Magiel na Placu Solidarności. Na taki sojusz się skazali, taką przebodli się legendą

fot.PAP/Adam Warżawa
fot.PAP/Adam Warżawa

Nalana twarz wykrzywiona w grymasie złości. Małe oczka toną w tłuszczu. Potężny korpus nie nadąża z gestykulacją za potokiem wyzwisk. To nie jest relacja z pyskówy w przedwojennym maglu na Czerniakowskiej w Warszawie. To demonstracja w Gdańsku w proteście przeciwko kalaniu dobrego imienia TW Bolek.

Henryka Krzywonos wywrzaskuje obelgi. Epitety „kurdupel” i „pomiot” dotyczą Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Gwiazdy.

Dokładnie w tym samym czasie w najbardziej opiniotwórczym, elitarnym czasopiśmie zachodniego świata Financial Times ukazuje się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Dziennikarz Henry Foy, chociaż zawsze krytyczny wobec PiS, nie potrafi ukryć fascynacji klasą polityka i człowieka, którego w tytule artykułu określił jako twórcę królów – Poland`s Kingmaker.

Demonstracja w Gdańsku miała zakrzyczeć ogłuszającą dla niektórych środowisk prawdę o ich bohaterze. W zasadzie chodzi o jeden aspekt działalności Lecha Wałęsy i to bynajmniej nie o fakt podpisania zobowiązania do współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Przyszły lider Solidarności pewnym okresie życia uprawiał bowiem judaszowy proceder - był płatnym donosicielem bezpieki. Teraz są niezbite dowody, że kablował na własnych kolegów ze stoczni i brał za to pieniądze, czyli jurgielt, jak się dawniej mówiło. Taka nikczemność faktycznie potrafi ogłuszyć i to nie tylko zwolenników legendy.

To jest bowiem cios nie tylko w legendę, lecz także w pewien nurt politycznej narracji, któremu Wałęsa służył, jako zakamieniały wróg braci Kaczyńskich. Był wykorzystywany jako poręczne narzędzie do walki z PiS. Teraz, kiedy zachwiała się jego legenda, zadrżała także narracja. To tłumaczy powściągliwość środowisk okołogazetowowyborczych wobec Henryki Krzywonos, prezentującej grubiaństwo, jakiego nabyć można tylko na melinach.

Możemy być pewni, że media głównego sortu nie zmarnują okazji, żeby posiedzieć cicho lub co najwyżej owiną w bawełnę niedomówień buractwo koncesjonowanej heroiny Solidarności. Redaktor Justyna Pochanke z TVN uzna zapewne, że Henryka Krzywonos była fenomenalna. Renata Kim z Newsweeka usprawiedliwi obelgi nieposkromioną naturą walecznej tramwajarki, a Dominika Wielowieyska z Gazety Wyborczej napisze, że nie pochwala wyzwisk, ale rozumie emocje.

Ten zadziwiający brak krytycznego dystansu poprawnych politycznie mediów do oczywistego chamstwa Henryki Krzywonos da się jakoś wytłumaczyć. Można bowiem poczuć nienawiść do siebie na myśl, że się podziwiało i stawiało na piedestale płatnego donosiciela. Parafrazując poetę - taką przebodli się legendą i na taki sojusz się skazali. Dlatego dystyngowane redaktorki opiniotwórczych mediów różnią się w tym kontekście od Krzywonos tylko aparycją. W głębi duszy są grubymi babiszonami, które miotają obelgi i złorzeczenia pod własnym adresem.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych