Kłamstwa Kiszczaka - prawda o zbrodni

fot.Wikipedia
fot.Wikipedia

W kolejnej porcji dokumentów udostępnionych z „szafy Kiszczaka” znalazły się fragmenty jego wspomnień i odręczne notatki na różne tematy, w tym m.in. materiały do autobiograficznej książki generała. - Były „ogromne naciski na resort, na mnie o aresztowanie księży naruszających prawo. Wszystkie załatwiłem odmownie” – pisze Kiszczak, po czym dodaje, iż „bardzo ciężko przeżył” zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 r. przez trzech oficerów MSW. W kontekście tej zbrodni pada stwierdzenie o „puczystach”.

W kontrapunkcie do tych wybielających generała „rewelacji” warto pokazać jedyną alternatywną do wersji toruńskiej - w którą nie wierzy nikt, a która paradoksalnie wciąż obowiązuje - udokumentowaną wersję zbrodni założycielskiej III RP, wypracowaną przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego z gronem współpracowników. Wersja ta całkowicie zmienia oficjalną wiedzę o zabójstwie księdza Popiełuszki oraz o jego zleceniodawcach i nadzorcach i stoi w całkowitej sprzeczności z zapiskami generała Kiszczaka o rzekomych „puczystach”.

Prowadzenie śledztwa dotyczącego wyjaśnienia okoliczności zbrodni popełnionej na księdzu Jerzym zaproponowano Witkowskiemu wiosną 1990 roku. Miał opinię prokuratora specjalizującego się w wyjaśnianiu najpoważniejszych przestępstw, zwłaszcza zabójstw, a na jego plus przemawiała także statystyka – nigdy nie poniósł procesowej porażki. Już pierwsze miesiące potwierdziły zasadność pytań o wiarygodność Waldemara Chrostowskiego. Śledczy zdawali sobie sprawę, jak ważne jest wyjaśnienie tych wątpliwości. Jako bohater i jedyny świadek zbrodni Chrostowski położył fundamenty pod ustalenia procesu toruńskiego. Podważenie jego wiarygodności podważało de facto ustalenia tego procesu i rozpoczynało historię od początku. Uzyskana wiedza upoważniała prokuratorów do stawiania tezy, że rola Chrostowskiego w tragedii księdza Jerzego była inna, niż dotąd przyjmowano. Wątpliwości wywołały reakcję łańcuchową: jeżeli ta rola mogła być mistyfikacją, to ustalenia procesu toruńskiego, oparte o zeznania Chrostowskiego, mogły być nieprawdziwe. Prokuratorzy skupili się na dociekaniu, jak naprawdę wyglądało uprowadzenie kapelana Solidarności i co naprawdę wydarzyło się w październiku 1984 roku w okolicach Włocławka i Torunia.

Po kilku miesiącach intensywnego śledztwa prokuratorzy uzyskali dowody, że jesienią 1984 roku wysiłki decydentów skupiły się nie na wyjaśnianiu tego, co się naprawdę wydarzyło, a na ukrywaniu i fałszowaniu faktów. Kulminacyjny punkt operacji zafałszowywania prawdy miał miejsce nocą z 25 na 26 października 1984 roku. Z zeznań świadków i dokumentów wynikało, że w nocy z 25 na 26 października 1984 roku zwłoki księdza Jerzego zostały wrzucone z tamy w nurty Wisły, a następnego dnia, po otoczeniu terenu milicyjnym i wojskowym kordonem, odnalezione przez milicyjnych nurków. Informacja o tym fakcie wydostała się poza kordon i dotarła do Seminarium we Włocławku oraz do Warszawy. Fakt wrzucenia zwłok księdza Jerzego do nurtów Wisły w nocy z 25 na 26 października 1984 roku oznaczał, że oprawcy Księdza skazani w procesie toruńskim musieli mieć nieznanych dotąd wspólników, ponieważ sami przebywali w areszcie już od 23 października.

Andrzej Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i dokumentów wskazujących na fakt, że wszystko to, co stało się 19 października 1984 roku było reżyserowaną, misterną grą. Okazało się, że na miesiąc przed zbrodnią ktoś „przewidział” skład przyszłej ławy oskarżonych nakazując objęcie obserwacją Adama Pietruszki, Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Obserwacje prowadzili funkcjonariusze Wojskowych Służb Wewnętrznych. Taką decyzję mógł podjąć tylko ktoś z najwyższego szczebla władz państwowych. Prokuratorzy dowiedzieli się, że także tragicznego wieczora 19 października 1984 roku Piotrowski i jego współpracownicy byli obserwowani przez sześciu funkcjonariuszy WSW. To oznaczało, że było sześciu nieznanych dotąd świadków uprowadzenia Księdza Jerzego. Witkowski i jego współpracownicy poznali ich nazwiska i poddali przesłuchaniu. Trzech z przesłuchiwanych funkcjonariuszy zadeklarowało wolę współpracy z prokuratorami, stawiając jeden tylko warunek: gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodzin. Gdy Witkowski dotarł z tą informacją do ministra sprawiedliwości Wiesława Chrzanowskiego i jego zastępcy Stanisława Iwanickiego - późniejszego ministra sprawiedliwości w rządzie AWS - został odsunięty od śledztwa, które zostało skazane na zapomnienie.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.