Ani „Targowica”, ani „zdrajcy”. Wygaśmy szkodliwe emocje

Fot. 	PAP/Jacek Turczyk
Fot. PAP/Jacek Turczyk

„Targowica”, „spiskowcy”, „zdrajcy” – diapazon dyskusji politycznej staje się nie tylko nieznośnie wysoki, nie tylko groteskowy i przez to pretensjonalny, ale też wydaje się do skrajności nasycony emocjami, co nie sprzyja chłodnej analizie, a przy okazji prowadzi do dramatycznej inflacji słów.

Podjęta przez opozycję, wraz z ruchem Kukiz ’15, próba uniemożliwienia wyboru sędziego Jędrzejewskiego do składu Trybunału Konstytucyjnego, pokazała, do jakiego stopnia nasza debata polityczna – szczególnie na poziomie elektoratu, ale nie tylko, bo takie głosy płyną i ze strony polityków – ucieka od jakiejkolwiek racjonalnej analizy w stronę skrajnych, bezzasadnych emocji. To oczywiście – można by rzec – żadna nowość, ale akurat ta konkretna sytuacja, dotycząca właśnie Pawła Kukiza i jego ugrupowania, bardziej niż jakakolwiek inna pokazała, jak głęboko sięga to zjawisko.

Co się w Sejmie zdarzyło? Nic tak naprawdę nadzwyczajnego. Opozycja – do której zalicza się, wbrew mitologii (o tym dalej) także Ruch Kukiz ’15 – dogadała się w sprawie sięgnięcia po trik, polegający na wyciągnięciu z czytników swoich kart do głosowania. Formalnie oznacza to, że posłów na głosowaniu nie ma, a zatem nie ma potrzebnego kworum. To, jak wiemy, się jednak nie udało dzięki kilkorgu spośród posłów Ruchu Kukiza. W momencie początkowego zadowolenia, że udało się rządzących wykiwać, Ryszard Petru podał rękę Pawłowi Kukizowi. Ot, wszystko. Można by powiedzieć – parlamentarna codzienność.

Tymczasem w oczach rozemocjonowanych wyborców – i to obu stron – wydarzenie to urasta do rangi apokaliptycznego pojedynku Dobra ze Złem pod Armagedonem. Taka postawa wynika z fatalnego, manichejskiego widzenia polityki właśnie w biblijnych, nawet eschatologicznych kategoriach, całkowicie sprzecznego z jej właściwym rozumieniem jako sztuki dobrego rządzenia – a więc także pragmatycznego osiągania celów – a już na pewno widzeniem mniej arystotelesowskim, a bardziej makiawelicznym (i realistycznym) jako momentami dość brutalnej walki, w której jednak nie biorą udziału po jednej stronie anioły, po drugiej – diabły. Wbrew manichejskiemu postrzeganiu, polityka polega także na zwodzeniu przeciwnika, dogadywaniu się z tymi, których się niedawno atakowało i zawieraniu doraźnych sojuszy.

Manichejskie postrzeganie polityki sprzyja zjawisku, któremu wielokrotnie przeciwstawiałem się z całą mocą i będę to robił nadal: demonizacji przeciwnika i dążeniu do jego niemalże fizycznej eliminacji, a na pewno wykluczenia z życia publicznego. To przez lata spotykało PiS. Dziś można odnieść wrażenie, że jego zwolennicy, szafując określeniami typu „Targowica”, chcą zrobić to samo z obecną opozycją.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych