Wczorajszy wypadek, któremu uległ samochód Prezydenta Dudy, skłonił mnie do dość oczywistego spostrzeżenia. Otóż prezydenci Polski, wywodzący się z szeroko rozumianej prawicy, zdają się mieć niewytłumaczalnego pecha w zakresie wypadków komunikacyjnych. Zdarzają im się rzeczy, o których inne głowy państw pewnie nawet nie słyszały.
Jedni mogą porechotać że „wina oponiarza” i wyrazić żal, iż Duda nie znalazł się na Wawelu obok swego mentora, inni- przypomnieć sobie „wypadek” śp. Waleriana Pańko. Ponieważ należę do drugiej grupy, pozwolę sobie nakreślić kilka subiektywnych uwag nie tyle o samym zdarzeniu, co o jego możliwych i pożądanych w mojej ocenie konsekwencjach.
1. Nie oczekuję, że wyniki sprawdzenia prowadzonego przez BOR zostaną ujawnione opinii publicznej. Nie oznacza to jednak, że osoby uprawnione nie powinny dostać pełnego raportu o firmie, która dostarczyła i auto i jego wyposażenie techniczne, a także odpowiada za jego sprawność. Niezależnie od tego, czy opona w limuzynie miała wadę fabryczną, czy mieliśmy do czynienia z udziałem osób trzecich w zdarzeniu- widać, że nad dość istotną kwestią dotyczącą jednego z aspektów bezpieczeństwa Prezydenta BOR nie był w stanie zapanować.
2. Kiedy w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł, sugerujący brak możliwości zapewnienia Andrzejowi Dudzie bezpieczeństwa przez Biuro, wyraziłem przypuszczenie, że może to być przygotowanie do akcji mającej na celu zabicie Prezydenta. Obserwujący mojego Twittera pamiętają pewnie, że odpowiadający za bezpieczeństwo Prezydenta płk Pawlikowski odpowiedział z urzędowym optymizmem, iż wypowiedzi oficerów są wyssane z palca, a BOR panuje nad sytuacją. Wczorajszy wypadek pokazuje dobitnie, że nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać, i od wczoraj znalezienie i ukaranie sprawców kombinacji z prasą nie jest (a na pewno nie powinno być) najważniejszym kłopotem Pawlikowskiego.
3. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Prezydent Duda miał niesamowite szczęście w nieszczęściu. Nie jest to jednak powód, aby nad wypadkiem przejść do porządku dziennego. Niestety, Prezydent powinien zająć się łączeniem Polaków poza swoim pałacem, zaś na własnym podwórku- bezzwłocznie zwolnić wszystkie osoby, które „odziedziczył” po poprzednikach- od dyrektorów po kucharzy i sprzątaczki. Na ich miejsce należy zatrudnić osoby zaufane. Naturalnie musi to oznaczać konieczność przyuczenia ich do pracy i chwilowe perturbacje w sprawnej pracy Kancelarii. Prezydent musi mieć jednak zaufanie do swojego otoczenia nie dlatego, że jego pracownicy są sprawni sprawnością nabytą od czasów Jaruzelskiego, ale dlatego, że pochodzą z tej samej opcji politycznej co on, i zostali sprawdzeni przez odpowiednie służby, ze sprawnym kontrwywiadem na czele. Należy skończyć z PR-ową „miękkością”, ponieważ, jak okazało się wczoraj, życie Prezydenta jednak jest zagrożone. Ta sama uwaga musi dotyczyć innych osób- chociażby Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza.
4. Podobne, niewdzięczne zadanie czeka szefa prezydenckiej ochrony. Tu- oprócz czyszczenia personalnych „złogów” (też z kucharzami i sprzątaczkami łącznie!), konieczne jest opracowanie i wdrożenie procedur bezpieczeństwa- jest bowiem nie do pomyślenia, że nad prezydenckim samochodem BOR nie ma 24-godzinnej, SKUTECZNEJ kontroli. Analogie z „zabezpieczeniem” remontu rządowego Tu-154M 101 w Samarze przez SKW nasuwają się same. Zdaję sobie sprawę, że konsekwencją „opcji zerowej” w ochronie Prezydenta jest przede wszystkim to, że skuteczność samej ochrony musiałaby czasowo spaść. Z pewnością płk Pawlikowski ma problem- albo personalny, albo systemowy, a niewykluczone, że i oba naraz. Powyższa uwaga jest słuszna niezależnie od tego, czy mieliśmy do czynienia z niedopatrzeniem, zbiegiem okoliczności, czy próbą zamachu. Im szybciej szef prezydenckiej ochrony weźmie się za rozwiązanie tych problemów, tym lepiej. Do czasu opanowania sytuacji należy ograniczyć do minimum sytuacje potencjalnie groźne dla Prezydenta- i jest nieistotne, jak to wypadnie PR-owo. Został on bowiem wybrany aby zrealizować swój program wyborczy, a nie wykonywać wdzięczne gesty w stosunku do wyborców i mediów przy kulejącej ochronie, aby w końcu ulec wypadkowi.
Czytaj więcej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wczorajszy wypadek, któremu uległ samochód Prezydenta Dudy, skłonił mnie do dość oczywistego spostrzeżenia. Otóż prezydenci Polski, wywodzący się z szeroko rozumianej prawicy, zdają się mieć niewytłumaczalnego pecha w zakresie wypadków komunikacyjnych. Zdarzają im się rzeczy, o których inne głowy państw pewnie nawet nie słyszały.
Jedni mogą porechotać że „wina oponiarza” i wyrazić żal, iż Duda nie znalazł się na Wawelu obok swego mentora, inni- przypomnieć sobie „wypadek” śp. Waleriana Pańko. Ponieważ należę do drugiej grupy, pozwolę sobie nakreślić kilka subiektywnych uwag nie tyle o samym zdarzeniu, co o jego możliwych i pożądanych w mojej ocenie konsekwencjach.
1. Nie oczekuję, że wyniki sprawdzenia prowadzonego przez BOR zostaną ujawnione opinii publicznej. Nie oznacza to jednak, że osoby uprawnione nie powinny dostać pełnego raportu o firmie, która dostarczyła i auto i jego wyposażenie techniczne, a także odpowiada za jego sprawność. Niezależnie od tego, czy opona w limuzynie miała wadę fabryczną, czy mieliśmy do czynienia z udziałem osób trzecich w zdarzeniu- widać, że nad dość istotną kwestią dotyczącą jednego z aspektów bezpieczeństwa Prezydenta BOR nie był w stanie zapanować.
2. Kiedy w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł, sugerujący brak możliwości zapewnienia Andrzejowi Dudzie bezpieczeństwa przez Biuro, wyraziłem przypuszczenie, że może to być przygotowanie do akcji mającej na celu zabicie Prezydenta. Obserwujący mojego Twittera pamiętają pewnie, że odpowiadający za bezpieczeństwo Prezydenta płk Pawlikowski odpowiedział z urzędowym optymizmem, iż wypowiedzi oficerów są wyssane z palca, a BOR panuje nad sytuacją. Wczorajszy wypadek pokazuje dobitnie, że nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać, i od wczoraj znalezienie i ukaranie sprawców kombinacji z prasą nie jest (a na pewno nie powinno być) najważniejszym kłopotem Pawlikowskiego.
3. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Prezydent Duda miał niesamowite szczęście w nieszczęściu. Nie jest to jednak powód, aby nad wypadkiem przejść do porządku dziennego. Niestety, Prezydent powinien zająć się łączeniem Polaków poza swoim pałacem, zaś na własnym podwórku- bezzwłocznie zwolnić wszystkie osoby, które „odziedziczył” po poprzednikach- od dyrektorów po kucharzy i sprzątaczki. Na ich miejsce należy zatrudnić osoby zaufane. Naturalnie musi to oznaczać konieczność przyuczenia ich do pracy i chwilowe perturbacje w sprawnej pracy Kancelarii. Prezydent musi mieć jednak zaufanie do swojego otoczenia nie dlatego, że jego pracownicy są sprawni sprawnością nabytą od czasów Jaruzelskiego, ale dlatego, że pochodzą z tej samej opcji politycznej co on, i zostali sprawdzeni przez odpowiednie służby, ze sprawnym kontrwywiadem na czele. Należy skończyć z PR-ową „miękkością”, ponieważ, jak okazało się wczoraj, życie Prezydenta jednak jest zagrożone. Ta sama uwaga musi dotyczyć innych osób- chociażby Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza.
4. Podobne, niewdzięczne zadanie czeka szefa prezydenckiej ochrony. Tu- oprócz czyszczenia personalnych „złogów” (też z kucharzami i sprzątaczkami łącznie!), konieczne jest opracowanie i wdrożenie procedur bezpieczeństwa- jest bowiem nie do pomyślenia, że nad prezydenckim samochodem BOR nie ma 24-godzinnej, SKUTECZNEJ kontroli. Analogie z „zabezpieczeniem” remontu rządowego Tu-154M 101 w Samarze przez SKW nasuwają się same. Zdaję sobie sprawę, że konsekwencją „opcji zerowej” w ochronie Prezydenta jest przede wszystkim to, że skuteczność samej ochrony musiałaby czasowo spaść. Z pewnością płk Pawlikowski ma problem- albo personalny, albo systemowy, a niewykluczone, że i oba naraz. Powyższa uwaga jest słuszna niezależnie od tego, czy mieliśmy do czynienia z niedopatrzeniem, zbiegiem okoliczności, czy próbą zamachu. Im szybciej szef prezydenckiej ochrony weźmie się za rozwiązanie tych problemów, tym lepiej. Do czasu opanowania sytuacji należy ograniczyć do minimum sytuacje potencjalnie groźne dla Prezydenta- i jest nieistotne, jak to wypadnie PR-owo. Został on bowiem wybrany aby zrealizować swój program wyborczy, a nie wykonywać wdzięczne gesty w stosunku do wyborców i mediów przy kulejącej ochronie, aby w końcu ulec wypadkowi.
Czytaj więcej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/284058-w-kraju-pechowych-prezydentow-prezydentowi-dzieki-niesamowitemu-szczesciu-udalo-sie-kupic-sobie-troche-czasu