Prof. Zybertowicz: Wyborcy, którzy poparli PiS są odlegli od mentalności postkolonialnej. "Platforma nie chciała drażnić tajnych służb"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube
Fot. Youtube

Za czasów Platformy nie udało się uregulować procesów kontrolowanych przez tajne służby tak, by to było zgodne ze standardami zewnętrznej kontrolowalności

— mówił prof. Andrzej Zybertowicz na antenie Radiowej Jedynki, komentując medialno-polityczną histerię, jaką rozpętano wokół tzw. „ustawy inwigilacyjnej”.

W szóstym roku rządów Platformy Obywatelskiej, najbardziej wolnościowej partii, jaka istnieje w we wszechświecie, dziennikarka „Gazety Wyborczej” napisała, że „nie ma silnych na tajne służby”

— podkreślił prof. Zybertowicz, przywołując artykuł z „GW”, w którym dziennikarka przyznawała, że sprawa nadzoru nad służbami.

Jak tłumaczył doradca prezydenta, nikt wówczas nie alarmował, nie protestował, nie podnosił publicznej debaty na temat inwigilacji.

W dzisiejszym świecie poza anarchistami problemem nie jest to, czy służby mogą podsłuchiwać, tylko czy istnieją procedury kontroli nadzoru służb

— zaznaczył, przypominając że „służby są instrumentem, który ma zwalczać przeciwnika który działa skrycie”. Uprawnienia służb do tajnego działania są znacznie szersze, niż możliwości dziennikarzy czy nawet prokuratorów.

Jak zauważa prof. Zybertowicz, z uprawnieniami służb do działań ukrytych wiążą się zagrożenia, ale mają one także stanowić o bezpieczeństwie państwa.

Problem polega na tym, że Platforma Obywatelska miała 11 miesięcy, żeby bez presji czasu, zagrożenia imigracyjnego czy zagrożenia terrorystycznego przeprowadzić w świetle kamer, przy towarzyszeniu dyskusji publicystycznej, ustawę która by to regulowała

— podkreślił, stawiając pytanie ile czasu środowiska mówiące dziś o „ustawie inwigilacyjnej” poświęciły rozmowie na temat wymogów uregulowania tych kwestii prawnych, wynikających z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Prof. Zybertowicz, nawiązując do artykułu tygodnika „wSieci” – Folwark specsłużb – zaznaczył że debata o zmianach w MON była prowadzona tak samo stronniczo, jak sprawa inwigilacji. Przypomniał, że zanim minister Antoni Macierewicz dokonał zmian na stanowiska płk. Duszy, do ministrów, do szefa BBN i do innych instytucji rozsyłany był materiał z ostrzeżeniem.

Grożono zrobieniem szumu medialnego, który będzie szkodliwy dla Polski

— mówił Zybertowicz, przypominając jak daleko ten szum medialny poszedł, skoro Tomasz Siemoniak ogłosił, iż mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której „państwo NATO zaatakowało NATO”.

Grano tutaj na mechanizmach, hodowanych w Polsce przez lata, które wbiły społeczeństwo w mentalność postkolonialną. W tym przypadku jednak przeliczono się z oczekiwaniami i wywołana histeria nie pociągnęła za sobą ruchów społecznych.

Ta część wyborców która poparła Prawo i Sprawiedliwość jest odległa od mentalności postkolonialnej i takie sztuczki do niej nie trafiają

— podkreślił prof. Zybetowicz.

To, że politycy próbują wprowadzać w błąd i spłycać, to naturalne, ale rolą dziennikarzy jest kontrolowanie. Dziennikarze w przypadku ustawy inwigilacyjnej nie domagali się opinii ekspertów. Bardzo rzadko mówiono o konkretach. Nie analizowano orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i to w jakim zakresie wychodzi naprzeciw temu orzeczeniu

— dodał. Jego zdaniem wynika to z faktu, że poprzedni układ przyjął założenie, iż nie należy drażnic tak silnej grupy interesów, jaką jest wojsko i środowisko tajnych służb.

mall

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych