Czy Mateusz Kijowski ma szanse zostać Kobietą Roku "Gazety Wyborczej"? Jeśli chodzi o różnych „człowieków roku”, to mamy do czynienia z przedziwnymi precedensami...

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Wbrew pozorom ten tytuł wcale nie jest kpiną, a przynajmniej nie do końca. Jeśli bowiem chodzi o tego rodzaju nominacje do różnych „człowieków  roku”, to mamy do czynienia z przedziwnymi precedensami, od których włos jeży się na głowie. Są i takie, które wytłumaczyć można wyłącznie za pomocą dialektyki marksistowskiej, jak na przykład słynną nominację szefa komunistycznej bezpieki na Człowieka Honoru.

Warto przypomnieć, że niedawno Człowiekiem Roku  Gazety Wyborczej został Bronisław Komorowski, były prezydent, który dopiero co „po pijanemu przejechał na pasach ciężarną zakonnicę”. Natomiast w poprzedniej edycji konkursu tej samej gazety zwyciężył Michaił Chodorkowski, były  komsomolec, który  z pomocą  KGB nagrabił państwowego majątku na  kilka miliardów dolarów. Kiedy jednak podskoczył swoim dobrodziejom, został wtrącony do turmy, a po paru latach  Zachód wytargował uwolnienie sprytnego komsomolca za jakieś koncesje dla kremlowskich kagiebistów. Tylko tyle i aż tyle, można powiedzieć, ale jakby nie liczyć, to  wystarczyło Chodorkowskiemu na tytuł Człowieka Roku Gazety Wyborczej. Zwłaszcza, że jego prześladowca Putin (też zresztą były komsomolec) został akurat przez czerskich  uznany za bandytę roku.

Pamiętamy także wiekopomny przykład Janusza Palikota, który z kolei otrzymał kilka lat temu tytuł Dziennikarza Roku i to bynajmniej nie od dziennikarzy, lecz od partii politycznej. To trochę tak, jakby redaktor  Michnik  został nagrodzony tytułem Sportowca Roku przez Trybunał Konstytucyjny.  Jeśli chodzi o  precedensy zagraniczne, to  warto wspomnieć, że  prezydent Barack Obama był uhonorowany pokojowym Noblem w tym samym czasie, gdy posłał na wojnę do Afganistanu 30 tys. uzbrojonych po zęby żołnierzy.

Zatem niezbadane są meandry kryteriów przyznawania tych wszystkich „człowieków roku”, dlatego żadna nominacja nie powinna wywoływać zaskoczenia. Mateusz Kijowski był fetowany na Kongresie Kobiet niczym jakiś Bartek Zwycięzca, więc tu nie ma dwóch zdań, że zaległości w alimentach nie stanowią przeszkody w zostaniu natchnieniem dla kobiet. Tym bardziej, że skądinąd wiadomo, iż chłop dobrze się prezentuje w sukience, co stanowi  potwierdzenie genderowej tezy, że jego płeć mieści się w mózgu, a nie tam, gdzie się prostakom  do tej pory wydawało.  Zresztą  Kijowski jako utrzymanek żony jest symbolem sukcesu polityki równościowej również dla wielu mężczyzn, zwłaszcza dla alimenciarzy.

Nie ma więc żadnych merytorycznych przeszkód, żeby lidera KOD nagrodzić tytułem Kobiety Roku. Niestety, dopiero co zakończony Kongres Kobiet przegapił tę okazję, gdyż papierowe torby na głowach  raczej nie wspomagają kreatywności  myślenia. Ten błąd może jednak  naprawić Gazeta Wyborcza, która jest niewątpliwie wiodącym organem w dziedzinie nadawania  „człowieków roku” osobliwym postaciom według nietuzinkowych kryteriów.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych