W walce o władzę PO nie cofnie się nawet przed sprowokowaniem krwawych rozruchów. Czy w polskim prawie nie ma paragrafu za podżeganie do nienawiści?

fot. PAP/ Paweł Supernak
fot. PAP/ Paweł Supernak

„Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania tego konfliktu, to wszystko będzie nas prowadzić na ulice. A jeśli przeniesiemy wszystkie aktywności na ulicę, to będziemy mogli powiedzieć o Majdanie w Warszawie, ale to ostatni etap. Może to prowadzić do tego, czego jeszcze w Polsce nie widzieliśmy…”

— zapowiedział w radiu RMF FM przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Nie tylko on wieszczy „Majdan w Warszawie”. Czy jest to jeszcze polityczny spór w ramach demokracji, czy już polityczny bandytyzm? Pytanie nie jest bezpodstawne, bowiem wypowiedź szefa tej odsuniętej od władzy partii opozycyjnej wyczerpywałaby w państwach prawa wszelkie znamiona czynu karalnego. Schetyna nie mówi już o jakiejś bliżej nieokreślonej masie, mówi otwarcie „my”: „przeniesiemy wszystkie aktywności na ulicę”. Cynizm Schetyny sięgnął bruku. Szef P/latformy O/bstrukcji ma świadomość, że w sytuacji, gdy znaleźli się tacy, którzy po niedoszłej katastrofie prezydenckiej limuzyny z powodu wybuchu opony otwarcie życzyli śmierci Andrzejowi Dudzie, wybuch zamieszek ulicznych jest realną groźbą. Jego cynizm jest tym większy, że w imię egoistycznych, partyjnych interesów sam otwarcie posuwa się do szantażu krwi. W imię niby porządku w kraju i niby przestrzegania prawa dziś trybun sejmowej opozycji z nazwy obywatelskiej, która podczas swych rządów kpiła z prawa i z obywateli (dość wspomnieć tylko kilka jej gigantycznych afer: kompletną kompromitację w aferze tzw. podsłuchowej, aferę hazardową, gazową, autostradową, piramidalną sprawę Amber Gold, aferę stoczniową, wyciągową, przekręty z przetargami wojskowymi i nie tylko), marzy się powrót do władzy, niechby nawet za cenę makabry! Że jeszcze raz przytoczę jego „ostrzeżenie”:

„A jeśli przeniesiemy wszystkie aktywności na ulicę, to będziemy mogli powiedzieć o Majdanie w Warszawie”.

„Męczennik” Schetyna wie, czym dysponuje. Bibuły drukować na powielaczach, ani zakładać na dachach nadajników nie musi. Sekundują mu różnorakie środowiska, które w rezultacie niedawnych wyborów i zapoczątkowanej odnowy straciły uprzywilejowane pozycje. Pozbawiona rządowych pieniędzy z reklam „Gazeta Wyborcza”, której sprzedaż w ostatnim półroczu systematycznie spada, z własnej inicjatywy wojuje z rządem RP na wszystkich frontach, w kraju i zagranicą. Należąca, jak „GW”, do tej samej Spółki Akcyjnej „Agora”, rozgłośnia Tok FM, toczy tę samą walkę w eterze. Wśród jej gości, a jakże, były główny propagandysta PO z astronomiczną gażą za zdjęty z anteny przez TVP program „Tomasz Lis na żywo”, który już w listopadzie zapowiadał na Twitterze: „W Warszawie będzie Majdan!”. Na gościnnych występach w studiu Tok FM Lis wzywał do zjednoczenia platformianych sił i środków z lewicą, „bo jest jeden wróg”. Notabene, po zdjęciu programu „na żywo” przez TVP, Lis stworzył swój własny, z logiem „Newsweeka” w tle. O jego rzeczywistej popularności świadczy fakt, że ów program z 9 marca pt. „Czy prezydent jest więźniem PiS?” wyświetliło 68 odbiorców, zaś do tej pory 685 zainteresowanych…

W studiu Tok FM znalazł się także komentator sportowy, dorywczy publicysta „GW” i „Polityki” Tomasz Wołek, który w napaściach na prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego przeszedł samego siebie:

„On wypowiedział wojnę nie Platformie czy KOD-owi, ale całemu światu!”,

— rzucił do mikrofonu. Przykładami podobnego, szaleńczego zaślepienia można sypać jak z rękawa. Dla PO i jej halabardników do jątrzenia, podburzania przeciw znienawidzonym politycznym przeciwnikom i skłócania społeczeństwa każdy pretekst jest dobry. Dziś jest nim konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, de facto sprowokowany przez tę partię w czerwcu ubiegłego roku, poprzez podeptanie wszelkich zasad, bezczelną obsadę TK sędziami z jej rekomendacji, by na lata umożliwić sobie kontrolę, a ściślej paraliżowanie działań nowego rządu. Świadczy o tym dobitnie kierowanie do trybunału ustaw uchwalanych przez Sejm, w którym wyborcy zepchnęli PO do ław opozycji. Uliczne burdy i, co nie daj Boże, krwawe zamieszki byłyby dla niej kolejnym argumentem wobec świata, że oto w Polsce powtarza się niemiecki scenariusz z lat 30., czemu dla dobra świata należałoby zapobiec za wszelką cenę.

Czy w polskim prawie nie ma paragrafu za podżeganie do nienawiści, za jawne prowokowanie krwawych rozruchów - bo czymże jest powtarzana groźba „Majdanu w Warszawie”, tego „ostatniego etapu”, jakiego „jeszcze w Polsce nie widzieliśmy”? Pomijam fakt, że samo zestawienie dzisiejszej Polski z sytuacją ówczesnej Ukrainy jest dowodem kompletnego skretynienia. Owszem, paragraf jest, o „podżeganiu” traktuje Art. 18 § 2 Kodeksu Karnego. Tyle, że w tym przypadku pozostaje martwy, bowiem lider PO zapewne marzy wręcz o wystąpieniu w roli prześladowanego za „obronę wolności i demokracji”. Jak zachować się w tej naprawdę zapalnej sytuacji? Sposób jest tylko jeden: zachować zimną krew, nie dać się ponieść emocjom, które tak usiłują rozhuśtać „odsunięci od koryta”, nie dać się sprowokować i robić swoje. Co więcej, chronić Schetyno-podobnych, aby mogli bez przeszkód biegać od wiecu na wiec, od studia do studia, od redakcji do redakcji, aż sami skompromitują się do reszty i popadną w polityczny niebyt. Broń jest tylko jedna: karta wyborcza.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.