Wywiad, którego bały się niemieckie media. Adam Bujak: „Wrażenie, że nasz kraj został nam ukradziony, miałem w ciągu poprzednich ośmiu lat!”

4 marca w niemieckiej gazecie codziennej „Tagesspiegel” ukazała się rozmowa z polskim poetą Adamem Zagajewskim. Przeprowadził ją Gregor Dotzauer. W wywiadzie przytaczane są wszelkie antypolskie stereotypy ostatnich miesięcy. Zagajewski skarży się niemieckim czytelnikom, że „ukradziono nam kraj”, a „nowa władza chce po prostu wszystko”. Dalej w sposób dosyć arogancki poeta stwierdza, że wypowiada się „w imieniu większości polskich intelektualistów” oraz że „żaden znany artysta nie wspiera PiS-u, a co dopiero większość inteligencji”. Zagajewski ubolewa także, że nowy rząd „z tak zwanych żołnierzy wyklętych robi wielkich bohaterów”. Swe wywody Zagajewski kończy naturalnie wskazując na rzekomy antysemityzm i ksenofobię Polaków, przez co u nas miejscami jest jeszcze takie zacofanie, jak w XIX w. i nie lubimy obcych.

Niemiecki dziennikarz tymczasem podpowiada Zagajewskiemu, mówiąc o „toksycznej atmosferze, za którą odpowiedzialny jest przede wszystkim Jarosław Kaczyński” lub porównując KOD do „Solidarności”. Portal wPolityce.pl zresztą informował o tym nieprzyjemnym incydencie.

Nie ukrywam, że bardzo się zdenerwowałem przeczytawszy tę rozmowę. Chwyciłem za słuchawkę, zadzwoniłem do redakcji „Tagesspiegel” i poprosiłem do telefonu Gregora Dotzauera, autora rozmowy.

Odebrał. Pytam się go, dlaczego puszcza taką rozmowę i jak można twierdzić, że ukradziono Polakom kraj, skoro Polacy sami tak wybrali w uczciwych wyborach parlamentarnych i prezydenckich? Jak to się ma do niemieckiego zamiłowania do prawa i praworządności? Cisza. Pytam dalej, dlaczego nie reaguje na to, że  Zagajewski twierdzi, że żaden artysta nie wspiera PiS-u, skoro jest ich wielu. „Też nie znam żadnych” – odpowiada mi Dotzauer. No to mu wymieniam: Rymkiewicz, nie zna, Pietrzak, nie zna, Bujak… „Bujak?” – z niedowierzaniem pyta mnie niemiecki dziennikarz. „Ten światowy fotograf?” Mówię, że owszem. „Tak, znam. To faktycznie byłaby znacząca opinia…”„Doskonale” – odpowiadam niemieckiemu koledze po fachu. „Zrobię Panu wywiad z Adamem Bujakiem, prześlę po niemiecku, będzie o tym samym, ale pokaże inną perspektywę, z pewnością Pan chętnie przyjmie, bo to przecież będzie prawdziwy pluralizm, którego tak bardzo Niemcy chcą nauczyć Polaków”. Coś tak kręcił, że nie może nic obiecać, ale żeby przesłać.

Kilka godzin później w mailowej skrzynce odbiorczej miał rozmowę, gotową, już po niemiecku. Dodałem, że nie chcę żadnego honorarium, a jak mają zajęte miejsce w gazecie, to niech opublikują przynajmniej w internecie. Trzy dni później otrzymałem odpowiedź. Odmowną. Niemiecki redaktor przekonywał mnie, że to „naprawdę nie dlatego, że nie chcemy pokazać innej opinii”. Ale – jak argumentował – „dziwnie odpowiedzieć wywiadem na wywiad, i to jeszcze wtedy, gdy ta rozmowa przyszła do nas z Krakowa”.

Co za bezsensowne wymówki. Codziennie w prasie odpowiada się tekstami na czyjeś teksty, podobnie jak zagraniczne nie tylko są normalne, lecz wręcz najbardziej pożądane w redakcjach.

Nie chcąc dać za wygraną, wysłałem tę rozmowę jeszcze do 15 innych niemieckich redakcji (dzienniki, portale i tygodniki). Żadna rozmowy nie przyjęła. Tak wygląda pluralizm medialny u naszych niemieckich sąsiadów, którzy przecież tak chętnie nas pouczają. Wywiad, którego bały się niemieckie media, prezentujemy poniżej, a w całości ukazał się w miesięczniku „Wpis”. Zobaczcie Państwo sami, czego nie chcą i czego się boją Niemcy. Adam Bujak nikogo, w przeciwieństwie do Zagajewskiego, nie obraża, po prostu mówi szczerą prawdę. A ta w oczy kole.

Adam Sosnowski: Panie Adamie, jest Pan światowej sławy fotografem, opublikował Pan 130 książek w 12 językach, a Pańskie fotografie wystawiane były w galeriach od Nowego Jorku po Tokio. W czasach komunizmu angażował się Pan w ruch obrony praw obywatelskich, a na swoich fotografiach – niektóre z nich są bardzo dramatyczne – utrwalał Pan rozbijane brutalnie demonstracje i protesty. Minęło od tamtej pory wiele lat, a pewni ludzie znów obecnie wychodzą w Polsce na ulice, by demonstrować co tydzień w obronie demokracji. Czy demokracja w Polsce rzeczywiście jest zagrożona?

Adam Bujak: Spróbowaliby wtedy demonstrować… Ci ludzie nie poznali smaku pały i więzienia tak jak ja i dlatego bredzą o braku demokracji. Porównywanie obecnej sytuacji z czasami komuny jest bezsensowne. Rządząca obecnie partia PiS wygrała wiosną i jesienią ubiegłego roku całkowicie legalne i demokratyczne wybory. Jeśli więc ktoś twierdzi, że w Polsce nie ma demokracji, to poddaje w wątpliwość także prawomocność tych wyborów. I to właśnie tego typu postawy podważają prawdziwą demokrację. Niestety tego rodzaju nastawienie podchwytują zagraniczne media, które z kolei powołują się na komentarze prezentowane przez jeden polski ogólnokrajowy dziennik – „Gazetę Wyborczą“. Gazeta ta prezentuje profil lewicowo-liberalny i była wspierana finansowo przez poprzedni rząd liberalnej partii PO. Obecny rząd rzeczywiście odebrał „Gazecie Wyborczej” miliony złotych z tytułu reklam i ogłoszeń.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.