Wdowa po Czesławie Kiszczaku odegrała piękny teatr dla naiwnych. Jej czyn nie był żadnym wyskokiem

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Wdowa po Czesławie Kiszczaku odegrała piękny teatr dla naiwnych. Jej czyn nie był żadnym wyskokiem

Oddanie archiwum Kiszczaka do IPN, wpuszczenie do domu ekipy prokuratorów instytutu oraz kamer było swego rodzaju polisą. Żeby już nikt niczego nie szukał w domu Kiszczaków.

Dlaczego Maria Teresa Kiszczak, wdowa po generale Czesławie Kiszczaku, ujawniła w IPN, że posiada dokumenty dotyczące TW Bolka i inne akta? A potem te dokumenty trafiły do instytutu. Pojawiło się wiele teorii spiskowych, ale wytłumaczenie wydaje się całkiem proste. Sądzę, że zrobiła to dla własnego bezpieczeństwa. Dzięki mężowi musiała bardzo dobrze wiedzieć, co się stało w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w Aninie z byłym premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem i jego żoną Alicją Solską. Małżeństwo najpewniej zabito z powodu dokumentów przechowywanych w domu przez Piotra Jaroszewicza: wszystko jedno, czy pochodzących z hitlerowskiego tajnego archiwum czy dotyczących sowieckich agentów. Przypomnę, że Jaroszewicz był nie tylko premierem, ale i komunistycznym generałem dywizji, który do cennych archiwaliów wojskowych miał dostęp. Zapewne z powodu zagadkowych motywów zbrodni, ta sprawa do dziś nie została wyjaśniona. Mimo procesu pospolitych bandytów, których ostatecznie uniewinniono w roku 2000 i mimo wznowienia śledztwa w roku 2005.

Pomijając inne dokumenty przechowywane w domu Kiszczaków, tylko teczki TW Bolka stanowiły określoną wartość handlową. Były więc niebezpieczne nie tylko z powodu swej wartości, powiedzmy, agenturalnej. Można je było potraktować jako swego rodzaju skarb, który da się drogo sprzedać. Co oznacza, że gdyby wiedza o ukrytym w domu archiwum gdzieś wyciekła, nawet przypadkowo, także zwykli kryminaliści mogli być zainteresowani wykradzeniem „skarbu”. Nie mówiąc już o ludziach związanych z tajnymi służbami (obecnie czy w przeszłości). Wdowa po Kiszczaku miała w domu „gorący towar” i ryzykowała życiem. I zapewne po konsultacjach z rodziną postanowiła te dokumenty oddać, żeby nie ryzykować. Wielu zadaje sobie pytanie, dlaczego Maria Kiszczak nie przekazała tego archiwum jakimś kolegom czy podwładnym męża. Tu też odpowiedź jest stosunkowo prosta. Jeśli ktoś, tak jak Czesław Kiszczak, był szefem najpierw wojskowego wywiadu, potem wojskowego kontrwywiadu, a następnie szefem MSW, czyli zwierzchnikiem wszystkich esbeków, to tak naprawdę nie miał przyjaciół. Był najważniejszym wilkiem wśród wilków. Przekazanie archiwum komuś z podwładnych męża też było właściwe niemożliwe, bo dzielił ich zbyt duży dystans od zwierzchnika i ogromna różnica wtajemniczenia w sprawy istotne dla poprzedniego systemu. W tej sytuacji nie jest wcale łatwo sprzedać takie dokumenty komuś z kręgu służb, bo istniała elementarna kwestia braku zaufania. Sprzedaż czy przekazanie ludziom „resortu” byłoby też zwyczajnie niebezpieczne.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych