Na kanwie teczek TW Bolka: polska transformacja była gościnnym występem Teatru na Łubiance?

Fot. YouTube
Fot. YouTube

„Okrągły stół” w Polsce zaczął się 6 lutego 1989 r. i był to już ostatni dzwonek biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Pradze, Budapeszcie i w mniejszym stopniu w Berlinie. Później już nie byłoby co zbierać. Łaskawość „demokratów” Jaruzelskiego i Kiszczaka jest więc wyjątkowo naciągana i zakłamana. Grunt palił im się pod nogami, a „okrągły stół” dał im drugie życie i chwalebne „legendowanie”. Jest wiele przesłanek, że bez „okrągłego stołu” reżim firmowany przez „ludzi honoru” Jaruzelskiego i Kiszczaka padłby gdzieś w połowie 1989 r., a najpóźniej jesienią tego roku. A tak towarzysze generałowie Kiszczak (w MSW) i Siwicki (w MON) spokojnie urzędowali jako ministrowie „pierwszego demokratycznego” do początku lipca 1990 r., niszczyli albo ukrywali archiwa, zacierali ślady zbrodni i innych przestępstw i hodowali swoich następców, by potem przejść na wysokie emerytury i uchodzić za zbawców. A Wojciech Jaruzelski został 19 lipca 1989 r. prezydentem PRL, zaś od 31 grudnia 1989 r. prezydentem RP i był nim przez rok. By chronić demokrację, a faktycznie interesy i tajemnice komunistycznych bandytów i aparatczyków. I to jest prawdziwa klęska, a nie osiągnięcie początków III RP.

Teatr na Łubiance z gościnnymi występami w Magdalence, a potem w Warszawie miał m.in. wyłonić liderów transformacji, a ten polski wzór przeniesiono by potem do innych stolic. Lech Wałęsa był oczywistym kandydatem na lidera, bo dużo wcześniej był optymalnym wariantem dla ówczesnej władzy (a właściwie jej tajnych służb) oraz dla przeważającej części opozycji. Zupełnie nową kreacją był natomiast Aleksander Kwaśniewski, którego napompowali najważniejsi architekci „okrągłego stołu”, i zrobili to bardzo sprytnie. Kwaśniewskiego przedstawiano jako „liberała”, który wymknął się generałom spod kontroli i wbrew ich woli szybko znalazł wspólny język z takimi ludźmi jak Jacek Kuroń, Bronisław Geremek czy Adam Michnik. Kwaśniewskiemu dorobiono więc „legendę” self-made mana, który „urwał się” Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. Piękna bajka, ale skuteczna, bo dała później Kwaśniewskiemu prezydenturę przez dwie kadencje, i to bezpośrednio po urzędowaniu Lecha Wałęsy, co miało duże znaczenie.

W efekcie „okrągłego stołu” powstał model transformacji, wyłoniono liderów oraz stworzono odpowiednie „legendy” dla każdej ze stron. „Legenda” Lecha Wałęsy była jedną z najważniejszych. Także prezydentura Wałęsy była bardzo ważna, bo gwarantowała respektowanie umów „okrągłego stołu” w kluczowych latach. Okres 1989-1995 był najważniejszy, bo wtedy beneficjanci umów wywodzący się z poprzedniego systemu okrzepli oraz zyskali quasi-demokratyczną i quasi-rynkową legitymizację. Wiele wskazuje na to, że przez pierwsze kilka miesięcy prezydentury Lech Wałęsa sądził, iż zerwał się z uwięzi tych, którzy znali akta TW Bolka (a jak teraz wiadomo, także fizycznie je mieli).

A przynajmniej, że jego oficjalna pozycja jest na tyle silna, iż nikt się nie ośmieli uderzyć aktami TW Bolka. Coś się jednak stało jesienią 1991 r., co doprowadziło do wymiany szefów kancelarii prezydenta oraz jego gabinetu. I zaczęły się wyjątkowo dziwne wygibasy oraz zakrętasy polityki Lecha Wałęsy. Odnalezione u Kiszczaków akta TW Bolka oraz inne dokumenty pewnie nie wyjaśnią, kto i jak wpływał na Lecha Wałęsę od jesieni 1991 r. do końca jego prezydentury. Ich istnienie oraz list Kiszczaka, dowodzący, że w kwietniu 1996 r. chciał je oddać, ale się rozmyślił, wskazują na to, że te „kwity” do końca prezydentury Wałęsy były do czegoś potrzebne. Istniała jakaś niepisana umowa, ale w razie czego były jeszcze teczki – do dyscyplinowania. Co nimi załatwiano? Jak często nimi grano? Jak to wpływało na decyzje Lecha Wałęsy jako prezydenta? A jeśli niektóre decyzje były wymuszone czy tylko korygowane, to jak to wpływało na polską politykę, nasze bezpieczeństwo i generalnie nasze interesy? Tego pewnie szybko się nie dowiemy, ale warto się tym zajmować. Może w archiwach z domu Kiszczaków jest część odpowiedzi, a może nie. Jeśli nie, to warto szukać dalej. A na pewno warto pytać.


Książka, którą trzeba przeczytać!

720 stron mrocznej prawdy! „Konfidenci” autorstwa Sławomira Cenckiewicza, Witolda Bagieńskiego i Piotra Woyciechowskiego.

Publikacja zawiera wiele unikatowych dokumentów i ilustracji pochodzących z zasobów archiwalnych IPN. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.