Od 9 marca 2016 r. mamy w Polsce monarchię trybunalską, a królem jest Andrzej „Trybunał” Rzepliński

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Gdyby to samo co trybunał Rzeplińskiego robił TK, w którym 10 sędziów byłoby sympatykami PiS, mielibyśmy jęk, krzyk, wycie, zgrzytanie zębów, wzywanie bratniej pomocy i wszelkie formy dywersji.

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński nie zadowoliłby się zapewne tytułem „mułły” – jak prawników jego pokroju nazywał zmarły niedawno sędzia Sądu Najwyższego USA Antonin Scalia. O „mułłach zachodu” mówił on m.in. w sierpniu 2009 r. na Zamku Królewskim w Warszawie, w wykładzie wygłoszonym z okazji przyznania mu przez Janusza Kochanowskiego, ówczesnego rzecznika praw obywatelskich, Nagrody im Pawła Włodkowica (za 2008 r.). Sędzia Scalia mówił też o ewolucji sądów konstytucyjnych w stronę Władzy Czynienia Dobra i zamianie sędziów w nową arystokrację. W wywiadzie udzielonym wtedy „Rzeczpospolitej” antycypował już jednak królewski tron dla takich sędziów jak Andrzej Rzepliński. I 9 marca 2016 r. słowo stało się ciałem: mamy w Polsce monarchię trybunalską, a królem jest Andrzej „Trybunał” Rzepliński.

W politycznej młócce wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce umyka to, czego sędzia Antonin Scalia był w pełni świadomy i przed czym przez lata przestrzegał, czyli uzurpacja sędziów, a już szczególnie tych z sądów czy trybunałów konstytucyjnych, do odgrywania roli nad- czy superwładzy. I do roli jedynych prawomocnych interpretatorów prawniczych zwojów, w tym najważniejszego – tekstu konstytucji. I oto 9 marca 2016 r. Władza Czynienia Dobra, czyli Trybunał Konstytucyjny pod przewodem króla Rzeplińskiego, wyraźnie podpuszczony przez polityczne okoliczności, ujawnił całkiem „na rympał” swoje zaborcze skłonności. Tzw. wyrok z 9 marca jest wprost aktem rozbiorowym. Trybunał Konstytucyjny, czyli Władza Czynienia Dobra dokonała rozbioru władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Tak, również sądowniczej, bo przecież książęta z dworu króla Andrzeja nie kryją, że liczą na sędziów sądów powszechnych, iż będą wdrażali ich nieorzeczenia.

Twórcy konstytucji z 1997 r., czyli przede wszystkim przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, a więc najpierw Aleksander Kwaśniewski, a po jego wyborze na prezydenta, Włodzimierz Cimoszewicz, nie wpadli na to, że jeśli nie wpisze się do ustawy zasadniczej żadnego ogranicznika prędkości, sędziowie TK pełnym gazem ruszą do zdobycia władzy absolutnej i nie spoczną, póki jej nie osiągną. Po drodze dokonując kolejnych rozbiorów trzech władz, bo przecież rozbiór z 9 marca 2016 r. nie był pierwszy. Władza Czynienia Dobra (WCD) po prostu postanowiła je czynić, bo działa na takiej zasadzie, że może robić wszystko, czego nie można jej zabronić. Tyle że jedynym ciałem mogącym WCD czegoś zabronić jest sama WCD. W efekcie WCD nie można niczego zabronić i w żaden sposób jej ograniczyć. Bo jeśli ktoś próbuje, jak obecna sejmowa większość, Władza Czynienia Dobra uznaje takie działania za niekonstytucyjne, czyli nielegalne. I tak poszerza swoje uprawnienia, nie szkodzi, że prawem kaduka, że żadna władza nie może zrobić niczego konstytucyjnego bez zgody TK, czyli WCD. Nic nie można zrobić, bo TK, czyli WCD może zadziałać prewencyjnie (zabezpieczenie, domniemanie niekonstytucyjności) bądź represyjnie (uznanie niekonstytucyjności i unieważnienie). W ten sposób Trybunał Konstytucyjny (Władza Czynienia Dobra) znajduje się ponad wszelką kontrolą i nic nie można na to poradzić. Wyobraźmy sobie, że sędziwie TK, czyli WCD, zapadają na jakąś tajemniczą chorobę albo są poddani przez kogoś totalnemu praniu mózgów i piszą orzeczenia albo kompletnie „wariackie”, albo niezwykle głupie, albo nie spełniające żadnych kryteriów fachowych czy formalnych. I nawet wówczas nikt nie byłby w stanie uznać tych orzeczeń za wariackie czy chore, bo TK, czyli WCD każdy akt prawny odnoszący się do tego wariactwa uznałby za niekonstytucyjny. Nie trzeba zresztą nawet odwoływać się do tajemniczej choroby czy wariactwa. Załóżmy bowiem, że większość w TK, tak jak obecnie, ma jedna opcja polityczna (podczas posiedzenia 8-9 marca 2016 r. było 10 sędziów reprezentujących właściwie PO i dwóch powołanych przez większość PiS). I załóżmy, tak jak obecnie, że ci sędziwie uważają się za stronę politycznego sporu. To nawet, gdyby nie byli kompletnie politycznie zaślepieni, a tylko nie lubili tej opcji, której nie reprezentują, mogliby doprowadzić do totalnej obstrukcji i paraliżu prac Sejmu, co właściwie na naszych oczach się dzieje. Gdy spojrzeć na polityczne zaangażowanie prezesa Andrzeja Rzeplińskiego i bezwarunkowe popieranie go przez jeszcze dziewięciu innych sędziów, podobnie politycznie afiliowanych, to już wystarczy, by trybunał był Władzą Czynienia Dobra na pohybel PiS. I taką jest, czyli władzą absolutną i absolutnie niekontrolowalną. Nawet przedszkolak zrozumie, że jest to nie tylko pogwałcenie, ale wręcz zamordowanie art. 2 konstytucji (Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym), art. 4.1 (władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu), art. 7 (organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa) oraz art. 10.1 (ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej). I co? I nic! A wręcz organizowane są manifestacje poparcia i w obronie takiego stanu rzeczy, są oracje, deklaracje i zaklęcia. Gdyby tę sytuację politycznie odwrócić, czyli gdyby to samo robił TK, w którym 10 sędziów byłoby sympatykami PiS, mielibyśmy całodobowy jęk, krzyk, wycie, zgrzytanie zębów, wzywanie bratniej pomocy i wszelkie formy dywersji. W drugą stronę to nie działa. I to pokazuje z jednej strony skalę politycznego ogłupienia, a z drugiej totalnego moralnego zdziczenia.


Książka, którą trzeba przeczytać:„Matrix III Rzeczypospolitej. Pozory wolności”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.