Obrońcom kandydatury dr hab. Cenckiewicza pod rozwagę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nie chciałem zakłócać odpowiedziami na polemiki drugiej połowy Wielkiego Tygodnia. Ale święta minęły. Tuż przed nimi kilka osób – Krzysztof Wyszkowski, Cezary Gmyz – zaatakowało mnie za tekst we „wSieci” przestrzegający przed kandydaturą Sławomira Cenckiewicza na szefa IPN. Teraz doczekałem się też gromkiej polemiki Rafała Ziemkiewicza na łamach Do Rzeczy. Jak rozumiem, to oficjalna linia tego pisma.

I z tego ostatniego cieszę się szczególnie. Choć Krzysztof Wyszkowski użył przeciw mojemu artykułowi wielu szczegółowych argumentów, to do zasadniczego – nie powinien odpowiadać za historyczną politykę państwa historyczny rewizjonista – nie odniósł się wcale. Natomiast Ziemkiewicz jest stroną tego sporu.

Zachwala dr hab. Cenckiewicza człowiek, który sam przedstawia dzieje Polski ostatnich 200 lat jako dzieje głupoty, błędów, tromtadracji, co jest gigantycznym uproszczeniem, a w wielu punktach po prostu nieprawdą. Cenckiewicz jest wyznawcą tej samej szkoły myślenia, co wielu moim krytykom, w tej liczbie Wyszkowskiemu, zdaje się, po prostu umknęło. Rozumiem ludzi, którzy uważają, że kwalifikacją na stanowisko prezesa IPN jest fakt, że dana osoba przez lata była przedmiotem ataków ze strony lewicowego establishmentu. Ale prawda jest taka, że IPN nie jest instytucją służącą dziś przede wszystkim lustracji Lecha Wałęsa. Zresztą lustracji kogokolwiek, owszem będą jeszcze wybuchały pojedyncze lustracyjne afery, ale nie one są istotą działalności Instytutu.

IPN to potężny kombinat mający prowadzić, powtórzę, politykę historyczną na wielu płaszczyznach. Zwłaszcza po przyłączeniu do niego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. I po rozszerzeniu jego statusowej działalności na cały XIXXX wiek. W takiej sytuacji poglądy prezesa IPN już nie tylko na Powstanie Warszawskie czy AK, ale na powstania narodowe w XIX wieku czy legiony Piłsudskiego, mają zasadnicze znaczenie.

Wszystkim, którzy się na mnie oburzają, proponuję prosty test. W zeszłym roku na łamach Do Rzeczy Sławomir Cenckiewicz ochoczo przyklasnął książce pewnego lekarza, który przypisał Piłsudskiemu, że chorował na kiłę i w jej następstwie oszalał. Nie uważam Piłsudskiego za postać pozostająca poza krytyką. Historyk ma prawo, a nawet obowiązek być krytycznym. Ale co innego krytycyzm, a co innego felietonowy, bardzo modny dziś niestety hejt.

Czy naprawdę uważacie państwo, że taki hejt skierowany w jednego z naszych narodowych bohaterów to dobra kwalifikacja na kustosza narodowej pamięci? Odpowiedzcie sobie sami.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych