Audyt daleki od doskonałości. Równolegle z wystąpieniami ministrów, w sieci powinna się pojawić wirtualna „biała księga”, wypełniona konkretami

fot. PAP/ Paweł Supernak
fot. PAP/ Paweł Supernak

Długo przyszło nam czekać na audyt stanu państwa, zapowiadany tuż po wygranych przez PiS wyborach, już wiele miesięcy temu. W końcu jest. Pokazuje, do jakiego stopnia Polska stała się prywatnym folwarkiem Platformy Obywatelskiej i PSL w ciągu ośmiu lat ich rządów, ale też – niestety – pozostawia spory niedosyt.

Audyt został zaprezentowany wyłącznie w postaci sejmowych przemówień, choć tu i tam wydostawały się fragmenty sporządzanych w poszczególnych resortach raportów. Problem z nim polega na tym, że został przedstawiony w sposób chaotyczny, mieszający różne kategorie spraw. Sprawdził się zatem jako gra na emocjach i słusznym oburzeniu wyborców, ale w tej postaci nie sprawdzi się raczej jako narzędzie naprawy państwa, choć daje ramowy i ogólny obraz stanu rzeczy. Główny błąd polegał na tym, że w wystąpieniach ministrów na jednym poziomie zostały zestawione trzy kategorie zarzutów.

Po pierwsze – zarzuty dotyczące spraw, które mogą skutkować doniesieniami do prokuratury, a potem aktami oskarżenia. Wiele takich przykładów – choć z oczywistych powodów bez szczegółów – znalazło się w wystąpieniu ministra Kamińskiego. Były też w wystąpieniach ministrów Jackiewicza czy Streżyńskiej, choć – co trzeba uznać za wadę prezentacji – nie słyszeliśmy wyraźnie, które sprawy mają szansę znaleźć finał w prokuraturze. Gdy minister Jackiewicz opowiadał o absurdalnych zleceniach, udzielanych przez faktycznie państwowe firmy za olbrzymie pieniądze, nie dowiadywaliśmy się, czy chodzi jedynie o szastanie pieniędzmi czy też o korupcję i ustawianie przetargów. A to przecież jednak zarzuty całkiem innej wagi.

Po drugie – zarzuty natury etycznej, ale dotyczące działań niełamiących prawa. Tak było chociażby z gigantycznymi wynagrodzeniami zarządów spółek skarbu państwa, o których słyszeliśmy w wystąpieniu ministra skarbu. Te pensje bulwersują, ale ich wypłacanie odbywało się zgodnie z prawem i trudno byłoby za to pociągnąć kogokolwiek do odpowiedzialności.

Po trzecie – zarzuty natury czysto politycznej. W tej kategorii mieściło się w większości choćby wystąpienie ministra spraw zagranicznych. Polityka, jaką prowadziła poprzednia ekipa, była oczywiście bardzo różna od obecnej. Można uznać ją za nieskuteczną, marnującą siły, naiwną, nadmiernie uległą i tak dalej, ale tego typu zarzuty trudno zaliczyć do którejkolwiek z dwóch pierwszych kategorii. Są one po prostu kwestią różnicy w podejściu do państwa i jego polityki. Wątpliwe, czy w ogóle powinny się znaleźć w audycie.

Wymieszanie tych trzech kategorii zarzutów sprawiło, że te najpoważniejsze ginęły wśród pozostałych, ich waga niedostatecznie wybrzmiewała, a całość sprawiała wrażenie zestawienia sporządzanego na chybcika, bez wyraźnej myśli porządkującej.

Co gorsza, wśród zarzutów znalazły się i takie punkty, które przy bliższym przyjrzeniu się mogą się okazać zwykłym czepialstwem, osłabiając wymowę całości. Beata Kempa mówiła o gadżetach, zamawianych przez Kancelarię Premiera. Otóż gadżety zamawia każdy rząd w każdym kraju. Samo w sobie nie jest to ani niczym niezwykłym, ani nagannym. Owszem, nie można wykluczyć, że mieliśmy tu do czynienia z nadużyciem, ale aby to stwierdzić, trzeba by na przykład wiedzieć, że firma, która wygrała przetarg na dostarczenie tej czy innej porcji gadżetów, była powiązana z osobą w tej sprawie decyzyjną. Albo mieć dowody na to, że gadżety zamówiono bez żadnej potrzeby i nigdy nie zmierzano ich rozdawać, za to zamawiający wziął „prowizję” od zamówienia. Takiej wiedzy nam jednak Kempa nie przekazała. Być może więc lepiej byłoby, gdyby w ogóle tego wątku nie poruszała. Podobnie rzecz się ma z opłatami za telefon. Urzędnicy wyposażeni w służbowe telefony mogli ich używać do prywatnych i kosztownych rozmów, ale – wbrew powszechnemu oburzeniu – wielki rachunek można też nabić, rzetelnie wypełniając swoją funkcję. Wszak podczas zagranicznych podróży także się telefonuje lub odbiera połączenia w sprawach wyłącznie służbowych, a podróże te odbywają się czasami w regiony, gdzie jedna minuta rozmowy z Polską kosztuje niebotyczne pieniądze. Trudno oczekiwać, żeby urzędnicy wyłączali wówczas komórki.

I znów – może miały miejsce nadużycia, ale nie sposób tego stwierdzić, nie mając dowodów i nie znając detali. Wysokość rachunków sama w sobie niczego nie przesądza.

Jak powinien wyglądać audyt pomyślany i zaprezentowany w profesjonalny sposób? Równolegle z wystąpieniami ministrów, w sieci powinna się pojawić wirtualna „biała księga”, wypełniona konkretami. Po pierwsze – wyraźnie rozdzielająca wspomniane trzy kategorie spraw. Po drugie – pokazująca, gdzie to możliwe, konkretne liczby, nazwiska, informacje o tym, jakie przepisy złamano w jakiej sprawie i oczywiście dowody na rzecz tezy, że prawo zostało złamane. Po trzecie – informująca, w jakich sprawach skierowano lub skieruje się doniesienia do prokuratury i czego będą one dotyczyć. Po czwarte – wyposażona w indeks, umożliwiający przeglądanie całości według nazwisk, typów spraw, resortów.

Niczego takiego jednak nie ma i nie wiadomo, czy będzie. Jeżeli audyt miałby pozostać w postaci jedynie stenogramów sejmowych i jakiejś liczby doniesień do prokuratury, o których opinia publiczna nie będzie nawet wiedzieć – trudno będzie nie uznać, że rządzący zmarnowali okazję do rzetelnego pokazania stanu państwa A.D. 2016, a tym samym – co jest oskarżeniem bardzo poważnym – do wskazania obszarów, gdzie państwo wymaga naprawy. A będzie to interpretacja łagodna, bo zgodnie z tą surowszą niektórzy uznają, że mieliśmy do czynienia jedynie z piarowym chwytem. Wreszcie audyt – nawet w obecnej postaci – może być bronią obosieczną, choć trudno powiedzieć, czy politycy PiS zdają sobie z tego dzisiaj sprawę.

Każda deklaracja ministra, każde słowo potępienia pod adresem poprzedników, rzucone podczas wczorajszego posiedzenia Sejmu, może zostać wykorzystane w przyszłości do rozliczenia obecnie rządzących. Po wczorajszych wystąpieniach PiS naprawdę musi się stać wzorem politycznej cnoty – w przeciwnym razie opozycja bez litości zacznie mu przypominać, co zarzucał poprzedniemu rządowi.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych