Gdyby Tusk zrozumiał orędzie prezydenta Dudy, mógłby wreszcie zachować się po męsku. I zakończyć przynajmniej te najobrzydliwsze spory

fot. Fratria
fot. Fratria

Pojawiła się możliwość, jak nigdy dotąd. Prezydent Andrzej Duda, nie bacząc na ewentualne szemrania w środowisku, dzięki któremu otrzymał wyborczą szansę, przedstawił w swym orędziu wizję Polski pogodzonej, wybaczającej sobie wszystkie złe słowa, jakich było od 2005 roku niemało.

Po tragedii smoleńskiej przez chwilę zapanowała pokojowa refleksja, właściwie wymuszona przez dramatyczne okoliczności, ale wkrótce wojna o krzyż, usuwanie zniczy, haniebne czyny na Krakowskim Przedmieściu i liczne prowokacje dały początek spirali zdarzeń obrzydliwych i towarzyszących im takich samych słów. Przypominać wszystkiego nie ma sensu, ponieważ każdy ma własną świadomość przeszłości, wciąż uzupełnianej przez bieżące słowa i uczynki.

Szukając człowieka, który mógłby prawie natychmiast skutecznie przybliżyć moment narodowej zgody, przynajmniej w najbardziej podstawowym jej wymiarze, bez dłuższych wertowań natrafiłem na Donalda Tuska. Gdyby naprawdę zależało mu na Polsce, na jej wewnętrznym spokoju i pokoju, na jej pozycji w Europie i świecie, wreszcie na możliwości porozumienia się skłóconych partii, choćby w najważniejszych dla niej sprawach, wystarczyłoby w istocie nie tak wiele. Czy przyznanie się do błędu, który widać coraz wyraźniej, przekracza możliwości człowieka wciąż mającego polityczne ambicje na dużą skalę?

Gdyby Tusk powiedział – tak, zaraz po tragedii źle oceniłem bieg wypadków, nie przewidziałem, że Putin wykorzysta moją dobrą wolę i oszuka zarówno mnie, jak Polaków. Tak, to był mój błąd, najpewniej największy ze wszystkich.

Cała reszta była tego konsekwencją, która doprowadziła do nieprzewidywalnych sporów i politycznych bójek, rozbijających polską jedność, tak bardzo potrzebną w takich okolicznościach, jak smoleński dramat.

To był błąd, za który przepraszam, szczególnie osoby dotknięte stratą osób najbliższych. Spróbujmy coś wspólnie w tej tragedii naprawić.

Czy to tak wiele, jeśli na drugiej szali waha się narodowy spokój, a także możliwość ukojenia żalu, często wciąż rozpaczy osieroconych rodzin? Niemądre pytanie, prawda?

By jednak na nie odpowiedzieć pozytywnie, nie trzeba być jakimś szczególnie naznaczonym bohaterem. Wystarczy poczuć się człowiekiem przyzwoitym, niespoglądającym na projekcje dalszych politycznych doznań i zaszczytów. Dla mężczyzny znającego swą wartość wybór nie stanowiłby problemu. Czy tak?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.