Schetyna „odkopał" Ewę Kopacz, by odegrała rolę kozła ofiarnego, a wkrótce znów ją „zakopie"

fot. premier.gov.pl
fot. premier.gov.pl

Grzegorz Schetyna wpadł wreszcie na szatański pomysł. Wreszcie, bo z jego pomysłowością było dotychczas wyjątkowo kiepsko. A przecież miał być mistrzem knucia, podstępu i kombinowania. Przez wiele tygodni był mistrzem złych pomysłów i zagubienia. I nadal tak jest w sprawach zasadniczych dla przyszłości partii, czego dowodzi to, iż 7 maja poniósł duże koszty sprowadzenia manifestantów do Warszawy, a nie odniósł z tego żadnych korzyści politycznych. Ale w sprawach wewnętrznych rozgrywek Schetyna się obudził, bo właściwie zawsze tylko tym się zajmował z jakim takim powodzeniem. Najnowszy pomysł Schetyny z kategorii „zniszczę cię” polega na tym, żeby ostatecznie pogrzebać mit Ewy Kopacz jako osoby mającej kwalifikacje lidera, przez co mogącej mu zagrozić.

Po wielotygodniowym dołowaniu w sondażach część działaczy PO, przede wszystkim dwór Ewy Kopacz z czasów, gdy była premierem oraz spółdzielcy Cezarego Grabarczyka postanowili lansować byłą p.o. przewodniczącej partii jako prawdziwą liderkę Platformy. Schetyna najpierw się żachnął, bo to podważanie jego przywództwa, ale zanim cokolwiek postanowił, Ewa Kopacz zaczęła się często pojawiać w telewizji. Obserwatorzy uznali to za realizowanie zasady „wszystkie ręce na pokład”, choć wcale tak nie było. Schetyna szybko się zorientował, że może Ewę Kopacz wykorzystać do kilku gierek. Gdy była premier pojawiła się obok obecnego przewodniczącego partii podczas różnych wystąpień, można było sądzić, że ta dwójka zawarła rozejm w obliczu wielu zewnętrznych zagrożeń. Mogłyby na to wskazywać wypowiedzi Michała „Miśka” Kamińskiego, który o Ewie Kopacz mówił ostatnio tak, jakby była połączeniem Matki Teresy z Kalkuty, Donalda Tuska z Sopotu i Joanny d’Arc z Orleanu.

Festiwal Ewy Kopacz w mediach, a szczególnie w telewizji, pokazał coś, czego nie było tak wyraźnie widać, gdy sprawowała funkcję premiera i miała wokół siebie z pięciuset doradców. Nie było tego widać także wtedy, gdy była marszałkiem Sejmu i miała jakichś stu doradców (i drugie tyle stylistów). Ewa Kopacz pozbawiona podpowiedzi (może z wyjątkiem tych autorstwa „Miśka” Kamińskiego) pamiętała tylko tyle, że Kaczyński to samo zło, a Macierewicz - zło wcielone. Poza tym mówiła i mówi rzeczy, które nie wiadomo co znaczą, nawet przy dobrej woli i wielkiej otwartości na różne interpretacje. I właśnie to sprawia, że Grzegorz Schetyna przestał się denerwować, iż Ewa Kopacz może mu zagrozić. Sam Schetyna jest mówcą wyjątkowo skromnie gospodarującym ciekawymi treściami, a tym bardziej charyzmą, jednak czasem można coś z jego wystąpień zrozumieć. W wypadku Ewy Kopacz jest to bardzo mało prawdopodobne.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.