Polskie władze powinny wyznaczyć ostrą granicę dopuszczalnego mieszania się w nasze sprawy

Fot. © Ralf Roletschek/GFDL/CC/Wikimedia Commons
Fot. © Ralf Roletschek/GFDL/CC/Wikimedia Commons

Nie można „odpuścić” wyjaśnienia do spodu smoleńskiej tragedii ani nie można pozwolić na „naprawianie” nam demokracji przez eurohipokrytów.

Kiedy słyszymy o takich akcjach jak rezolucja Parlamentu Europejskiego pouczająca Polskę w kwestiach demokracji i praworządności, nasuwa się pytanie, czy nie za łatwo jako naród i państwo dajemy sobie wchodzić na głowę. Czy nie robimy za mało, by na czas temperować amatorów stawiania Polski do kąta? Czy nie jesteśmy zbyt pokorni? Jakim prawem kilkuset eurokratów nie tyle Polskę krytykuje, bo w tym nie ma nic nadzwyczajnego i nagannego, ale traktuje jak przestępcę, a co najmniej jak pensjonariusza jakiegoś zakładu poprawczego? Jakim prawem niemieccy, francuscy czy włoscy eurodeputowani mają nas uczyć demokracji, gdy w ich krajach przypadki łamania zasad demokracji zdarzają się nagminnie? Ale ich żadne międzynarodówki i nowe wcielenia kominternu nie pouczają, nie karcą i nie egzaminują z demokracji oraz praworządności.

Czy to nie we współczesnych Niemczech trzeba pilnować żydowskich cmentarzy, świątyń, szkół, ośrodków i miejsc pamięci, bo bez policji i tajnych służb dochodzi do aktów agresji i przejawów otwartego rasizmu? Czy to nie w Niemczech władza i szefowie mediów stosowały niedawno otwartą cenzurę i ukrywały niewygodne fakty, np. o atakach imigrantów? Czy to nie w Niemczech fałszuje się i zakłamuje historię, żeby wybielać miliony Niemców odpowiedzialnych za bezprzykładne zbrodnie III Rzeszy? Czy to nie we Włoszech co rusz ujawniają się powiązania różnych sfer państwa oraz polityków czy ludzi biznesu z mafią? Czy to nie we Włoszech od lat mamy dowody korupcji na wielką skalę, a także takiego manipulowania prawem, by najważniejsi ludzie, w tym politycy, unikali odpowiedzialności? Czy to nie we Francji i Belgii państwo nie kontroluje całych dzielnic, wyjętych spod prawa i będących wylęgarnią terroryzmu oraz przestępczości wylewających się także poza granice tych państw? Czy to nie francuskie władze i tajne służby odpowiadają za akt otwartego terroru, czyli zatopienie statku Rainbow Warrior, używanego przez Greenpeace w protestach przeciwko francuskim próbom atomowym nas Pacyfiku? Podobne przykłady można by mnożyć, także dotyczące innych państw I teraz różni mądrale oraz hipokryci z europarlamentu o krótkiej albo selektywnej pamięci, namówieni przez rodzimych hipokrytów, czują się powołani do pouczania polskich władz z tego powodu, że chcą one sprawować demokratycznie zdobytą władzę.

Londyn, Berlin, Paryż, Rzym czy Madryt zrobiłyby wielką awanturę na całą Europę, gdyby ktoś z ich państw, tak jak politycy PO, Nowoczesnej i KOD wobec Polski, razem z eurohipokrytami próbowali zmontować taką nagonkę, z jaką mamy obecnie do czynienia. Polskie władze zachowują się wyjątkowo powściągliwie na europejskich forach, a mimo to są bezwzględnie atakowane. Może więc stosują błędną strategię? Może powinny twardo odpowiadać na bezczelność? Może powinny postawić wyraźne granice tego, co Polska może akceptować i tolerować? Berlin, Paryż czy Londyn wielokrotnie stawiały takie warunki, nie pozwalając, by eurohipokryci po nich „jeździli”. Chyba powinniśmy być bardziej asertywni i znacznie mniej tolerancyjni wobec różnych antypolskich wyskoków. Polska jest zbyt dużym, ludnym i ważnym gospodarczo oraz politycznie państwem, by dawać sobą pomiatać. A już na pewno nie może sobie pozwolić, by bezczelnie i bez żadnych hamulców robili to panowie Martin Schulz, Frans Timmermans, Guy Verhofstadt czy Thorbjørn Jagland.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.