Tylko jedno wydaje się u Lecha Wałęsy stałe: nie dać się przyłapać na prawdzie

Fot. Cherie Cullen/defense.gov/Wikimedia Commons
Fot. Cherie Cullen/defense.gov/Wikimedia Commons

Wałęsa odgrywający na Florydzie wielkie panisko, a natrząsający się z tych skromnych ludzi, często żyjących w biedzie, na których donosił, jest nie do zniesienia.

Lech Wałęsa ma absolutne i pełne prawo do obrony. Ale broni się podle. Najpierw zarzucił zdradę wszystkim identyfikującym się z „Solidarnością”, którzy mieli dość jego kłamstw. Potem ohydnie obraził tych, na których donosił, nazywając ich ludźmi nieważnymi, nikim. Nawet nie napiszę, z czym się kojarzy sprowadzanie ludzi do nicości. Wreszcie zaczął Wałęsa wypisywać jakieś insynuacje na temat prezydenta Andrzeja Dudy. Ten ostatni „numer” ma odwrócić uwagę od tego, że pali się wszystko wokół niego. Chce więc przewekslować debatę na te swoje insynuacje. Mogą mówić o nim jako o najgorszym oszczercy, byle nie o opłacanym kapusiu. To wszystko jest oczywiście moralnie okropne, bo Wałęsa odwołuje się do panświnizmu, od lat uprawianego przez Urbana. I sugeruje, że wszyscy są upaprani, a nawet uświnieni, a on jest najważniejszy, więc tylko jego się czepiają. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie najzwyczajniej szokuje. Te wszystkie okropieństwa Wałęsa mówi z Matką Boską w klapie bądź na koszuli (w Miami jest ciepło).

Nie chciałem już pisać na naszym portalu o Wałęsie, lecz obok dwóch rzeczy nie jestem w stanie przejść obojętnie w związku z tym, jak bardzo goni on ostatnio w piętkę: pieniędzy i kłamstw. Pieniądze, które mógł zarobić pisząc donosy i podle zdradzając ufających mu kolegów są obsesją TW Bolka już w styczniu 1971 r. Jeszcze całkiem nie ostygły zwłoki zabitych w grudniu 1970 r., przecież także jego kolegów, a on już pisze donosy niczym stachanowiec, żeby dostatecznie dużo zarobić. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można było zapomnieć o tych zabitych i wystawiać esbecji za kasę następnych. Bo przecież szczegółowe informacje o nich wystawiały ich na niebezpieczeństwo, udrękę, prześladowania. To się nie liczyło, byle kasa się zgadzała, co całkiem jasno wynika z ocen prowadzących TW Bolka ubeków oraz z jego stachanowskiej aktywności. W październiku 1973 r. nawet totalnie zdemoralizowani zawodowi szpicle z SB zaczęli narzekać, że TW Bolek wciąż żąda pieniędzy, a nie daje wartościowych materiałów w zamian.

Nie chcę pisać o stosunku Lecha Wałęsy do pieniędzy w latach 80., 90. i po roku 2000, choć on sam wielokrotnie o tym mówił, i to w fatalnym stylu, bo jest mi zwyczajnie wstyd i przykro. Jedyną organizacją, do której w swoim życiu należałem jest „Solidarność” – ta pierwsza, z Lechem Wałęsą jako jej i moim przewodniczącym. I nie jestem w stanie spokojnie się wypowiadać o przeliczaniu wszystkiego na kasę, pamiętając w dodatku, co wtedy robiliśmy i jak kasa nie miała w tym żadnego znaczenia. Dlatego nie mogą też patrzeć na ostatnie popisy mojego byłego związkowego przewodniczącego. Na te luksusy w Miami, bale, smokingi i apartamenty. Same w sobie one w niczym mi nie przeszkadzają. Wałęsa jest noblistą, znanym na świecie człowiekiem i ludzie jego pokroju tak są goszczeni. Przeszkadza mi, i to bardzo, że z tych apartamentów, luksusowych hoteli i wystawnych balów Wałęsa mówi z bezgraniczną pogardą o swoich byłych kolegach, na których donosił. Niektórzy z nich już nie żyją, jak Kazimierz Szołoch, ale wszyscy mieli przez donosy Bolka wielkie kłopoty, byli prześladowani, wyrzucani z pracy, często żyli w biedzie. I Wałęsa odgrywający na Florydzie wielkie panisko, a natrząsający się z tych skromnych ludzi, jest nie do zniesienia i nie do zaakceptowania.

Nie do przyjęcia jest też niekończący się festiwal kłamstw laureata pokojowej nagrody Nobla. Właściwie można odnieść wrażenie, że Lech Wałęsa nic innego nie robi, tylko swoje poprzednie kłamstwa przykrywa świeżymi. Jego ostatnie wpisy na portalu społecznościowym mogłyby brać udział w konkursie na najbardziej bezczelne kłamstwo roku. Wałęsa chyba nie rozumie, że zapisując kolejne, kompletnie różne od poprzednich wersje wydarzeń z przeszłości, po prostu się ośmiesza. Ale to pół biedy, choć i to jest przykre, bo to znany Polak i nie powinien dawać powodów do niekończących się drwin. Najważniejsze jest jednak to, że nie można uznać za prawdziwe nawet jednego zdania wypowiadanego przez Lecha Wałęsę. W tych jego wypowiedziach wszystko się zmienia, i to nie z dnia na dzień, lecz z godziny na godzinę. Wałęsa nie daje najmniejszych podstaw, by cokolwiek z tego, co mówi uznać za stałe, sprawdzone i wiarygodne. To jest jeden wielki młyn kłamstw, fikcji, konfabulacji i przeinaczeń. Nie wiem, jak można sensownie rozmawiać z kimś, kto nawet własnych słów sprzed godziny nie traktuje poważnie i ich się nie trzyma. Wygląda na to, że dla Lecha Wałęsy nie istnieje pojęcie prawdy i nie ma ono dla niego żadnej wartości. Liczy się wyłącznie dialektyka. I to w najbardziej pokręconej i zamataczonej wersji. Tylko jedno wydaje się u Lecha Wałęsy stałe: nie dać się przyłapać na prawdzie.

Czytaj więcej na następnej stronie ===>

Napisałem tylko o dwóch bardzo bolesnych i trudnych do przyjęcia elementach postawy czy też filozofii Lecha Wałęsy, choć jest ich znacznie więcej. Ale te są szczególnie przykre. Nie jest bowiem tak, że po bardzo wielu Polakach, w tym po mnie, obserwujących tragifarsę z Lechem Wałęsą, to wszystko spływa. Nie spływa i nie daje nawet grama satysfakcji. To okropne przeżycie, bo upaprana zostaje część bardzo chwalebnej historii, w którą zaangażowane były miliony. Sam Lech Wałęsa odziera to wszystko ze wzniosłości, czyni karykaturą, a wręcz wyrzuca na śmietnik. To nie ci, którzy są zbrzydzeni zawartością teczek Bolka i jego późniejszymi kłamstwami, niszczą piękne karty polskiej historii. To sam Lech Wałęsa je niszczy oraz ci, którzy bezrozumnie i wbrew faktom go usprawiedliwiają. Babranie się w tym, co wynika przede wszystkim z postawy samego Lecha Wałęsy, a czego nie sposób nie zauważać, bo prawda, choćby najgorsza, powinna być w końcu ujawniona, dla nikogo normalnego nie jest miłe. To jedno z najgorszych doświadczeń, o ile nie najgorsze, ostatniego 26-lecia, przynajmniej dla mojego pokolenia. Dlatego trzeba to doprowadzić do końca i w miarę możności zamknąć ten rozdział. To przykre, a wręcz okropne, ale musimy przez to przejść.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.