Minister Radziwiłł walczy z palaczami, czyli paternalistyczne państwo w akcji

Fot. Fratria
Fot. Fratria

Będę bronił poglądu, że nastawienie rządu, a co za tym idzie – państwa do obywateli jest sprawą nie mniej ważną od tych, o których rozpisują się na pierwszych miejscach tygodniki i portale internetowe.

Chodzi bowiem o fundamentalną kwestię: czy państwo jest urządzane według modelu etatystycznego i paternalistycznego (te dwie cechy idą z sobą zwykle w parze, bo z etatyzmu wynika paternalizm), w którym polityk i urzędnik wiedzą lepiej od obywatela, a jeśli coś robią, to z definicji dla naszego dobra; czy też według modelu klasycznie liberalno-konserwatywnego, w którym obywatele są traktowani jak dorośli, odpowiedzialni ludzie, a państwo wtrąca się tylko wtedy, gdy już naprawdę musi. Na przykład gdy dana kwestia grozi rozpadem wspólnoty, uderza w jej bezpieczeństwo (ale wyłącznie w jego prawdziwym, najbardziej rudymentarnym wymiarze, a nie rozumianym na sposób maksymalnie rozszerzony) zagraża suwerenności lub gwałci prawa podstawowe.

Niestety, dziś ten aspekt kształtowania państwa zniknął z debaty publicznej niemal całkowicie. Z jednej bowiem strony frontu jest opozycja, która sama – gdy rządziła – szła w stronę absurdalnego momentami paternalizmu, a dzisiaj nie jest w stanie podjąć rzeczowej debaty na żaden temat. Z drugiej – PiS ze swoim niemal rewolucyjnym zapałem i rzeszą oddanych fanów, którzy gotowi są zaakceptować bez próby krytycznej refleksji każdą decyzję władzy, bo to przecież ta „dobra” władza.

Jeszcze przed wyborami pisałem kilkakrotnie, że niepokoi mnie podejście PiS do kwestii obywatelskiej wolności, swobody wyboru i decyzji. PiS zawsze było partią w swoim rdzeniu etatystyczną. Owszem, rząd objął kilka bardziej liberalnie nastawionych postaci, ale dziś widać, że siła ich oddziaływania i chęć lub możliwość wywierania wpływu są niewielkie. Akcentów liberalnych niemal nie widać – etatystycznych jest aż nadto.

Najnowszy rozdział w tej smutnej historii chce napisać minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, walcząc z palaczami. Minister zapowiedział zestaw nowych antynikotynowych regulacji, które w części mają wdrożyć regulacje unijne, ale w części wykraczają poza ich zakres, szczególnie gdy idzie o papierosy elektroniczne. Przy tym wszystkim najbardziej uderzająca jest retoryka, po jaką sięgnął minister.

Nie mam żadnej wątpliwości, że gdyby ktoś nałożył na ministra zdrowia zadanie, teoretycznie, by zrobić jedną rzecz dla zdrowia Polaków, tylko jedną i na niej móc poprzestać, to należałoby doprowadzić do tego, by Polska była krajem bez dymu papierosowego

— oznajmił. To nie była rzeczowa wypowiedź ministra zmuszonego do implementacji unijnych regulacji, ale pełna pasji deklaracja człowieka z misją. I to właśnie jest niepokojące.

Nie sądzę, żeby Konstanty Radziwiłł przeanalizował swoje stanowisko z punktu widzenia metapolitycznych skutków. Nie sądzę, żeby działania przeciwko palaczom umieścił w kontekście sporu o model państwa. Myślę, że dla niego sprawa jest autentycznie prosta: jestem ministrem zdrowia, palenie jest złe dla zdrowia, jako minister muszę działać przeciwko paleniu. Podobnie prosta jest sprawa dla wielu zwykłych ludzi, którzy dają się złapać na klasyczną argumentację o bezpieczeństwie (w tym wypadku zdrowotnym). Bezpieczeństwem politycy są dziś w stanie uzasadnić niemal każde poszerzenie własnych kompetencji, każdy zakaz i nakaz – czy chodzi o poziom inwigilacji obywateli, czy o ograniczenia w dostępie do broni, czy o żywność (od zakazu GMO po zakaz sprzedaży drożdżówek w szkołach). W gruncie rzeczy natomiast – każdy kolejny krok w stronę odebrania obywatelom swobody decydowania o sobie samych.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.