Altruistyczny neokolonializm to utopia? Czy za szaleństwem beztroskiego zapraszania nie kryje się jakaś metoda?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Interesująca rozmowa z wysokim rangą oficerem armii jednego z państw sojuszniczych. Poza wątkami bezpieczeństwa militarnego pojawia się temat polityki imigracyjnej.

Plan lewicy?

Według rozmówcy w jego kraju lewica rozumuje tak: zaprośmy jak najwięcej przybyszów (nieważne, czy prawdziwych uchodźców czy tylko migrantów ekonomicznych), bo z wdzięczności będą na nas głosować, co lewicę wzmocni politycznie. Jednak — zdaniem tego oficera — takie myślenie jest zupełnie pozbawione wymiaru strategicznego. Gdy bowiem owych migrantów będzie znacznie więcej, gdy okrzepną już w goszczącym ich kraju, to, paradoksalnie, w warunkach europejskiej demokracji zbudują swoją polityczną reprezentację. Nie tylko będą mieli w nosie lewicowców, którym będą zawdzięczać gościnę, lecz — korzystając z demokratycznej przestrzeni działań i dostępnych w dostatnim społeczeństwie zasobów — będą forsować wizję przemian życia społecznego całkowicie niezgodną z wyobrażeniami i interesami tej naszej lewicy.

Altruistyczny neokolonializm?

Pytam, jakie rozwiązania kwestii migracyjnej widzi. Odpowiada, że trzeba działać na miejscu, tam, gdzie powstają problemy. Ale nie może być to dotychczasowa polityka wysyłania do krajów w potrzebie ani środków finansowych, ani nawet rzeczowych. Dlaczego? Wszystkie analizy pokazują, że taka pomoc wcale nie trafia do środowisk czy regionów najbardziej potrzebujących. Zazwyczaj na jakimś etapie jest przechwytywana przez lokalnych kacyków, możnowładców, watażków, zorganizowaną przestępczość lub legalnie działające, ale w istocie pasożytnicze grupy interesów. W ramach obecnych form działania nie sposób tego ominąć.

Aby uniknąć takiej pozornej pomocy, zwłaszcza w przypadku tzw. państw upadłych (takich, które utraciły zdolność zapewniania choćby minimalnej stabilności społecznej na swym terytorium), należałoby pomoc bogatego Zachodu wesprzeć bezpośrednią obecnością militarną, na jakiś czas stabilizującą system. Tym razem, mówi, nie może to być, jak w okresach wcześniejszych, obecność kolonialna mająca na celu ekonomiczny wyzysk tych krajów. Dziś Europa jest dostatecznie bogata (np. w żywność), by nie musieć wyciągać ręki po zasoby krajów ubogich. Dziś chodzi o znalezienie sposobów skutecznej pomocy.

Można by zbudować system zewnętrznej władzy minimalnej: akceptujemy zasadę cuius regio, eius religio, nie wtrącamy się w sprawy wiary ani stylu życia, domagamy się tylko respektowania pewnych warunków brzegowych, od których zależy bezpieczeństwo mieszkańców.

Ale, dodaje, jest problem. Bogate kraje Europy w istocie nie mają wojsk, które byłyby w stanie zapewniać sprawny przebieg misji takiego typu na większą skalę. Wiele rzeczy miał przemyślanych. Zdaje się, że wyrażał widzenie spraw obecne w jakiejś części swojego środowiska. Jak sądzicie, czy altruistyczny neokolonializm to utopia?

Krótkowzroczność czy metoda

Trzeba było jechać i nie zdążyłem zapytać rozmówcę o coś ważnego. O metodę. Czy za lewicową polityką przyjmowania imigrantów jak leci, bez brania pod uwagę ani zagrożenia terrorystycznego, ani tego, że proces włączania dużych grup osób z istotnie odmiennych kultur powinien być miarkowany, tak by zachowywać demokratyczne standardy (w tym prawa kobiet!), czy za tym szaleństwem beztroskiego zapraszania nie kryje się jakaś metoda?

Na przykład pomysł na niszczenie tradycyjnego, chrześcijańskiego podłoża kultury europejskiej? Pomysł wypływający z antychrześcijańskiej obsesji — posuniętej tak daleko, że dla osłabienia religii o łagodnym obliczu zaprasza się przedstawicieli radykalnych odłamów innej religii, której przedstawiciele ostro krytykują wolnościowe oblicze współczesnego, dostatniego Zachodu? Czy jest możliwe, by ideologicznie podbudowana nienawiść do własnych korzeni była posunięta tak daleko? Nie zdążyłem o to zapytać.

Osamotnione PiS?

Po tej rozmowie pomyślałem: może jednak polityka Prawa i Sprawiedliwości ma w Unii Europejskiej więcej sprzymierzeńców (jeszcze nierozpoznanych, niewłączonych do współpracy), niż się to czytelnikom politpoprawnych euromediów wydaje?

Tekst opublikowany w tygodniku „wSieci” nr 21 (182) 2016

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych