,

Marudzi i się wścieka.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.