Petru podąża tropem jegomościa z Łodzi. Czy to tylko polityczna nienawiść, czy już pełny obłęd?

fot.  PAP/Marcin Obara
fot. PAP/Marcin Obara

Zaraz po wyjeździe sterty teczek z domu pani Kiszczakowej żartowaliśmy z kolegami, że najpewniej to kolejny akt zemsty Jarosława Kaczyńskiego na byłym prezydencie.

Ustaliśmy wówczas, że obecny naczelnik państwa musiał zaprosić na kawkę wdowę po byłym generale wszystkich kapusiów, by wreszcie właściwe dokumenty znalazły się prędko we właściwym dla nich miejscu. Te pełne realizmu rozważania snuliśmy z uśmiechem na ustach i nawet jeden z nas, człek poważny i trzymający się z dala od polityki, a zwłaszcza od tej, reprezentowanej przez PiS, nie wytrzymał. Wrzasnął – czy wy naprawdę zwariowaliście, czy tylko chcecie mnie sprowokować? Popukał się znacząco w czoło, dając do zrozumienia, że żadna prowokacja nie przejdzie.

Okazuje się, że nie ma takiego idiotyzmu, którego nie dałoby się politycznie wykorzystać. Szczególnie, gdy czołówka społecznego poparcia oddala się, a najmniejszy choćby pomysł na jej dogonienie nie istnieje. Wówczas desperaci wsiadają do każdego pojazdu, nie patrząc nawet czy ma on koła i w którą stronę podąża. Do takiego właśnie wehikułu wskoczył ostatnio Ryszard Petru i począł przez wybite okno wrzeszczeć, że Kaczyński przygotował spisek wespół z dawnymi ludźmi bezpieki, a odwiedziny prezesa IPN przez wdowę po herszcie wszystkich konfidentów, prowokatorów, donosicieli i innych łajdaków są właśnie rezultatem tej zmowy. Czyż nie jest to szczyt intelektualnej elokwencji szefa Nowoczesnej? Tylko patrzeć, jak Petru wygłosi w najbliższym wolnym terminie wykład w siedzibach sprzyjających mu mediów na temat wieloletniej współpracy Jarosława Kaczyńskiego z tajnymi służbami komuny.

Przecież to owa współpraca spowodowała powstanie kompromitujących Wałęsę dokumentów. Kaczyński, w czasie swej pracy w kancelarii Wałęsy, podłożył mu do podpisu przygotowane przez bezpiekę kwity, a ten, darząc go największym zaufaniem, sygnował wszystko. Panie Petru, tak właśnie było! Daję Panu gotową tezę do następnych publicznych wystąpień, zwłaszcza podczas wszelkich ulicznych przemarszów i wieców, jakie snują się po Pana ogromnej, ale jednak stale kontrolowanej przez umysł wyobraźni. I wszystko to musi Pan koniecznie powtórzyć w Brukseli Schultzowi i jemu podobnym. Masy zawsze oczekują na prawdziwego przywódcę. I Pan prawie już nim jest, ale – jak powszechnie wiadomo – słówko prawie, czyni wielką różnicę.

Kolejnymi dowodami, podobnymi do ogłaszanych dziś, mógłby Pan z łatwością prezesa PiS odsunąć nie tylko od jego sympatyków, ale nawet od pani Kiszczakowej i zaprzyjaźnionego środowiska bezpieki. Jeśli Pan się dobrze postara, w każdej chwili może się doczekać poparcia samego Wałęsy, a nawet gen. Dukaczewskiego. Niech Pan idzie tą drogą nigdzie nie zbaczając. Nawet gdyby miał Pan znowu nosić teczkę za, albo i przed Balcerowiczem. W końcu jego teczka już nic nie waży. Naród czeka! Stefanowi N. się nie udało, ale Pan jest też bardzo utalentowany. Naprzód!


W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet: „Resortowe dzieci. (2 tomy, media i służby)”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych