Naimski o archiwach po SB: Ludzie, którzy mają wiedzę są nie tylko w Polsce, ale i Moskwie, czy Berlinie. To rodzi realne niebezpieczeństwo. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/ansa
Fot. wPolityce.pl/ansa

IPN nie szukał materiałów, a obecnie wysyła sygnał, że w domach nie należy chować papierów. To jest działanie na szkodę zasobu archiwalnego, który może przebywać w prywatnych rękach. To działanie na szkodę Polski

— mówi portalowi wPolityce.pl Piotr Naimski.

CZYTAJ TAKŻE: IPN udostępnił akta „Bolka”! Zobowiązanie Wałęsy do współpracy, pokwitowania odbioru pieniędzy i list Kiszczaka… ZOBACZ DOKUMENTY!

wPolityce.pl: W Polsce za sprawą „szafy Kiszczaka” wróciła debata na temat przeszłości Lecha Wałęsy. Wiele osób pyta, dlaczego teraz. Czy sądzi Pan, że to ma znaczenie? Widzi w tym Pan jakiś plan?

Piotr Naimski: Trudno spekulować w tej sprawie. Na pewno znaczenie ma sprawa śmierci gen. Czesława Kiszczaka. To jest element, który nadał całej sprawie nowy tok. Dziś ciekaw jestem jednak bardziej, dlaczego IPN nie starał się tych dokumentów odzyskać. Jest przecież ustawa nakazująca oddanie wszystkich dokumentów wytworzonych przed 1989 rokiem przez SB. Dlaczego IPN nie próbował odzyskać akt? Czy sprawdzono, czy takie akta są w prywatnych rękach. To pytanie do Instytutu.

IPN wszedł do domu Kiszczaka i zabezpieczył dokumentację. Powinien szukać innych prywatnych archiwów?

Dla mnie to naturalne. Pytanie dlaczego IPN nie stara się sprawdzić wielu innych miejsc, w których można spodziewać się ukrywania akt SB. W prywatnych rękach wciąż mogą być przechowywane dokumenty SB. Wielu wyższych funkcjonariuszy SB miało dostęp do takich dokumentów. Ich można podejrzewać, że prywatyzowali akta. Takich ludzi jest cały szereg.

Jak na nich działa obecna sytuacja?

IPN nie szukał archiwów, a obecnie wysyła sygnał, że w domach nie należy chować papierów. To jest działanie na szkodę zasobu archiwalnego, który może przebywać w prywatnych rękach. To działanie na szkodę Polski. Te papiery będą obecnie dokładniej chowane. Możemy się spodziewać, że będą nadal używane. Cała historia związana z dokumentami dotyczącymi TW Bolka to natomiast element dużo większej całości.

Tu nie chodzi jedynie o Lecha Wałęsę?

To jest sprawa symboliczna dla całej transformacji. Jednak to tylko część. Można się spodziewać, że jak był szantażowany ujawnieniem akt Lech Wałęsa, tak zapewne szantażowanych mogło być wielu innych polityków, ważnych osób, ludzi, którzy zaczęli robić kariery w biznesie po 1989 roku. Oni mogli być sterowani przez dawnych funkcjonariuszy.

Są jakieś podstawy, by tak sądzić?

Zauważmy, że odwróciła się sytuacja w III RP. Dawni oficerowie bezpieki, którzy prowadzili agentów, zaczęli być w III RP zatrudniani przez prowadzonych wcześniej TW. Dzięki temu często trafiali do miejsc dających im nienależne wpływy. Jeśli ta sytuacja nie ulegnie zmianie, to będziemy w tej samej sytuacji, co w 1992 roku. Wtedy miałem sposobność tłumaczenia opinii publicznej, że tajną współpracę należy oceniać nie tylko na płaszczyźnie moralnej, ale i bezpieczeństwa narodowego. To jest zagrożenie dla państwa, gdy istotne miejsca w życiu publicznym zajmują ludzie, którzy mogą być szantażowani własną przeszłością. Ci, którzy znają wstydliwą przeszłość ludzi na ważnych stanowiskach, mają na tych ludzi wpływ. A pamiętajmy, że ludzie, którzy tę przeszłość znają są nie tylko w Polsce, ale i Moskwie, Berlinie. Są w wielu miejscach świata. W tej sytuacji Polska może być krajem sterowanym z zewnątrz. To jest problem dotyczący zatem bezpieczeństwa. Sprawa Lecha Wałęsy jest tylko jednym z elementów.

Rozmawiał KL

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych