Frustracja po zrujnowaniu własnej kariery pcha Sikorskiego do szkodzenia Polsce i… Ukrainie

fot. Fratria
fot. Fratria

Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy Sikorski tylko „chlapnął” czy on „już tak ma”, rozwiałoby je jego zachowanie po przejęciu rządów przez PiS. A to zachowanie można zaliczyć do kategorii skrajnego fiksum dyrdum popartego oceanem złej woli, szczególnie gdy wziąć pod uwagę to, co Sikorski mówi i wypisuje za granicą o rządach PiS. Bohatersko zresztą wspierany w tym przez swoją żonę Anne Applebaum. Oczywiście można to tłumaczyć widoczną w ostatnich latach niebywałą nienawiścią do wszystkiego, co pisowskie, ale to za łatwe i niepełne. Radosław Sikorski nie może po prostu znieść tego, że koncertowo „spieprzył” (cytując słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego) wszystkie swoje plany. W niespełna rok Sikorski, ustosunkowany i świetnie ożeniony, mający wpływowych przyjaciół w światowej polityce i mediach stał się dość groteskową wydmuszką.

Już na szczycie NATO w 2008 r. w Bukareszcie Sikorski miał być czarnym koniem wyścigu o stanowisko sekretarza generalnego NATO, a został tylko człapiącą szkapą bez szans na sukces. W 2010 r. zdecydowanie przegrał z Bronisławem Komorowskim prawybory na kandydata Platformy na prezydenta. Mimo że wielokrotnie podlizywał się władzom Niemiec, szczególnie 28 listopada 2011 r., gdy złożył Niemcom swoisty hołd lenny, nie dostał nawet cienia szansy na objęcie posady przewodniczącego Rady Europejskiej, które później w prezencie od kanclerz Merkel dostał Donald Tusk. Sikorski nie otrzymał nawet nagrody pocieszenia w postaci stanowiska koordynatora europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa czy choćby „marnej” z jego punktu widzenia posady komisarza ds. energii. Gdyby międzynarodowe plany zostały zrealizowane, ukoronowaniem jego kariery miała być prezydentura w Polsce, optymalnie przez dwie kadencje. A wtedy Radosław Sikorski i Anne Applebaum byliby czymś w rodzaju pary królewskiej, bywającej na dworach i salonach wielkiego świata jako postacie niemal baśniowe.

Wspaniałe wspólne plany Radosława Sikorskiego i Anne Applebaum skończyły się jedną wielką „kichą”, co wywołało ogromną frustrację. Nałożyła się ona na jego nagłą i totalną marginalizację w polskiej polityce oraz bardzo skromne, a wręcz nędzne rekompensaty w ciałach dekoracyjnych, ale prestiżowych i dobrze płatnych. Przegrawszy wszystko, co było do przegrania Sikorski zaczął działać na wzór Janusza Palikota, czyli jako tani skandalista i autor dziwacznych, nierozsądnych oraz bardzo wątpliwych intelektualnie mądrości.

Można odnieść wrażenie, iż niekontrolowane złość, gniew i frustracja powodują, że przestał działać i wypowiadać się racjonalnie. Że jest opętany żądzami „dorzynania” wszystkiego co się rusza i co uznaje za wrogie bądź odpowiedzialne za jego klęski. To oczywiście Sikorskiego tłumaczy, ale go nie usprawiedliwia. Gdy ktoś był przez siedem lat ministrem spraw zagranicznych RP powinien znać granice, których przekraczać się nie godzi. A Sikorski od dawna ich nie zna.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.