Wielu ludzi nie rozumie zasady, że ziemię rolną miałby kupować tylko rolnik. Pan Marszałek Tyszka, z Kukiz‘15, rozsądny prawnik i polityk, też nie rozumie, bo już drugi raz słyszę go w radio, gdy sprzeciwia się podziałowi narodu na rolników i nie-rolników.
Spróbuję rzecz wyjaśnić na własnym przykładzie.
Najpierw taka uwaga: od 1 maja 2016 roku nie będzie już w Polsce cudzoziemców z krajów Unii. Wszyscy obywatele UE będą mieli w nabywaniu ziemi te same prawa co Polacy i tego nie zmienimy, bo tak stanowi Traktat Akcesyjny. Kończy się 12-letni okres przejściowy zapisany w tym traktacie. Wobec tego jedynym sposobem przeciwdziałania wykupowi polskiej ziemi przez kapitał spekulacyjny z innych państw a przy okazji również własny, jest ustanowienie zasady, że nabywcą ziemi rolnej może być tylko rolnik, szczerze na tej ziemi pracujący.
Podział społeczeństwa na rolników i nie-rolników nie jest wynalazkiem PiS-u. Dokonał się sam, w rodzinach. Na przykład ja i mój brat podzieliliśmy się na dwie kategorie - brat rolnik, ja nie-rolnik.
Co z tego, że jestem chłop z urodzenia, ale nie-rolnik z wyboru, wobec czego nie powinienem mieć ziemi rolnej, bo po co mi ona? Do pracy przecież nie. Owszem, umiem jeszcze kosić zboże kosą (nawet w telewizji mnie z kosa pokazali) ale kombajn już za trudny, nie obsłużę. Umiem, a jakże doić krowy, ale ręcznie, z dojarką nie dam rady. W przedwojennym jeszcze ojcowskim sadzie nawet gałęzie potrafiłem kosą na sztorc poprzycinać, ale w tym dzisiejszym sadzie, nowoczesnym, pojęcia nie mam, co jest do zrobienia.
I nawet byłoby mnie stać kupić sobie parę hektarów, gdzie mi do niej prawnikowi. Rolę moją sieje brat i niech tak zostanie. On na niej grzbiet nadwyręża, niech jej sobie łatwiej dokupi, jeśli chce nadwyrężać jeszcze bardziej.
Wiem, że to trudne do pojęcia dla niektórych. Kiedyś pewien polityk i działacz pytał mnie - a ile ty kupiłeś sobie ziemi? - Nic! - odpowiedziałem. Nie wierzył, nie mógł wyjść ze zdumienia, on miał już hektarów coś ze trzysta, potem jeszcze kupował. I nie ruszał się do tych hektarów z Marszałkowskiej. Ktoś mu tam ziemię przeorał i przekosił, dopłaty na konto wpływały, cena ziemi szła w górę i kapitał wzrastał.
A obok prawdziwi, utyrani rolnicy, zadłużali się, żeby dokupić gdzieś coraz droższy skrawek ziemi, padali i komornik ich licytował.
A co ze mną i mnie podobnymi, którzy na stare lata chcieliby sobie urządzić jakiś mały wiejski azyl? Ależ proszę bardzo - hektar ziemi i chałupinę zawsze będziemy mogli kupić, tego nowa ustawa nie zabrania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/285766-nie-jestem-rolnikiem-wiec-ziemi-rolnej-nie-kupuje-proste-niech-role-moja-sieje-rolnik-brat