Koń polski a Dobra Zmiana. Sprawa stadniny w Janowie Podlaskim może zepchnąć PiS w śmieszność

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.youtube.pl
fot.youtube.pl

Świeżo upieczony na partyjnym ogniu prezes stadniny koni w Janowie Podlaskim jest rozbrajający w swojej szczerości. Na hodowli koni arabskich się nie zna, ale już wie, że to będzie jego życiowa pasja – zapowiedział w wywiadzie po objęciu stanowiska.

Był urzędnikiem związanym z sektorem bankowym, więc uważa, że poradzi sobie w stadninie. On deklaruje, że się wyzwań nie boi, ale czy konie podołają?

Są sprawy, które z perspektywy państwa uważamy za formalnie i merytorycznie błahe, lecz nabierają znaczenia z powodu kontekstu i okoliczności. To mechanizm społeczny znany w polityce od zarania i są niezliczone przykłady nagłego wzrostu ważności kwestii przedtem wręcz tuzinkowych. To jest przypadek stadniny koni, gdzie szefem został człowiek z partyjnego nadania, który w dodatku sam przyznał się do ignorancji w dziedzinie, w której przyszło mu pracować. A ponieważ nominat nie sprawił wrażenia mistrza marketingu i zarządzania – delikatnie rzecz ujmując – stał się łatwym łupem opozycji.

Gorzej jeszcze, gdyż wokół tej nominacji już wytworzył się klimat iście „kononowiczowski”, co jest zabójcze dla każdej formacji politycznej. Całkiem niedawno przekonała się o tym Platforma, której prominentni przedstawiciele, jak Bartłomiej Sienkiewicz czy Radosław Sikorski zostali najpierw porażeni kpiną z powodu papkinowskego stylu uprawiania polityki i potem już się nie wyplątali z tego kabaretu.

Sprawa nieszczęsnego prezesa od koni jest analogicznym przypadkiem. Tym bardziej, że PiS z nieznanego bliżej powodu postanowił przybić banderę do masztu w kwestii tej nominacji. Jest więc duże prawdopodobieństwo, że chodzi o bardziej o kolesiostwo na jakimś wysokim szczeblu partyjnej układanki. Nie można inaczej wytłumaczyć uporczywego milczenia partii rządzącej w tej sprawie, jak faktem, że ktoś na poziomie ministerstwa zagiął parol na obsadę tego stanowiska przez swojego człowieka. Opozycja rzuciła się więc na tę nominację niczym stado wygłodniałych wilków i sprawa z miejsca przeskoczyła z rzędu lokalnych do ligi krajowej. Tymczasem nikt z rządu ani nie odpiera ataków, ani nie tłumaczy tej decyzji.

Agencja Nieruchomości Rolnych, która mianowała nowego prezesa w Janowie jest nadzorowana przez ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela i to on pośrednio odpowiada za całą wrzawę. W tym przypadku jego milczenie jest kompromitujące dla Dobrej Zmiany. Minister Jurgiel zawsze wygląda jak niedźwiedź w środku zimowej nocy wywleczony z gawry. Być może pod tą jego senną aparycją kryje się intelekt ostry jak brzytwa, w końcu jest ministrem rolnictwa już w trzecim rządzie, licząc od 2005 roku, o ile się nie mylę. Być może Jarosław Kaczyński traktuje Jurgiela jak pan Zagłoba Rocha Kowalskiego – darzy go ojcowskim uczuciem, choć nie ma pomiędzy nimi pokrewieństwa. Jednak pan Zagłoba nie forsował Rocha na regimentarza, a w razie potrzeby potrafił trzepnąć go w ucho.

Być może wreszcie nowy prezes stadniny w Janowie jest poczciwcem z kościami, dusza człowiek, że tylko do rany go przyłóż i tak trzymaj. Jednak na tej konkretnej posadzie i w relacji do deklarowanej Dobrej Zmiany jego nominacja jest – za przeproszeniem – gó….ną zmianą i kompromituje rząd. Premier Beta Szydło w tym kontekście została sprowadzona do roli malowanej lali, na podobieństwo jednej z tych słodkich dziuniek, które niczym bluszcz spowijają Ryszarda Petru podczas konferencji prasowych.

Jest oczywiste, że żaden minister rolnictwa nie jest w stanie sam ogarnąć tych wszystkich stadnin, stacji hodowli roślin, ośrodków maszynowych i czego tam jeszcze. Ale jeśli zapragnął w ciągu jednego dnia wymienić kadrę kierowniczą w 280 filiach agencji rolnych, to powinien przynajmniej reagować natychmiast na rozwój wydarzeń. Tymczasem Dobra Zmiana popada w groteskę, a ministra jakby zamurowało. To daje asumpt do przypuszczeń, że wszedł w buty PSL-u. Według hasła rodzina na swoim. Wiadomo, że Jurgiel wszystko zawdzięcza szefowi PiS, łącznie z karierą rządową. Teraz jednak nadszedł moment, w którym Jarosław Kaczyński powinien trzepnąć ministra Jurgiela w ucho. Z ojcowej ręki nie boli.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych