Banków nie stać na przewalutowanie kredytów na złotówki? Janusz Szewczak: "To kogo ma być stać? Polskie rodziny? Polską gospodarkę?" NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Wydaje mi się, że jest sposób na sensowne rozwiązanie tego problemu. Ale najpierw tę propozycję powinna poznać Pani premier Beaty Szydło

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ekonomista, poseł PiS Janusz Szewczak.

Co Pan sądzi o opinii KNF, która mówi, że banków nie będzie stać na przewalutowanie kredytów frankowych na złotówki?

Janusz Szewczak: A polskim kredytobiorców tzw. frankowych stać na poniesienie kosztu 107 mld czy 67 mld? Odwróćmy to pytanie. Kogoś na to ma być stać. Kogo? Polskie rodziny? 2 miliony polskich kredytobiorców? Polską gospodarkę? Polski budżet? To wszystko jest oparte na jakichś ankietach banków. Wysłano do banków ankiety z pytaniem, ile te banki rzekomo stracą. Przecież to się mija ze zdrowym rozsądkiem. Na tym ma polegać nadzór nad instytucjami finansowymi? Nie mamy pokazanej żadnej metodologii obliczenia tych rzekomych strat. Oczywiście nie jest tak, że w bilansach bankowych nie będzie wykazanych strat księgowych. Pozostaje jednak pytanie, czy można pożyczać franki nie mając tych franków i zabezpieczeń walutowych? Kolejne pytanie, czy można dla kredytów trzydziestoletnich we frankach ustanawiać zabezpieczenie w postaci depozytów trzy i sześciomiesięcznych w złotych polskich? Jeśli zabezpieczeniem miały być SWAP-y i CIRS-y, czyli pożyczka banku w Polsce we frankach, za pożyczkę w złotówkach dla podmiotu zagranicznego, to coś tu się nie zgadza. Te banki tak bardzo potrzebowały złotówek? W tej sprawie są same pytania i wątpliwości.

To czym się kierował KNF wydając taką ocenę?

O ile wiem, ta instytucja nie odpowiedziała na wszystkie pytania zadane przez pana prezydenta. Było też pytanie o to ile banki zarobiły do tej pory na tych operacjach. Nie może być też tak, że nie mają one niewiele z pojęciem kredytu w rozumieniu polskiego prawa. Ludzie zadłużają się na milion złotych, spłacają regularnie przez 10 lat i do spłacenia mają nadal dwa miliony. Na co my mamy czekać? Aż frank będzie nie po 4 złote, a po 8? Czy KNF daje gwarancje, że ta waluta już nigdy nie podrożeje?

Pozostaje kwestia tego czy w ogóle państwo polskie powinny się zajmować kwestią kredytów branych przez obywateli.

To jest teoria „widziały gały co brały”, napuszczania jednych na drugich. Dlaczego państwo polskie powinno zajmować się frankowcami? Ale mieć 67 miliardów lub nawet 107 mld złotych w gospodarce a nie mieć, to jednak ogromna różnica. Skoro 17,5 mld w ramach programu 500+ przyczyni się do wzrostu gospodarczego, poprawy koniunktury, w tym sprzedaży i wzrostu dochodów podatkowych, co potwierdzają nawet zagraniczne banki, to - zakładając, że wyliczenia KNF są wiarygodne - to czy to nie rozrusza naszej gospodarki? To decyzje natury politycznej. W wielu krajach ten problem został dawno rozwiązany. Przykładem mogą być Węgry, Chorwacja czy Austria, które też miały taki problem. Oczywiście, że możemy powiedzieć, iż część kredytobiorców nadmiernie ryzykowała, była naiwna lub zbyt pazerna. Ale od tego są instytucje państwa, by chronić bezpieczeństwo ekonomiczne własnych obywateli. A w ustawie o KNF jest zapisane, że ma ona chronić wszystkich uczestników rynku. Dlatego ma bronić też tych kredytobiorców tzw. frankowych, gdy dzieje się jakaś patologia. Do zadań KNF nie należy dbanie o bilanse i zyski banków, w tym zwłaszcza banków zagranicznych. Kiedy udzielano tych tzw. kredytów frankowych, to mówiono, że przestrzegający przed tym są oszołomami i ignorantami ekonomicznymi.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych