Wykreowanie Mateusza Kijowskiego na twarz antyrządowych protestów to najlepszy prezent, jaki środowiska opozycyjne mogły sprawić Prawu i Sprawiedliwości.
O tym, że Kijowski nie jest zbyt błyskotliwy, wiemy od dawna. Że blado wypada w programach telewizyjnych, zwłaszcza gdy adwersarz nie ma zamiaru pozwalać na mdły monolog Pana Mateusza – również. Jednak unikanie debaty z facetem, który publicznie zarzuca mu zdradę i polityczne frajerstwo jest jaskrawą manifestacją własnej bezradności i dyskredytującej nijakości.
Okazało się bowiem, że lider KOD-u nie jest „w stanie dotrzeć do studia”. Akurat w momencie, gdy mógł się spotkać z jednym z największych adwersarzy, Marianem Kowalskim, który bezceremonialnie wyciera sobie buty sztandarem organizacji, którą podobno kieruje Kijowski. Ciekawe, czy dostanie po głowie od swoich współwyznawców świętego ognia demokracji spod znaku PO-PSL. Pewnie nie. Wszakże miłość ci wszystko wybaczy…
Nieobecność w studiu TVP, bez względu na przyczyny, kompromituje Kijowskiego jako lidera. Tak samo jak kompromitowały go doniesienia tabloidów o niepłaceniu alimentów na dzieci czy też bezowocna eskapada do Stanów Zjednoczonych, tylko po to, żeby pstryknąć sobie focie i pojeździć metrem. Pytanie, co jeszcze musiałby zrobić Kijowski, by spaść z piedestału, na który został postawiony (bo chyba trudno mówić w jego przypadku o zdobyciu szczytu).
Bez względu na to, kto i czy w ogóle obsadził lidera KOD-u w roli, jaką obecnie pełni, tajemniczy demiurg musiał chyba pałać skrytą sympatią do Prawa i Sprawiedliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wykreowanie Mateusza Kijowskiego na twarz antyrządowych protestów to najlepszy prezent, jaki środowiska opozycyjne mogły sprawić Prawu i Sprawiedliwości.
O tym, że Kijowski nie jest zbyt błyskotliwy, wiemy od dawna. Że blado wypada w programach telewizyjnych, zwłaszcza gdy adwersarz nie ma zamiaru pozwalać na mdły monolog Pana Mateusza – również. Jednak unikanie debaty z facetem, który publicznie zarzuca mu zdradę i polityczne frajerstwo jest jaskrawą manifestacją własnej bezradności i dyskredytującej nijakości.
Okazało się bowiem, że lider KOD-u nie jest „w stanie dotrzeć do studia”. Akurat w momencie, gdy mógł się spotkać z jednym z największych adwersarzy, Marianem Kowalskim, który bezceremonialnie wyciera sobie buty sztandarem organizacji, którą podobno kieruje Kijowski. Ciekawe, czy dostanie po głowie od swoich współwyznawców świętego ognia demokracji spod znaku PO-PSL. Pewnie nie. Wszakże miłość ci wszystko wybaczy…
Nieobecność w studiu TVP, bez względu na przyczyny, kompromituje Kijowskiego jako lidera. Tak samo jak kompromitowały go doniesienia tabloidów o niepłaceniu alimentów na dzieci czy też bezowocna eskapada do Stanów Zjednoczonych, tylko po to, żeby pstryknąć sobie focie i pojeździć metrem. Pytanie, co jeszcze musiałby zrobić Kijowski, by spaść z piedestału, na który został postawiony (bo chyba trudno mówić w jego przypadku o zdobyciu szczytu).
Bez względu na to, kto i czy w ogóle obsadził lidera KOD-u w roli, jaką obecnie pełni, tajemniczy demiurg musiał chyba pałać skrytą sympatią do Prawa i Sprawiedliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/291922-politycy-pis-u-powinni-byc-zadowoleni-kazdy-gracz-zyczylby-sobie-takiego-przeciwnika-jak-kijowski