PÓŁ PORCJI MAZURKA. Krytykując program 500+ opozycja i jej publicyści mogliby choć poznać fakty

premier.gov.pl
premier.gov.pl

Jeszcze nie rozpoczęły się sejmowe prace nad projektem 500+, a już został on zmieciony przez falę krytyki. Ilość jawnych manipulacji została przy tym przekroczona wielokrotnie. Oto kilka przykładów:

1) „Miało być 500 zł na każde dziecko, a teraz dają tylko na drugie” (Bartosz Arłukowicz).

Nieprawda. Oczywiście fraza „500 zł na dziecko” dźwięczała w uszach, ale od samego początku jasno mówiono, że chodzi o dodatek na drugie i każde kolejne dziecko, a tylko najbiedniejsi dostaną już od pierwszego dziecka.

Będę chciał, aby zrealizowany został następujący program: 500 zł na każde dziecko, poczynając od drugiego (dla rodzin o najniższych dochodach na każde dziecko)

— deklarował na swej konwencji jeszcze w kwietniu 2015 roku kandydat na prezydenta Andrzej Duda. Ten pomysł był później powtarzany wielokrotnie. Nie wierzycie? Sprawdźcie choćby w tak wiarygodnej „Gazecie Wyborczej”.

2) „Lepiej dawać te pieniądze w formie zwolnień podatkowych niż do ręki” (Łukasz Warzecha)

Półprawda. Oczywiście, że lepiej, bo nie trzeba by zatrudniać urzędników do rozdzielania tych pieniędzy i tu Warzecha w tekście, z którym się zasadniczo zgadzam ma rację. Tyle tylko, że ten program w takim wydaniu obejmowałby wyłącznie ludzi płacących minimum 6000 zł podatku dochodowego rocznie. A co z rolnikami? Jest zresztą cała rzesza Polaków, którzy przekraczając minimalne dochody nie płacą takich podatków. Dla nich więc trzeba by budować inną strukturę albo po prostu nie dawać im tych pieniędzy robiąc 500+ wyłącznie dla klasy średniej i najbogatszych.

3) „Program spowoduje gwałtowny wzrost biurokracji”.

Manipulacja. Jeszcze nikt nie dostał z tego programu ani złotówki, ba, jeszcze nie został uchwalony, wróć, co ja mówię, jeszcze nikt go w Sejmie nie czytał, a już pojawiły się dokładne wyliczenia! Najpierw kraj obiegła wieść o 20 urzędnikach, które będą obsługiwały ten program w samych tylko Gliwicach. Mówił o tym prezydent tego miasta Zygmunt Frankiewicz, notabene polityka bardzo zaangażowany w kampanię Bronisława Komorowskiego. Nie wiadomo, na czym oparł swe wyliczenia, bo mówiąc te słowa projektu ustawy jeszcze nie mógł przeczytać! Frankiewicza szybko przebiła jednak dziennikarka Polsatu.

Długosz zapewne oparła się na szacunkach (podkreślam: szacunkach) wiceministra Bartosza Marczuka, który nie mówił jednak o dodatkowych urzędnikach, a urzędnikach w ogóle, którzy będą pracowali przy tym programie. Niby mała rzecz, a sens odmienny.

4) „Pojawia się jakieś tajemnicze kryterium dochodowe” (Renata Kim).

Nieprawda. Oczywiście redaktor Kim ma rzeszę fanów - do których, obok kilku znanych dziennikarzy, także sportowych, należę – słuchających ją właśnie dlatego, że nigdy nie wie o czym mówi, ale tu akurat sama uderzyła się pięścią w głowę. Otóż PiS nigdy nie deklarował, że program ten nie będzie obejmował najbogatszych. Wspomniany wiceminister Marczuk mówił, że gdyby wprowadzić kryterium 5 tys. zł dochodu na głowę, to państwo zaoszczędziłoby teoretycznie 5 milionów zł w programie wartym ponad 17 miliardów! Notabene ten sam zarzut pojawia się z drugiej strony – rząd nie wprowadził kryterium dochodowego. Mówią o tym głównie posłowie Nowoczesnej, ale nie tylko.

— pokpiwał dziennikarz RMFTVN24. I tu wracamy do „oszczędności teoretycznych”.

Otóż gdyby program miał obejmować tylko biedniejszych, to KAŻDY chcący z niego skorzystać musiałby przedstawiać zaświadczenie o zarobkach. Efekt?

W programie PiS z 2014 roku była mowa o tym, że te 500 zł nie przysługiwałoby bogatym, ale zrezygnowaliśmy z tego, bo weryfikacja zarobków byłaby kosztowniejsza niż te dodatki.

— tłumaczył to już po wyborach wicepremier Piotr Gliński.

Rozumiem, że wtedy zamożni dziennikarze rzuciliby się na PiS, że wyrzuca pieniądze w błoto, prawda?

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.