"wSieci": Igranie z życiem prezydenta. Czy wreszcie ruszy konieczna lawina zmian w sposobie ochraniania najważniejszych ludzi w państwie?

Wypadek prezydenckiej limuzyny trzeba potraktować niezwykle poważnie. Czy wreszcie ruszy konieczna lawina zmian w sposobie ochraniania najważniejszych ludzi w państwie? Po latach degrengolady są oni naprawdę w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ujawniamy skalę patologii w BOR

— piszą Marek Pyza i Marcin Wikło w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.

Piątek, 4 marca. Kolumna samochodów Biura Ochrony Rządu z prezydencką limuzyną jedzie z Karpacza do Wisły. Andrzej Duda ma być gościem podczas Pucharu Świata w skokach narciarskich. Dochodzi godzina 17.00. Na autostradzie A4 ruch nie jest wielki, ale co chwilę trzeba mijać kolejne samochody. Nagle w potężnym, opancerzonym BMW 760, który wiezie głowę państwa, słychać huk. Wybucha prawa tylna opona. Pojazdem zarzuca, kierowca kontruje, samochód lekko się obraca, ale udaje się uniknąć zderzenia z innymi wozami z kolumny. Wyhamowuje i już powoli stacza się do przydrożnego rowu – relacjonują dziennikarze „wSieci”.

Kolejne chwile to oczywiście strach o  prezydenta:

Duda wysiada o własnych siłach, przy nim natychmiast pojawia się wianuszek oficerów BOR. Nikt nie lekceważy zdarzenia. - Ani przez chwilę nie było zagrożenia życia prezydenta, bo to są jednak bardzo bezpieczne samochody, ale zagrożenie zdrowia… było realne

— ocenia w rozmowie z tygodnikiem „wSieci” szef ochrony osobistej Andrzeja Dudy Bartłomiej Hebda – piszą dziennikarze „wSieci”.

Na szczęście zimną krew zachował prezydencki kierowca:

Wpadliśmy w poślizg, ale bardzo przytomnie i superfachowo zachował się pan kierowca z Biura Ochrony Rządu. Oficer zdołał opanować to auto i nie uderzyliśmy ani w bariery, ani w samochody jadące na pasie obok”

— relacjonował tuż po zdarzeniu prezydent w rozmowie z TVN – czytamy.

Kilka dni później, spotkanie w Pałacu Prezydenckim. Rozmowy, chcąc nie chcąc, dotyczą także drogowego zdarzenia z Opolszczyzny. Pytamy Andrzeja Dudę o to, czy czuje się bezpieczny i czy z wypadku zostaną wyciągnięte jakieś wnioski.

Proszę mi wierzyć, że nie zlekceważymy tego, co się wydarzyło na A4 

— odpowiada nam nieco enigmatycznie prezydent.

Do swojej osobistej ochrony ma pełne zaufanie, które jest konieczne przy tak aktywnym stylu prezydentury. — U Komorowskiego było jasne, że niedziela to praktycznie dzień wolny. Przychodziliśmy później do pracy, był całkowity luz. A Duda podróżuje bardzo dużo. Każdy weekend jest wyjazdowy, chyba że prezydent ma obowiązki w Warszawie albo jest za granicą — mówi nam jeden z oficerów

— relacjonują Marek Pyza i Marcin Wikło.

Do tak intensywnej pracy Biuro potrzebuje niezawodnego sprzętu, a z tym jest problem. Jak się okazuje, poprzednicy pozostawili po sobie flotę w opłakanym stanie. Opona, która wybuchła w prezydenckim samochodzie, była wyprodukowana sześć lat temu. Jeszcze bardziej szokujące jest nasze ustalenie, że miała ona przebieg aż 18 tys. km. Przy takim rodzaju ogumienia (specjalistyczny system PAX) i ważącym ponad cztery tony pancernym samochodzie to bardzo dużo, ale… normy BOR nie zostały złamane. Jak to możliwe? Poprzednie kierownictwo, nie zważając na zalecenia producenta, podniosło limity dwukrotnie. Michelin w latach 2009—2010 (wtedy zakupiono limuzynę i ogumienie) zalecał przejechanie 10 tys. km w ciągu maksymalnie dwóch lat. Generał Marian Janicki jednym podpisem zaryzykował bezpieczeństwo ochranianych przez siebie VIP-ów 

— piszą autorzy.

Więcej o wypadku na A4, jego powodach i konsekwencjach w najnowszym numerze „wSieci”, w sprzedaży od 14 marca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

lw

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.