Bill Clinton obraził polski rząd na potrzeby walki z Trumpem. Przygotujmy się na kolejne takie ataki

ot. commons.wikimedia.org
ot. commons.wikimedia.org

Przyzwyczaimy się do uderzania w polski rząd amerykańskich polityków Partii Demokratycznej. Jednym z celów pijarowych będzie utożsamienie Donalda Trumpa z antyestablishmentową falą przelewającą się przez Europę.

Polska i Węgry, które „nie byłyby wolne” bez udziału USA, uznały, że „z demokracją jest za dużo kłopotu”. Chcą przywództwa w stylu Putina.

powiedział kilka dni temu w New Jersey były prezydent USA Bill Clinton. Mąż prawdopodobnej przyszłej prezydent najsilniejszego kraju globu dodał:

Dajcie autorytarną dyktaturę i trzymajcie cudzoziemców z daleka; czy czegoś to nie przypomina?

Słowa te słusznie oburzyły amerykańską Polonię. Wywołał również ostrą reakcję Jarosława Kaczyńskiego, który w mało dyplomatycznych słowach odparł, że każdy, kto uważa, że w Polsce nie ma demokracji powinien być zbadany przez lekarza. W kontekście prawdopodobnego zwycięstwa w wyborach Hillary Clinton, która będzie stała na czele kraju będącego naszym najważniejszym sojusznikiem, słowa te były niepotrzebne i będą wyciągane przy różnych okazjach. Niemniej jednak można zrozumieć oburzenie Kaczyńskiego, skoro tak wytrawny polityk jak Bill Clinton opiera swoje sądy na publicystyce amerykańskiej liberalno-lewicowej prasy, a nie twardych danych wywiadu amerykańskiego. Podejrzewam też, że Clintonowie mogą chcieć jakoś pijarowo zadośćuczynić Polakom, jeżeli Polonia, której głosy będą miały znaczenie w najbliższych wyborach, umiejętnie zaprotestuje przeciwko wystąpieniu byłego prezydenta USA.

Niemniej jednak nie można zapominać, że Bill Clinton nie kierował swojego wystąpienia z myślą o „ratowaniu demokracji” w Polsce. Jego słowa zostały powszechnie odczytane jako uderzenie w Donalda Trumpa, który będzie teraz jeszcze mocniej utożsamiany z antymainstramową falą płynącą przez Europę.** To bardzo wygodny pijarowy zabieg. Lewicowe amerykańskie media, opierając się głownie na opiniach swoich kolegów z liberalnej prasy europejskiej, co rusz donoszą o autorytarnych zapędach nielubianej europejskiej prawicy.

Nie chodzi przecież o kraje starej Europy, ale zmitologizowane kraje Europy środkowo-wschodniej, które są w USA przedstawiane jako przykład na możliwość romantycznego wyjścia z dyktatury do rządów ludu. Fetyszyzujący demokrację Amerykanie kochają takie symbole i rzeczywiście mogą być zszokowani dlaczego, ktoś może mieć inne wyobrażenie o demokratycznym ładzie innym niż w wydaniu lewicowo-liberalnym. Dotyczy to nie tylko amerykańskiej lewicy, ale również mainstremu Partii Republikańskiej, której notabene nieprzewidywalny Donald Trump rzucił wyzwanie.

Bardzo często. Ludzie nauki, dziennikarstwa, polityki. Dla większości było niezrozumiałe to, co się u nas dzieje. Pytali: „Jak to się stało, że w Polsce, kraju sukcesu, wybieracie takich polityków, o których przecież wiedzieliście, że pod ich rządami Polska stanie się państwem orbanowsko-putinowskim?”. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc pytałem: „A co się u was stało, że Donald Trump jest tak popularny?”. A oni: „Dlaczego pan mówi o Trumpie teraz?”. „Bo to jest empiryczny dowód na to, że nie tylko Polacy zwariowali. To zjawisko międzynarodowe” - odpowiadałem.

mówi w dzisiejszym wywiadzie dla Gazety Wyborczej dawno nie słyszany Adam Michnik, który wyraża coraz powszechnieją, i jednocześnie kuriozalną, opinię o symbiozie między Władimirem Putinem i z gruntu rusofobicznym rządem PiS.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.