„Ostatni krzyk, łabędzia nuta, i dalej nic w teatrze lalek. Ogólnie mówiąc: life is brutal, poza tym wszystko doskonale” – pamiętacie Państwo „Szkołę latania” Lady Pank? Mnie się ta piosenka przypomniała na widok tysiąc dwieście siedemdziesiątej szóstej wizyty roboczej euromarkiza czy eurohrabiego, a może nawet eurobarona - na terenach polskich nad Wisłą, gdzie wciąż jeszcze tubylcy na widok jaśnie pana to i kark zegną, i na siebie wzajemnie poplują, jak to się panu spodoba, wreszcie tyłek wypną pod baty, a jak pan supernowoczesny, to może i po coś więcej.
Tak przynajmniej zachowują się nasze medialne koleżanki i koledzy z mainstremowego Salonu. Na każde hasło „Jadą, jadą!” zbiera się w popłochu czereda grajków i dawaj rzępolić pieśni błagalne do jaśnie pana z Brukseli, by chociaż grosik dorzucili i ciepłe wode drugi raz w miesiącu włączyli. A pan tylko batem przy uchu strzela, tak ich przestraszając, że łydki drżą, czoła się pocą, a z ust płynie jeden już tylko potok łzawych pretensji - i to do tych, co przed eurohrabią klękać nie chcieli: „Widzicie, bydlaki? To przez was! Przez was pan grosika nie dał, a teraz się przez cały rok nie uśmiechnie, buuu”…
Śmieszne beksy? Jak zwykle pod tą szerokością geograficzną – także straszne. Bo widać już gołym okiem, dlaczego tak głośna, tak histeryczna i tak żenująco przewidywalna stała się kampania medialna wokół pata w dyskusji o uprawnieniach Sejmu, rządu i Trybunału Konstytucyjnego. Ta dyskusja jest tak głupawa, bo taka miała być od początku i tak została przez Salon pomyślana. Komitet Obrony Demokracji powstał, zanim jeszcze społeczeństwo demokratycznego wyboru dokonało. „Gazeta Wyborcza” przysięgała, że demokracja zdechnie od razu, jak tylko wygra ktoś z jej „czarnej listy”. W kampanię na rzecz „obrony polskiej demokracji” ochoczo włączały się proniemieckie i propeerelowskie tygodniki – i to także miało miejsce na długo PRZED wyborczym werdyktem Polaków. Już wtedy, zdaniem Salonu, demokracja była zagrożona. I już wtedy – jak wspomniałem – przygotowywano grunt pod dzisiejszą zadymę z trybunałem.
Dziś na kolejnej konferencji prasowej wiceprzewodniczący Biernat z miną ostatniego sprawiedliwego nie potrafił odpowiedzieć na pytania o podstawy „obradowania” TK w pięcioosobowym składzie. W piśmie ministra Ziobry tłumaczącym 15 sędziom TK oczywiste oczywistości pan sędzia widzi „groźbę”. Najpierw Rzepliński sądził, że ktoś go rozjedzie lub potraktuje „jak Blidę”, teraz postanowił się skompromitować Biernat. Wygląda na to, że panowie rzeczywiście są niezawiśli - od zdrowego rozsądku. I pewnie dlatego próbują nas przekonać, że mandat przyznany im przez partię odrzuconą w wyborach więcej znaczy niż mandat potrójnego zwycięstwa wyborczego: samorządowego (wprawdzie tylko na papierze, bo koalicje PO-PSL wciąż jeszcze w Polsce lokalnej rządzą), prezydenckiego i parlamentarnego.
Zwłaszcza to drugie musiało Salon zaboleć jak uderzenie w twarz, a raczej w to, co z niej jeszcze zostało. Ale nieprawdą jest, że polityczno-biznesowo-medialny mainstream na zwycięstwo kandydata PiS zupełnie się nie przygotowywał. Zapis w ustawie o TK mówiący o łatwej możliwości odwołania prezydenta wskutek stwierdzonej – przez Trybunał, a jakże – „czasowej niemożności pełnienia przez niego urzędu”, wskazuje, którędy biegły myśli ustawodawców.
Kiedy posłanka Pawłowicz z PiS mówiła, że według tego zapisu można byłoby przeprowadzić w Polsce „marszałkowsko-sędziowski” zamach stanu, gdyż nie ma określonych przesłanek, przy których marszałek Sejmu ma występować o opinię do TK, towarzyszyły jej, a jakże, rechoty z ław poselskich Platformy. A kiedy przed majowym głosowaniem poseł Szarama z PiS napominał posłów PO, że za chwilę Sejm tej kadencji wybierze 5 nowych sędziów, choć powinien powołać 3, a następny - 2, bo takie są terminy zakończenia kadencji sędziów, partia rządząca ustami posła Kropiwnickiego odparła, że następny Sejm… i tak ma już wybrać 6 nowych sędziów.
Proszę się nie bać; dla wszystkich wystarczy!
– drwił sobie z Konstytucji RP Kropiwnicki, sam zdobywający kolejne mandaty poselskie siłą… kilku tysięcy głosów. Powtórzmy: „Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy!”. Oto mentalność Salonu w pigułce – dajcie nam się nachapać, choćby i wbrew prawu, a my przymkniemy oko, gdyby kiedyś nachapać się przyszło także wam.
Gdzie wtedy był Trybunał Konstytucyjny? Gdzie, w jakich podziemnych lochach nie krył swego oburzenia i grzmiał, że zamach, że Konstytucja, że PO chce łamać ustawę zasadniczą? Czyżby milczał? Tylko dlatego, że łapska na polskiej demokracji kładli krewni i znajomi królika Tuska? Czy nie zadrżały im sumienia, gdy PO rechotała, iż „dla wszystkich wystarczy” trybunałowych stolców? Ówczesna dyskusja w Sejmie i dziesiątki jej podobnych nie niszczyły– jak to dziś Rzepliński pięknie mówi – „demokratycznego państwa prawa”? Używał dziś tego sformułowania również wiceprzewodniczący Biernat. Dobrze, że wiemy już o jaką „demokrację”, jakie jaśnie „państwo” i jakie konkretnie „prawo” tutaj chodzi. Prawo kaduka.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Ostatni krzyk, łabędzia nuta, i dalej nic w teatrze lalek. Ogólnie mówiąc: life is brutal, poza tym wszystko doskonale” – pamiętacie Państwo „Szkołę latania” Lady Pank? Mnie się ta piosenka przypomniała na widok tysiąc dwieście siedemdziesiątej szóstej wizyty roboczej euromarkiza czy eurohrabiego, a może nawet eurobarona - na terenach polskich nad Wisłą, gdzie wciąż jeszcze tubylcy na widok jaśnie pana to i kark zegną, i na siebie wzajemnie poplują, jak to się panu spodoba, wreszcie tyłek wypną pod baty, a jak pan supernowoczesny, to może i po coś więcej.
Tak przynajmniej zachowują się nasze medialne koleżanki i koledzy z mainstremowego Salonu. Na każde hasło „Jadą, jadą!” zbiera się w popłochu czereda grajków i dawaj rzępolić pieśni błagalne do jaśnie pana z Brukseli, by chociaż grosik dorzucili i ciepłe wode drugi raz w miesiącu włączyli. A pan tylko batem przy uchu strzela, tak ich przestraszając, że łydki drżą, czoła się pocą, a z ust płynie jeden już tylko potok łzawych pretensji - i to do tych, co przed eurohrabią klękać nie chcieli: „Widzicie, bydlaki? To przez was! Przez was pan grosika nie dał, a teraz się przez cały rok nie uśmiechnie, buuu”…
Śmieszne beksy? Jak zwykle pod tą szerokością geograficzną – także straszne. Bo widać już gołym okiem, dlaczego tak głośna, tak histeryczna i tak żenująco przewidywalna stała się kampania medialna wokół pata w dyskusji o uprawnieniach Sejmu, rządu i Trybunału Konstytucyjnego. Ta dyskusja jest tak głupawa, bo taka miała być od początku i tak została przez Salon pomyślana. Komitet Obrony Demokracji powstał, zanim jeszcze społeczeństwo demokratycznego wyboru dokonało. „Gazeta Wyborcza” przysięgała, że demokracja zdechnie od razu, jak tylko wygra ktoś z jej „czarnej listy”. W kampanię na rzecz „obrony polskiej demokracji” ochoczo włączały się proniemieckie i propeerelowskie tygodniki – i to także miało miejsce na długo PRZED wyborczym werdyktem Polaków. Już wtedy, zdaniem Salonu, demokracja była zagrożona. I już wtedy – jak wspomniałem – przygotowywano grunt pod dzisiejszą zadymę z trybunałem.
Dziś na kolejnej konferencji prasowej wiceprzewodniczący Biernat z miną ostatniego sprawiedliwego nie potrafił odpowiedzieć na pytania o podstawy „obradowania” TK w pięcioosobowym składzie. W piśmie ministra Ziobry tłumaczącym 15 sędziom TK oczywiste oczywistości pan sędzia widzi „groźbę”. Najpierw Rzepliński sądził, że ktoś go rozjedzie lub potraktuje „jak Blidę”, teraz postanowił się skompromitować Biernat. Wygląda na to, że panowie rzeczywiście są niezawiśli - od zdrowego rozsądku. I pewnie dlatego próbują nas przekonać, że mandat przyznany im przez partię odrzuconą w wyborach więcej znaczy niż mandat potrójnego zwycięstwa wyborczego: samorządowego (wprawdzie tylko na papierze, bo koalicje PO-PSL wciąż jeszcze w Polsce lokalnej rządzą), prezydenckiego i parlamentarnego.
Zwłaszcza to drugie musiało Salon zaboleć jak uderzenie w twarz, a raczej w to, co z niej jeszcze zostało. Ale nieprawdą jest, że polityczno-biznesowo-medialny mainstream na zwycięstwo kandydata PiS zupełnie się nie przygotowywał. Zapis w ustawie o TK mówiący o łatwej możliwości odwołania prezydenta wskutek stwierdzonej – przez Trybunał, a jakże – „czasowej niemożności pełnienia przez niego urzędu”, wskazuje, którędy biegły myśli ustawodawców.
Kiedy posłanka Pawłowicz z PiS mówiła, że według tego zapisu można byłoby przeprowadzić w Polsce „marszałkowsko-sędziowski” zamach stanu, gdyż nie ma określonych przesłanek, przy których marszałek Sejmu ma występować o opinię do TK, towarzyszyły jej, a jakże, rechoty z ław poselskich Platformy. A kiedy przed majowym głosowaniem poseł Szarama z PiS napominał posłów PO, że za chwilę Sejm tej kadencji wybierze 5 nowych sędziów, choć powinien powołać 3, a następny - 2, bo takie są terminy zakończenia kadencji sędziów, partia rządząca ustami posła Kropiwnickiego odparła, że następny Sejm… i tak ma już wybrać 6 nowych sędziów.
Proszę się nie bać; dla wszystkich wystarczy!
– drwił sobie z Konstytucji RP Kropiwnicki, sam zdobywający kolejne mandaty poselskie siłą… kilku tysięcy głosów. Powtórzmy: „Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy!”. Oto mentalność Salonu w pigułce – dajcie nam się nachapać, choćby i wbrew prawu, a my przymkniemy oko, gdyby kiedyś nachapać się przyszło także wam.
Gdzie wtedy był Trybunał Konstytucyjny? Gdzie, w jakich podziemnych lochach nie krył swego oburzenia i grzmiał, że zamach, że Konstytucja, że PO chce łamać ustawę zasadniczą? Czyżby milczał? Tylko dlatego, że łapska na polskiej demokracji kładli krewni i znajomi królika Tuska? Czy nie zadrżały im sumienia, gdy PO rechotała, iż „dla wszystkich wystarczy” trybunałowych stolców? Ówczesna dyskusja w Sejmie i dziesiątki jej podobnych nie niszczyły– jak to dziś Rzepliński pięknie mówi – „demokratycznego państwa prawa”? Używał dziś tego sformułowania również wiceprzewodniczący Biernat. Dobrze, że wiemy już o jaką „demokrację”, jakie jaśnie „państwo” i jakie konkretnie „prawo” tutaj chodzi. Prawo kaduka.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/287964-czy-sedzia-rzeplinski-ktory-publicznie-podwaza-ustalenia-niezaleznej-prokuratury-moze-byc-straznikiem-konstytucji-rp?strona=1