Parafrazując klasyka – człowiek, którego nie znoszą lewoliberalne elity nie może być całkiem zły. Przenosząc zaś na polski grunt - Donald Trump musi mieć w sobie jakąś fundamentalną prawość, skoro w Polsce odżegnuje go od czci i wiary całe środowisko okołogazetowowyborcze, czyli obecna opozycja.
Jeśli nie ma się pewności co do polityka, to czasami warto posłuchać, co myślą o nim nasi adwersarze. Jak bowiem wiadomo, wrogość naszych wrogów to całkiem niezłe kryterium, a nawet rekomendacja.
Rosnący w poparcie Donald Trump doprowadził amerykańskie lewactwo do prawdziwej histerii, psy na nim wiesza gazeta czerska et consortes, więc człowiek nie może być gorszy od Hillary Clinton, którą wyżej wymienieni serdecznie Polakom polecają. A przecież to ci sami, którzy po tragedii smoleńskiej wręcz zachłysnęli się ideą pojednania z kagiebistą. Zważywszy zaś, że sprośny małżonek Hillary jednocześnie postponuje obecną władzę w Polsce i Trumpa jako naśladownictwo putinowskiego wzoru, to mamy dość klarowną sytuację. Obłuda Clintonów tym większa, że to przecież Hillary ochoczo zrealizowała w praktyce hasło Obamy o resecie z putinowską Rosją.
Jest tutaj pewna analogia do Jarosława Kaczyńskiego, nie tylko w kontekście głupiego stwierdzenia Clintona, lecz także dotycząca pośrednio Trumpa. W roku 1993, po zwycięskich dla postkomunistów wyborach, a sromotnie przegranych przez ekipę solidarnościową, odbyła się debata pomiędzy Michnikiem i Kaczyńskim, w której ten ostatni przedstawił genialną – moim zdaniem – genezę i diagnozę tej porażki:
Jeżeli komuniści mogli być naraz głównymi profitentami przemian, przemian własnościowych w Polsce i jednocześnie stać na czele kontestacji tych przemian, a na to im, w głupocie swojej, rządy Unii Demokratycznej pozwoliły, to oczywiście wygrali wybory.
Otóż technicznie rzecz ujmując oraz zachowując wszelkie proporcje co do kalibru ludzi oraz miejsca i czasu, Donald Trump wykorzystał analogiczną pozycję do tej, jaką sobie wypracowała polska postkomuna w 1993 roku. Kandydat republikanów jest niewątpliwym beneficjentem obecnego ustroju USA, całej amerykańskiej formacji społeczno-ekonomicznej, amerykańskiego ducha wolności i co tam jeszcze można dodać. Tutaj nie ma dwóch zdań, całe jego życie, kariera biznesowa i obecna ranga w systemie o tym świadczą.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Parafrazując klasyka – człowiek, którego nie znoszą lewoliberalne elity nie może być całkiem zły. Przenosząc zaś na polski grunt - Donald Trump musi mieć w sobie jakąś fundamentalną prawość, skoro w Polsce odżegnuje go od czci i wiary całe środowisko okołogazetowowyborcze, czyli obecna opozycja.
Jeśli nie ma się pewności co do polityka, to czasami warto posłuchać, co myślą o nim nasi adwersarze. Jak bowiem wiadomo, wrogość naszych wrogów to całkiem niezłe kryterium, a nawet rekomendacja.
Rosnący w poparcie Donald Trump doprowadził amerykańskie lewactwo do prawdziwej histerii, psy na nim wiesza gazeta czerska et consortes, więc człowiek nie może być gorszy od Hillary Clinton, którą wyżej wymienieni serdecznie Polakom polecają. A przecież to ci sami, którzy po tragedii smoleńskiej wręcz zachłysnęli się ideą pojednania z kagiebistą. Zważywszy zaś, że sprośny małżonek Hillary jednocześnie postponuje obecną władzę w Polsce i Trumpa jako naśladownictwo putinowskiego wzoru, to mamy dość klarowną sytuację. Obłuda Clintonów tym większa, że to przecież Hillary ochoczo zrealizowała w praktyce hasło Obamy o resecie z putinowską Rosją.
Jest tutaj pewna analogia do Jarosława Kaczyńskiego, nie tylko w kontekście głupiego stwierdzenia Clintona, lecz także dotycząca pośrednio Trumpa. W roku 1993, po zwycięskich dla postkomunistów wyborach, a sromotnie przegranych przez ekipę solidarnościową, odbyła się debata pomiędzy Michnikiem i Kaczyńskim, w której ten ostatni przedstawił genialną – moim zdaniem – genezę i diagnozę tej porażki:
Jeżeli komuniści mogli być naraz głównymi profitentami przemian, przemian własnościowych w Polsce i jednocześnie stać na czele kontestacji tych przemian, a na to im, w głupocie swojej, rządy Unii Demokratycznej pozwoliły, to oczywiście wygrali wybory.
Otóż technicznie rzecz ujmując oraz zachowując wszelkie proporcje co do kalibru ludzi oraz miejsca i czasu, Donald Trump wykorzystał analogiczną pozycję do tej, jaką sobie wypracowała polska postkomuna w 1993 roku. Kandydat republikanów jest niewątpliwym beneficjentem obecnego ustroju USA, całej amerykańskiej formacji społeczno-ekonomicznej, amerykańskiego ducha wolności i co tam jeszcze można dodać. Tutaj nie ma dwóch zdań, całe jego życie, kariera biznesowa i obecna ranga w systemie o tym świadczą.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/293830-trump-kaczynski-i-inni-wrogosc-naszych-wrogow-to-calkiem-niezle-kryterium